— Twoje f… — Rita upuściła klucze, gdy drzwi do jej mieszkania otworzyły się same. Na progu stała nieznajoma dziewczyna w ogromnym T-shircie z Nirvaną.
„Auć!” pisnęła dziewczyna, odskakując na bok. „Przepraszam, myślałam, że to dostawca pizzy”.
„A ja myślałam, że to moje mieszkanie” – Rita wyszła na korytarz, ciągnąc za sobą nieporęczną walizkę. Po trzynastu godzinach w samolocie nerwy dźwięczały jej jak napięte struny. „Ale najwyraźniej pomyliłam piętro? Kim pan jest i na jakiej podstawie jest pan w moim mieszkaniu?” – kobieta spojrzała na nieznajomego.
— Nie, nie, to twoje mieszkanie! — dziewczyna nerwowo podniosła klucze, które wypadły Rity. — Jestem Nastia, siostrzenica Dimy. Nie ostrzegał cię?
„Siostrzenica Dimy?” Rita zmrużyła oczy, przyglądając się nieproszonemu gościowi. Chuda jak trzcina, najwyżej osiemnastoletnia. Jej jasne włosy były związane w niedbały kucyk, a oczy… Boże, jej oczy były załzawione! „Wiesz, kochanie” – Rita zrzuciła buty i z przyjemnością poruszyła palcami – „przez piętnaście lat małżeństwa poznałam na pamięć wszystkich krewnych Dimy. I nie pamiętam żadnej siostrzenicy Nastii.
Dziewczyna zbladła: „Ale on powiedział… Obiecał, że się z tobą zgadza! Mogę ci pokazać wiadomości…”
— No dalej, pokaż mi — Rita weszła do kuchni, zdejmując po drodze kurtkę. — A skoro już przy tym jesteś, wyjaśnij mi, dlaczego pachniesz jak woda kolońska Dimy.
W kuchni unosił się intensywny zapach smażonej cebuli i czosnku. Coś bulgotało w ogromnym garnku na kuchence.
— Ja, eee… gotuję obiad — Nastya zawahała się w drzwiach. — Może powinnaś coś zjeść? Byłaś w trasie…
„Sprzedałabym teraz duszę za kieliszek wina i gorącą kąpiel” – Rita opadła na krzesło. „A tym bardziej za prawdę. Kim jesteś?”
W kuchni zapadła cisza, przerywana jedynie cichym bulgotaniem pieca. Nastya bawiła się brzegiem koszulki, wyraźnie zbierając myśli.
„Ja… naprawdę znam Dmitrija Aleksandrowicza” – wydusiła w końcu. „Tylko nie jako jego siostrzenica”.
— Naprawdę? — Rita sięgnęła do szafki, w której stało wino. Do diabła z kieliszkami, można pić z kubka. — A jak?
„Jestem jego uczennicą” – Nastya usiadła na brzegu krzesła. „Byłam uczennicą. Na pierwszym roku…”
Rita zamarła z butelką w dłoniach: – Chwileczkę. Jesteś z jego uniwersytetu? Z wydziału dziennikarstwa?
— Filologiczny, — prychnęła Nastia. — Dostałam się w zeszłym roku. A w tym roku… w tym roku mogę wylecieć.
— Dlaczego? — Rita i tak nalała sobie wina. Intuicja podpowiadała jej, że ta rozmowa będzie trudna.
„Bo… oblałam wszystkie jego egzaminy” – łzy spływały po policzkach Nastii. „Celowo zaniżył mu oceny, powiedział, że pomoże… jeśli… jeśli my…”
Rita powoli opuściła kubek: – No więc. A teraz po kolei. I nie musisz kontynuować „jeśli” – już zrozumiałam.
Nastya otarła łzy rękawem koszulki – tej samej, która najwyraźniej należała do Dimy.
„Wszystko zaczęło się we wrześniu” – Nastia objęła się ramionami, jakby chciała się rozgrzać. „Na pierwszym seminarium z literatury obcej…”
— Poczekaj — Rita podniosła rękę. — Pozwól mi się najpierw przebrać. I wygląda na to, że coś się pali.
