– To nie jest „nasze” mieszkanie, tylko moje. Kupiłem je – i tylko ja decyduję, co tu będzie.

Taisiya wycierała stół po obiedzie, gdy zauważyła świeżą plamę od butelki piwa. Zajęło jej dziesięć lat, zanim mogła nazwać te ściany swoimi. Dziesięć lat pracy bez dni wolnych, dorabiania na pół etatu po głównej zmianie, odmawiania sobie urlopów i spotykania się z przyjaciółmi. Oczywiście pomagali jej rodzice, którzy zresztą zrobiliby to inaczej, ale Taisiya większość pieniędzy zaoszczędziła sama.

A teraz, trzy miesiące po ślubie, to dwupokojowe mieszkanie zaczęło przypominać podwórko.

  • Taya, czemu jesteś taka ponura? — Siergiej, mąż Taisii, wszedł do kuchni i sięgnął po lodówkę. — Chłopaki zaraz przyjdą, zamówiłem pizzę.

Taisiya westchnęła ciężko.

  • Sierioża, rozmawialiśmy o tym. Dziś jest środa, jutro muszę iść do pracy.
  • No, daj spokój — Siergiej machnął ręką — posiedzimy parę godzin i to wszystko. Kupiliśmy z chłopakami nową grę, chcemy ją wypróbować.

— Jak w zeszły wtorek? Kiedy hałasowałeś do trzeciej nad ranem, a potem twój Vitalik chrapał na kanapie do obiadu?

  • No cóż, to było tylko raz, wielka sprawa — Siergiej wyjął butelkę piwa z lodówki i trzasnął wieczkiem. — Witalij był po prostu bardzo zmęczony, trochę przesadził.

Taisiya mocniej nacisnęła gąbkę, szorując plamę. W mieszkaniu, które zawsze było jej twierdzą, z jakiegoś powodu musiała teraz skoordynować swoje plany z osobą, która najwyraźniej uważała, że ​​wprowadzając się tutaj, otrzymała pełne prawo do dysponowania zarówno przestrzenią, jak i czasem.

Kiedy się pobrali, nikt nie omawiał formalności. Nie było rozmów w stylu: „to moje mieszkanie, a ty jesteś tu gościem”. Wydawało się naturalne, że po ślubie Siergiej zamieszka z Taisiją – w końcu miała własne mieszkanie, a on wynajmował pokój.

Taisia ​​ciepło wspominała pierwsze miesiące swojego rodzinnego życia. Siergiej wracał z pracy, razem gotowali obiad, oglądali filmy i omawiali plany na przyszłość. Mieszkanie stało się przytulnym gniazdkiem dla dwojga. Taisia ​​uwielbiała wracać do domu, gdzie pachniało świeżością, a wszystko zawsze było w porządku.

A potem coś się zmieniło. Niezauważalnie, stopniowo. Najpierw Siergiej zaprosił swojego starego przyjaciela Kostię na mecz piłki nożnej. Taisia ​​nawet się ucieszyła – to normalne, że mąż spotyka się z przyjaciółmi. Potem, w weekend, Kostia, Witalij i Dima wpadli – żeby posiedzieć chwilę, pograć w karty. A potem goście zaczęli pojawiać się coraz częściej, coraz później wychodzili, a czasem nawet zostawali na noc.

„Przepraszasz?” Siergiej był zmieszany, gdy Taisija próbowała o tym rozmawiać. „Witalij mieszka po drugiej stronie miasta, dojazd metrem zajmuje mu godzinę. A jeśli jest pijany, to jest to wręcz niebezpieczne”.

Taisia ​​milczała wtedy. Po co w ogóle wysyłać kogoś na drugi koniec miasta w nocy? Ale potem to się przerodziło w system. Znajomi jej męża przychodzili z torbami jedzenia i alkoholu, ale z jakiegoś powodu zawsze coś się kończyło, a Siergiej grzebał w ich zapasach. Nie zmywali naczyń, nie sprzątali niedopałków z balkonu, a rano Taisia ​​przechodziła nad gościem śpiącym na podłodze lub kanapie, próbując po cichu przygotować się do pracy.

  • Sierioża, porozmawiajmy przynajmniej wcześniej, kiedy przyjadą twoi przyjaciele — powiedziała Taisija po kolejnej hałaśliwej nocy. — Chciałabym wiedzieć wcześniej.
  • Na czym się tak skupiasz? — Siergiej wzruszył ramionami ze zmieszaniem. — Faceci czasem przychodzą odpocząć po pracy. Nikomu nie przeszkadzamy.

„Przeszkadzasz mi” – odpowiedziała cicho Taisiya. „Czasami chcę być w domu, w ciszy. Poczytać, popracować, po prostu odpocząć”.

„Masz sypialnię” – warknął Siergiej. „Idź tam i odpocznij. Posiedzimy w salonie”.