— O! — Nastya skoczyła do pieca, gdzie gulasz zaczął się naprawdę przypalać. — Przepraszam, jestem kompletnie… Zaraz wszystko posprzątam…
— Nie rób zamieszania — skrzywiła się Rita. — Lepiej zrób kawę. Bez kawy nie możemy prowadzić takiej rozmowy.
Piętnaście minut później znowu siedzieli w kuchni. Rita, przebrana w domowe dżinsy i luźny T-shirt, wyglądała młodziej i jakoś łagodniej. Nastia zaparzyła kawę – mocną, z cynamonem, taką, jaką Dima lubił.
„No więc, literatura obca” – Rita upiła łyk z kubka. „A co się wydarzyło na pierwszym seminarium?”
„Wygłosiłam wykład o Joyce’ie” – Nastya zajrzała do filiżanki, jakby szukając tam odpowiedzi. „Dmitrij Aleksandrowicz… bardzo mnie chwalił. Powiedział, że dawno nie spotkał studentów z tak głębokim zrozumieniem tekstu.
„Dima zawsze umiał pięknie mówić” – zaśmiała się Rita. „Zwłaszcza z młodymi uczniami”.
Nastya spojrzała na nią przestraszona: „Wiesz? O innych…”
„Domyśliłam się” – Rita wzruszyła ramionami. „Ale nie było dowodu. I szczerze mówiąc, nie chciałam go szukać. Wiesz, jak to jest – żyjesz swoim życiem, przymykając oczy na drobiazgi…”
„Przepraszam” – wyszeptała Nastya. „Nie chciałam zniszczyć twojej rodziny”.
— I nie zniszczyłeś tego — Rita nagle się uśmiechnęła. — W gruncie rzeczy to Dima próbował. No, powiedz mi więcej. Co się stało po seminarium?
Nastya wzięła głęboki oddech: „Zaproponował dodatkowe zajęcia. Powiedział, że mam talent, który trzeba rozwijać. Na początku uczyliśmy się w bibliotece…” Zawahała się.
„A potem?” Rita delikatnie szturchnęła.
— A potem zaczęły się problemy z egzaminami — Nastia ścisnęła kubek tak mocno, że aż zbielały jej kostki. — Przygotowałam się, naprawdę się przygotowałam! Ale on rzucał „niezdane” za „niezdane”. Powiedział, że stać mnie na więcej, że mi pomoże… jeśli…
„Jeśli zgodzisz się na jego warunki” – dokończyła Rita. „Klasyczny plan. I zgodziłeś się?”
Nastia skinęła głową, nie podnosząc wzroku: „Nie miałam wyboru. Moja mama jest jedyną osobą, która mnie wspiera i mojego młodszego brata, włożyła tyle wysiłku, żeby się dostać… Nie mogłam rzucić studiów”.
Rita spojrzała na dziewczynę, taką młodą i zagubioną, i poczuła, jak w środku wrze gniew. Nie na Nastię – na Dimę, na siebie, na cały ten cholerny świat, gdzie takie historie wciąż się zdarzają.
„Ale dlaczego tu jesteś?” zapytała. „Dlaczego w naszym mieszkaniu?”
Nastia podniosła oczy pełne łez: – Bo jestem w ciąży. A kiedy powiedziałam o tym Dmitrijowi Aleksandrowiczowi, on… zaproponował, że zamieszka u mnie, kiedy będziesz w podróży służbowej. Powiedział, że wszystko załatwi, że pomoże…
— A potem zniknął — skinęła głową Rita. — I nie odbiera telefonu. Typowy Dima — stwarza problem i się chowa.
W tym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi. Oboje podskoczyli.
„Czekasz na kogoś?” zapytała Rita.
Nastya pokręciła głową: „Nie, nikomu nie mówiłam, że tu jestem…”
Wezwanie rozległo się ponownie, natarczywie i stanowczo.
Rita zdecydowanie ruszyła do drzwi. W tym momencie zadzwonił jej telefon.
„Halo?” Zamarła z ręką na klamce.
— Margarita? — nieznany kobiecy głos brzmiał oficjalnie. — To Szpital Miejski nr 7. Twój mąż, Dmitrij Aleksandrowicz, został przyjęty do nas trzy dni temu z zawałem serca.
Rita poczuła, że grunt usuwa się jej spod stóp: „Co mu jest?”
– Jego stan jest stabilny. Prosił o kontakt, gdy tylko odzyska przytomność.
Dzwonek do drzwi zadzwonił ponownie.
„Zaraz będę” – Rita się rozłączyła i otworzyła drzwi.
Na progu stała kobieta około pięćdziesiątki, ubrana w formalny garnitur. Za nią majaczył młody policjant.
— Margarita Władimirowna? — kobieta wyciągnęła legitymację. — Jestem z administracji uniwersytetu. Musimy porozmawiać o pani mężu.
— Proszę — Rita odsunęła się. — Właśnie dzwonili ze szpitala. Dima jest.
„Wiemy” – skinęła głową kobieta. „Właśnie dlatego tu jesteśmy”.
W salonie zapadła ciężka cisza. Nastia skuliła się w rogu sofy, obejmując się ramionami. Kobieta – przedstawiła się jako Wiera Pawłowna, prodziekan – siedziała prosto jak struna.
„Mamy oświadczenie studenta” – zaczęła. „Dotyczy ono… niewłaściwego zachowania Dmitrija Aleksandrowicza”.
„Ode mnie” – powiedziała cicho Nastya.
Rita spojrzała to na jednego, to na drugiego: „Wiedzieliście już? O tym oświadczeniu?”
Nastia skinęła głową: „Złożyłam to wczoraj rano. A potem… potem Dmitrij Aleksandrowicz przestał odbierać telefony”.
„I wylądowałam w szpitalu” – dokończyła Rita. „Z zawałem serca”.
„Chcielibyśmy uniknąć rozgłosu” – wtrąciła Wiera Pawłowna. „Ale sytuacja jest poważna. Zwłaszcza biorąc pod uwagę stan…” – zawahała się, patrząc na Nastię.
„Biorąc pod uwagę moją ciążę” – powiedziała stanowczo dziewczyna. „Możemy porozmawiać szczerze”.
Rita wstała: — Dobra, przestań. Chodźmy po kolei. Najpierw idę do szpitala. Muszę porozmawiać z mężem.
„Jestem z tobą” – niespodziewanie powiedziała Nastya.
— Dlaczego? — Rita spojrzała na nią uważnie.
„Bo musi powiedzieć prawdę. Całą prawdę” – w głosie dziewczyny zabrzmiała dziwna stanowczość. – „I nie tylko o mnie”.
— Co masz na myśli?
„Nie jestem pierwsza” – Nastia spojrzała na Wierę Pawłownę. „Masz rację?”
Zacisnęła usta: „Mamy… pewne podejrzenia. Ale nikt nigdy wcześniej nie odważył się złożyć oficjalnego oświadczenia”.
Rita poczuła mdłości podchodzące jej do gardła. Piętnaście lat małżeństwa. Przez piętnaście lat przymykała oko na dziwactwa męża, jego późne powroty, szepty za plecami…
„Dobra” – zebrała się w sobie. „Chodźmy wszyscy razem. Czas postawić kropkę nad i”.
Korytarz szpitalny pachniał chlorem i beznadzieją. Dima leżał w jednoosobowej sali – blady, wychudzony, z kroplówką w ręku. Widząc żonę, spróbował się uśmiechnąć, ale był to uśmiech pełen winy.
„Rita…” zaczął.
„Zamknij się” – warknęła. „Po prostu zamknij się i słuchaj”.
Przez następną godzinę na oddziale padło wiele słów. Gorzkich, strasznych, destrukcyjnych. Nastia opowiedziała swoją historię – od pierwszego seminarium do ostatniego spotkania. Wiera Pawłowna odczytała oświadczenie i wspomniała o innych przypadkach. Komendant policji rejonowej zapisał zeznania.
Dima milczał. Dopiero na końcu, gdy wszyscy ucichli, powiedział cicho: „Wybacz mi, Rito. Ja… nie wiem, jak to się wszystko stało”.
„Wiesz” – wyjrzała przez okno, gdzie padał lekki deszcz. „Wiesz doskonale. Po prostu wygodnie ci było udawać, że nic się nie dzieje. Tak jak mi.”
Zwróciła się do Nastii: „Chodźmy do domu. Musisz odpocząć”.