Taisiya czuła się jak obca we własnym mieszkaniu. Było to szczególnie nieprzyjemne, gdy grupa przyjaciół jej męża była w kuchni – gdzie zwykle znajdowała ukojenie po ciężkim dniu pracy. Myśl o obcych szperających w jej szafkach, wyciągających jej ulubione kubki i siadających przy stole, który tak starannie wybrała, napawała ją smutkiem.

Mieszkanie było jasne i schludne. Taisiya dopracowała każdy szczegół: sofę w kolorze pieczonego mleka, komodę z naturalnego drewna, półki na książki, miękki dywan, na którym tak przyjemnie było usiąść z filiżanką herbaty. W doniczkach z kwiatami, fiołki i sansewieria cieszyły oko – bezpretensjonalne, a zarazem pełne życia. Lampy o ciepłym świetle tworzyły wrażenie domowego ciepła.

Teraz ta harmonia była coraz częściej naruszana. Na kanapie zalegał popiół z papierosów, mimo że Taisiya prosiła, żeby palić tylko na balkonie. Na podłodze przy stoliku kawowym zasychały plamy po rozlanym alkoholu. A kiedyś jeden z przyjaciół Siergieja upuścił doniczkę z kwiatami i musieli pilnie ratować sansewierię i szorować ziemię z dywanu.

Taisiya wytarła stół i powiesiła ręcznik kuchenny na suszarce.

„Idę się położyć” – powiedziała do Siergieja, który już otworzył laptopa i podłączał joysticki. „Ale proszę, nie pozwól swoim znajomym zostać na dworze do późna”.

„Okazuje się”, mruknął Siergiej, nie odrywając wzroku od ekranu. „Nie bądź nudna, Taya”.

W sypialni Taisiya próbowała czytać, ale nie mogła się skupić. Wkrótce zadzwonił dzwonek do drzwi, potem kolejny. Słychać było głosy, śmiech, odgłos otwieranych butelek. Ktoś włączył muzykę – niezbyt głośną, ale wystarczająco głośną, by przeniknąć nawet przez zamknięte drzwi.

O północy Taisiya w końcu zasnęła, ale obudził ją wyjątkowo głośny wybuch śmiechu. Zegar wskazywał wpół do drugiej w nocy. W głowie szumiało jej od niewyspania, a oczy łzawiły. Jutro czekało ją ważne spotkanie i będzie jak wyciśnięta cytryna.

Przełamując irytację, Taisiya narzuciła szlafrok i wyszła z sypialni. W salonie włączony był telewizor – ktoś oglądał film akcji z podkręconą głośnością. Jeden z przyjaciół Siergieja spał na kanapie, z nogami zwisającymi z podłogi. W kuchni paliło się światło.

Taisiya weszła i zamarła w progu. Przy stole siedziało trzech nieznajomych mężczyzn – zupełnie innych, niż ci, których widziała wcześniej. Przed nimi stały talerze z jej ulubioną sałatką, którą Taisiya zrobiła sobie na śniadanie, otwarte pudełko czekoladek, które dostała od kolegów z pracy na urodziny, oraz butelki alkoholu.

  • Idzie gospodyni! — Jeden z chłopaków machnął przyjaźnie ręką. — Seryoga, czemu nas nie przedstawiłeś? Jaka ślicznotka!

Siergiej, wyraźnie podchmielony, uśmiechnął się zawstydzony:

  • Taya, to są chłopaki z mojej nowej pracy. Pasza, Artem i Lesza. Trochę tu siedzieliśmy… Jesteśmy cicho, szczerze!

Taisiya spojrzała na zegar na ścianie w kuchni, potem na talerze z jedzeniem, a potem z powrotem na obcych w domu. Coś w niej pękło. To była ostatnia kropla.

– Mówiłaś o paru znajomych, Sierioża – głos Taisii brzmiał niezwykle stanowczo. – Czy to już norma? Zapraszać nie wiadomo kogo do siebie w środku nocy? Czy oni mają moje zakupy?

„Do naszego domu” – poprawił Siergiej, a zabrzmiało to jak cios. „Jesteśmy rodziną, Taya. Jakiego rodzaju ataki wysuwasz? To niezręczne w obecności innych ludzi”.

  • Niewygodnie? — Taisiya zacisnęła pięści. — Nie lubię budzić się w środku nocy z powodu hałasu. Nie lubię spotykać obcych w kuchni. Nie podoba mi się to wszystko, co dzieje się w mieszkaniu, które kupiłam dziesięć lat temu!

Między brwiami Siergieja pojawiła się zmarszczka.

  • Słuchaj, co ci jest? Jesteśmy mężem i żoną. Co moje, to twoje, co twoje, to moje. Wspólna własność, wspólny dom. Naprawdę myślisz, że jestem tu lokatorem?

Pasza, Artem i Lesza wymienili spojrzenia. Atmosfera w kuchni gwałtownie się zmieniała.

„Tylko nie zaczynaj tej rozmowy przy ludziach” – powiedział Siergiej przez zaciśnięte zęby, a jego twarz wyraźnie pociemniała. „Nie wprawiaj mnie w zakłopotanie”.