„Dom?” zapytała ponownie dziewczyna.
„Tak” – powiedziała stanowczo Rita. „Zostaniesz ze mną. Przynajmniej dopóki nie rozwiążemy tej sytuacji”.
— Ale… po tym wszystkim? — Nastya zamrugała zdezorientowana.
„To już po tym wszystkim” – Rita położyła dłoń na jej ramieniu. „Ktoś musi zacząć postępować właściwie w tej historii”.
Wychodząc z pokoju, zwróciła się do męża: „Wiesz, co jest najgorsze, Dima? Nie chodzi o to, że mnie zdradziłeś. Chodzi o to, że wykorzystałeś swoją pozycję, by zrujnować życie tej dziewczyny. I kto wie, ilu innym przed nią”.
Na korytarzu Nastya nagle się zatrzymała: — Czemu mi pomagasz? Powinieneś mnie nienawidzić.
W drodze powrotnej w samochodzie panowała cisza. Rita prowadziła, mocno ściskając kierownicę i patrząc prosto przed siebie. Nastia cicho szlochała na tylnym siedzeniu. Wiera Pawłowna zapisywała coś w notesie.
Deszcz się wzmagał, zamieniając miasto w rozmazaną akwarelę. „Jakie to symboliczne” – pomyślała Rita – „całe moje dawne życie też się rozmywa, jak farba na deszczu”.
W domu Nastya od razu poszła do łazienki – znowu poczuła się źle. Rita zrobiła herbatę i wyjęła ciasteczka, które trzymała na specjalne okazje. „Czyż to nie wyjątkowy dzień?” – zaśmiała się do siebie.
„Ile?” zapytała, kiedy Nastya wróciła blada i wyczerpana.
— Ile – ile?
— Tygodnie ciąży.
Nastya spuściła wzrok: „Dwanaście. Dowiedziałam się miesiąc temu”.
— Byłeś u lekarza?
— Pewnego razu — dziewczyna pociągnęła za rękaw koszulki. — Do prywatnej kliniki. Dmitrij Aleksandrowicz dał mi pieniądze…
— A rodzice? — Rita podsunęła jej ciasteczko. — Czy oni wiedzą?
„Mama mnie wyrzuciła, kiedy się dowiedziała” – głos Nastii drżał. „Powiedziała, że zhańbiłam rodzinę. Nie wie, że to… że ojciec dziecka jest nauczycielem.
Rita pokręciła głową: „Musimy z nią porozmawiać. Wyjaśnić jej wszystko”.
— Nie! — wściekła się Nastya. — Proszę, nie! Ona… ona nie zrozumie.
„Ona zrozumie” – powiedziała stanowczo Rita. „Musi zrozumieć. Jesteś jej córką”.
Dzwonek do drzwi zadzwonił ponownie. Tym razem był to kurier z dokumentami z uniwersytetu. Wiera Pawłowna nie traciła czasu.
Rita przeglądała papiery, a mdłości narastały. Oświadczenia, raporty, zeznania świadków… Historia Dimy i jego „specjalnego podejścia” do uczennic ciągnęła się latami.
„Dlaczego nikt go wcześniej nie powstrzymał?” – zapytała w pustkę.
„Bo wszystkim wygodnie było milczeć” – odpowiedziała cicho Nastia. „Dziewczyny bały się wyrzucenia. Dyrekcja bała się skandalu. A nauczyciele… po prostu się odwrócili”.
— Dlaczego zdecydowałeś się to zrobić?
Nastia położyła rękę na brzuchu – nieświadomy, obronny gest: – Bo zrozumiałam, że nie mogę dłużej milczeć. Nie tylko dla siebie. Dla tych, którzy przyjdą po mnie.
Rita uważnie przyjrzała się dziewczynie. Coś się w niej zmieniło – pojawiła się jakaś wewnętrzna siła, determinacja.
„Wiesz” – powiedziała Rita – „też byłam studentką. Dawno temu, naprawdę. I też spotkałam się z… podobnym nastawieniem. Tylko że wtedy nie było nikogo, kto by się odezwał i powiedział: „To jest złe”.
Nastya podniosła wzrok: „Dlatego mi pomagasz?”
– Właśnie dlatego – uśmiechnęła się Rita. – A także dlatego, że czasami życie daje nam szansę na naprawienie starych błędów. Nawet jeśli oznacza to ból.
Wyjęła telefon: – Teraz zamówimy jedzenie – Nie umiem gotować, w przeciwieństwie do niektórych. Potem zabiorę cię do lekarza – do normalnego lekarza, do normalnej przychodni. A potem…
„Co dalej?” W głosie Nastii słychać było niepokój.
„A potem będziemy rozwiązywać problemy, gdy się pojawią” – Rita wzruszyła ramionami. „Znajdziemy prawnika. Porozmawiamy z twoją matką. Pomyślimy o tym, jak możesz skończyć studia”.
— Naprawdę… naprawdę chcesz mi pomóc? — Nastya spojrzała na mnie z niedowierzaniem. — Po tym wszystkim, co się wydarzyło?
Rita odłożyła słuchawkę i spojrzała na dziewczynę poważnie: – Posłuchaj mnie uważnie. To, co się stało, nie jest twoją winą. Nie zniszczyłaś mojej rodziny – Dima zniszczył ją swoimi czynami. I teraz mogę albo utonąć w żalu i gniewie, albo spróbować zrobić coś dobrze. Wybieram to drugie.
Nastya milczała, ale łzy spływały jej po policzkach.
Dom, w którym mieszkała matka Nastii, okazał się typowym pięciopiętrowym budynkiem na obrzeżach miasta. Nastia zwolniła przy wejściu: – Może nie powinniśmy? Zróbmy to innym razem…
— Nie ma mowy — Rita stanowczo uniosła łokieć. — Przestań uciekać od problemów. Które piętro?
— Trzeciego — Nastia tęsknie spojrzała w ciemne okna. — Ale mama już po zmianie, pewnie jest zmęczona…
– No i co? Ja też jestem zmęczona – Rita zaczęła wchodzić po schodach. – Po dwunastogodzinnym locie, nawiasem mówiąc. Ale niektórych rozmów nie da się odłożyć.
Na podeście Nastya znów się zawahała. Rita bez słowa nacisnęła dzwonek.
Za drzwiami dało się usłyszeć kroki, a potem kliknięcie zamka.
— Nastia? — kobieta około czterdziestopięcioletnia w spranej szacie spojrzała ze zdziwieniem na córkę. Potem zauważyła Ritę i zmarszczyła brwi: — A ty kim jesteś?
„Dzień dobry, jestem żoną Dmitrija Aleksandrowicza” – powiedziała Rita spokojnie, ale stanowczo. „Musimy porozmawiać”.
Twarz kobiety się zmieniła: „O czym mamy rozmawiać? O tym, jak twój mąż zrujnował życie mojej córki?”
„Nie” – Rita pokręciła głową. „O tym, jak twój profesor wykorzystał swoją pozycję, żeby zmusić studentkę do związku. I o tym, dlaczego ta studentka bała się powiedzieć o tym własnej matce.
W korytarzu zapadła ciężka cisza. Potem matka Nastii bezszelestnie odsunęła się, pozwalając im wejść do mieszkania.
W małej kuchni unosił się zapach smażonych ziemniaków i zmęczenia. Na stole stała niedopita filiżanka herbaty i otwarta książka – powieść kryminalna z podartą okładką.
„Powiedz mi” – kobieta usiadła, opierając się ciężko o stół. „Opowiedz mi wszystko, Nastia”.
A Nastya opowiedziała – o pierwszym seminarium, o dodatkowych zajęciach, o nieudanych egzaminach i szantażu. O strachu i wstydzie. O ciąży i rozpaczy.
Matka słuchała w milczeniu, tylko jej palce ściskające filiżankę zbielały od napięcia.
„Dlaczego mi nie powiedziałeś?” – zapytała w końcu, gdy Nastya umilkła.
— Bo od razu zaczęłaś krzyczeć… — szlochała Nastia. — Nawet nie zapytałaś, jak to się stało. Po prostu mnie wyrzuciłaś…
— Co miałam zrobić? — Głos matki załamał się z bólu. — Tylko ja utrzymuję ciebie i twojego brata, pracuję na dwóch etatach, żebyś mógł się uczyć! A potem to…
– Właśnie o to chodzi – wtrąciła się Rita. – Pani córka padła ofiarą przestępstwa. Tak, tak, przestępstwa. To, co zrobił mój mąż, było przestępstwem. I teraz Nastia potrzebuje wsparcia, a nie potępienia.
Matka Nastii zwróciła się do niej: — A ty? Dlaczego bronisz jej, a nie męża?
„Bo prawda jest ważniejsza” – odpowiedziała po prostu Rita. „I wiem, że gdyby moja córka znalazła się w takiej sytuacji, chciałabym, żeby ktoś jej pomógł”.
Wyjęła z torby teczkę z dokumentami:
— Oto podanie na uniwersytet, zeznania innych studentów, dokumenty prawne. Przeczytaj je. I pomyśl, co jest ważniejsze: twoja uraza czy dobro twojej córki?
Mama Nastii powoli wzięła teczkę. W kuchni znów zapadła cisza – tykał tylko zegar na ścianie i gdzieś z kranu kapała woda.
„Mamo” – zawołała cicho Nastya. „Wybacz mi…”
„Nie” – matka nagle wstała i mocno przytuliła córkę. „To ja przepraszam. Wybacz, że cię nie chroniłam, że cię nie rozumiałam, że cię nie pytałam…”
Rita cicho wyszła z kuchni, dając im chwilę samotności. Na korytarzu wyjęła telefon – przyszła wiadomość ze szpitala. Dima poprosił o spotkanie.
Pół godziny później wychodzili – Nastia ze spakowaną torbą, jej matka z czerwonymi od łez oczami, ale stanowczym wyrazem twarzy.
„Zgłoszę sprawę na policję” – powiedziała Ricie. „Formalnie, jak należy. Niech odpowie zgodnie z prawem”.
— Zgadza się, — Rita skinęła głową. — Wszyscy będziemy zeznawać. Przestańcie tuszować takie historie.
W samochodzie Nastya nagle zapytała:
— A ty… naprawdę pomożesz? Do końca?
Rita zaśmiała się:
— Wiesz, nigdy nie miałam młodszej siostry. Może czas ją mieć?
Następnego dnia Rita ponownie przyszła do szpitala – sama. Nastya została w domu, mówiąc, że nie jest gotowa na tę rozmowę.
Dima wyglądał lepiej – siedział już na łóżku i czytał jakiś magazyn. Kiedy zobaczył żonę, odłożył go na bok:
— Rito…
„Nie zaczynaj” – usiadła na krześle przy łóżku. „Odpowiedz mi tylko na jedno pytanie: dlaczego?”
Długo milczał, bawiąc się brzegiem szpitalnego koca:
— Nie wiem. Naprawdę nie wiem. Na początku to była po prostu… władza, chyba. Zdolność kontrolowania, wywierania wpływu. A potem…
„A potem nie mogłeś przestać” – dokończyła Rita. „A ile ich było? Po prostu bądź szczery”.
— Naprawdę chcesz wiedzieć?
— Nie. Ale powinno.
Dima zwrócił się do okna:
— Sześć albo siedem… w ciągu ostatnich trzech lat. Nie pamiętam.
— O mój Boże, — Rita zamknęła oczy. — I wszyscy są tacy jak Nastia? Młodzi, przestraszeni, uzależnieni od ocen?
— Rita, ja…
„Zamknij się” – uniosła rękę. „Nie przyszłam przepraszać. Przyszłam powiedzieć, że składam pozew o rozwód. I że będę zeznawać przeciwko tobie, jeśli sprawa trafi do sądu.
— Nie możesz…
„Mogę” – powiedziała, patrząc mu w oczy po raz pierwszy w ich rozmowie. „I wiesz co? Muszę. Bo dwadzieścia lat temu wyszłam za mąż za mężczyznę, którego myślałam, że znam i szanuję. A ty… po prostu wykorzystałeś swoją moc, żeby zrujnować życie innym ludziom”.
Wstała:
— To tyle, Dim. Mam nadzieję, że znajdziesz w sobie siłę, żeby przyznać się do tego, co zrobiłeś.
Już przy drzwiach się odwróciła:
— I tak, Nastya będzie mieszkać ze mną. Przynajmniej do narodzin dziecka.
— Dziecko? — Zbladł. — Wyszła…?
— A co ty sobie myślałaś? — Rita uśmiechnęła się gorzko. — Że wszystko można po prostu wymazać i zapomnieć? Nie, Dima. Za wszystko w życiu trzeba odpowiadać.
Wyszła, nie oglądając się za siebie. Na korytarzu panowała cisza – tylko jakieś urządzenie piszczało na odległym oddziale i szurające kapcie pielęgniarki. Rita dotarła do wyjścia, wsiadła do samochodu i dopiero wtedy pozwoliła sobie na płacz.
W domu czekała na nią niespodzianka – Nastia przygotowała obiad. Prawdziwy, z zupą i drugim daniem.
„Pomyślałam” – powiedziała, rozkładając talerze – „skoro tu mieszkam… muszę jakoś pomóc”.
Rita prychnęła: „Barszcz?”
„Przepis mamy” – uśmiechnęła się Nastia. „Dzwoniła dziś rano. Powiedziała, że znalazła dobrego prawnika”.
— Świetnie, — Rita usiadła przy stole. — I znalazłam lekarza. Jutro idziemy na kontrolę.
Jedli w milczeniu, ale było to przyjemne milczenie, pozbawione niezręczności i napięcia pierwszych dni.
„Wiesz” – powiedziała nagle Nastya – „Ciągle myślę… Może powinnam zmienić wydział? Pójść na psychologię albo pracę socjalną”.
— Dlaczego?
— Bo… — zamieszała łyżką w talerzu. — Bo chcę pomagać innym. Ludziom takim jak ja. Żeby nie bali się mówić.
Rita spojrzała na nią uważnie: — Wiesz, to dobry pomysł. Będziesz świetną psycholog.
Minęło sześć miesięcy.
Rita siedziała w kawiarni i patrzyła, jak za oknem pada pierwszy śnieg. Naprzeciwko niej siedziała Nastia – już z widocznym brzuszkiem, ale wciąż szczupła i krucha.
„To dziewczynka” – powiedziała z uśmiechem. „Wczoraj na USG tak powiedzieli”.
— Wymyśliłeś już nazwę?
— Tak… — Nastya była zawstydzona. — Chcę ją nazwać Margarita. Jeśli nie masz nic przeciwko.
Rita o mało się nie zakrztusiła kawą: „Na moją cześć? Ale dlaczego?”
— Bo mnie uratowałeś. Nie tylko przed Dymitrem Aleksandrowiczem, ale i przed rozpaczą, przed samotnością. Pokazałeś, że da się żyć dalej.
Rita poczuła gulę w gardle: „Głupia, to ty mnie uratowałeś. Sprawiłeś, że się obudziłam, przestałam zamykać oczy na prawdę”.
Wiele się zmieniło w ciągu tych sześciu miesięcy. Dima sam zrezygnował z uniwersytetu, nie czekając na oficjalne śledztwo. Teraz jest gdzieś w innym mieście, uczy w szkole. Płaci alimenty.
Nastia przeniosła się na wydział psychologii i wróciła na drugi rok. Pogodziła się z matką – teraz dzwonią do siebie codziennie i rozmawiają o swoim przyszłym dziecku.
A Rita… Rita nauczyła się żyć na nowo. Bez męża, bez utartych schematów i zasad. Z nową „młodszą siostrą”, która wniosła do jej życia tyle nieoczekiwanej radości.
„Wiesz” – powiedziała, obserwując płatki śniegu tańczące za oknem – „czasami najgorsze zrządzenia losu prowadzą nas tam, gdzie powinniśmy być. Gdzie możemy być lepsi”.
Nastya przykryła swoją dłoń swoją dłonią: „Jak dobrze, że wróciłaś z podróży służbowej tydzień wcześniej…”
„Tak” – uśmiechnęła się Rita. „Dobrze, że oboje byliśmy wystarczająco silni, żeby przez to wszystko przejść”.
Za oknem śnieg wciąż padał, przykrywając miasto białą kołdrą. Natura dawała wszystkiemu nowy początek. Jak te dwie kobiety, które niespodziewanie odnalazły w sobie rodzinę.