Taisiya stała oparta o framugę drzwi. Dziesięć lat pracy, koszt każdego metra kwadratowego na kredyt, opłaciło się jej własnym wysiłkiem. A teraz w jej domu troje obcych ludzi je jej śniadanie wieczorem i patrzy na nią z nieprzyjemnymi uśmiechami.

„Twoi goście właśnie wychodzą” – powiedziała Taisiya, nie rozpoznając własnego głosu. „To nie jest „nasz” dom, tylko mój. Kupiłam go i tylko ja decyduję, co tu będzie”.

W kuchni zapadła ciężka cisza. Taisiya spojrzała w oczy Siergieja, który najwyraźniej nie spodziewał się takiego obrotu spraw.

„Chłopaki, może naprawdę powinniśmy iść?” – zasugerował niepewnie Pasza, wstając z krzesła. „Już późno”.

Taisiya skinęła głową, nie odrywając wzroku od męża.

  • Zgadza się. Przepraszam, ale to wszystko na dziś. Jutro muszę wcześnie wstać.

Artem i Liosza również wstali i sięgnęli po kurtki. Siergiej siedział nieruchomo, wpatrując się w szybę. Dopiero gdy drzwi wejściowe zamknęły się za gośćmi, jej mąż podskoczył.

  • Co ty zrobiłeś? Ośmieszyłeś mnie przed moimi przyjaciółmi! — Twarz Siergieja poczerwieniała. — Siedzieliśmy sobie i rozmawialiśmy!

„O trzeciej nad ranem” – odpowiedziała spokojnie Taisiya. „Z ludźmi, których nie znam. W moim domu”.

  • Czemu się złościsz? To też mój dom, nie zapominaj. Jesteś żoną, więc wszystko jest wspólne.

To zdanie zabrzmiało jak policzek. Taisija poczuła, jak ogarnia ją dreszcz. Siergiej po prostu skreślił wszystkie lata jej pracy, wysiłek, starania i zainwestowane pieniądze. Jednym zdaniem.

– Nie, Sierioża – Taisiya usiadła przy stole naprzeciwko męża. – To tak nie działa. Dziesięć lat oszczędzałam na to mieszkanie. Pracowałam na dwóch etatach. Wszystkiego sobie odmawiałam. Rodzice pomogli mi z wkładem własnym, ale reszta jest moja. Kredyt hipoteczny spłacałam sama, co do grosza.

  • I co teraz? — Siergiej skrzyżował ręce na piersi. — Będziesz mi to wypominać w nieskończoność? Jaki ty jesteś małostkowy! Teraz jesteśmy rodziną, wszystkim trzeba się dzielić. Nie może być tak – moje, twoje. To egoizm.

– Rodzina to szacunek – odpowiedziała Taisiya. – Wprowadziłeś się do mojego mieszkania i zamiast je docenić, zamieniłeś je w przechodni ogródek. Przywiozłeś rzeczy, meble i mnóstwo ludzi. Czy kiedykolwiek pytałeś, czy to zamówienie mi odpowiada?

– To już jest bezsensowna pedanteria! – prychnął Siergiej. – A co z tego, że przychodzą przyjaciele. Jesteś po prostu chciwy. Normalne żony tak nie mają.

Taisia ​​nie protestowała. Po prostu wstała i poszła do sypialni. Rozmowa była bezcelowa – mówili różnymi językami. Siergiej postrzegał małżeństwo jako prawo do własności. Taisia ​​postrzegała małżeństwo jako partnerstwo dwojga ludzi, którzy się szanują.

Rano mąż nie przeprosił. Spojrzał na nią spod brwi, mruknął coś o śniadaniu i wyszedł, trzaskając drzwiami. Taisiya szykowała się do pracy wolniej niż zwykle. Jej myśli krążyły wokół wczorajszej rozmowy, aż w końcu sami doszli do rozwiązania.

W przerwie obiadowej Taisiya zadzwoniła do firmy, która montowała zamki. Umówiła się na wizytę tego samego dnia. Następnie zadzwoniła do rodziców i krótko wyjaśniła sytuację. Matka westchnęła, ale poparła ją:

  • Wszystko robisz dobrze, córko. Tata i ja jesteśmy tu, gdybyś potrzebowała pomocy.

Wieczorem Taisiya zebrała rzeczy męża, starannie spakowała je do worków i paczek. W towarzystwie zdziwionego spojrzenia ślusarza, umieściła je pod drzwiami sąsiedniego mieszkania, aby nie zostawić ich w wejściu.

„Problemy rodzinne” – wyjaśniła Taisiya, zauważając zmieszanie pana. „Zdarza się. Powiedz mi, czy da się zmienić kod domofonu?”

O ósmej wieczorem wszystko było gotowe. Zainstalowano nowe zamki, zmieniono kod w domofonie. Taisiya siedziała w kuchni z filiżanką ziołowej herbaty, gdy telefon eksplodował dzwonkiem.

  • Co ty zrobiłeś? — krzyknął Siergiej, gdy tylko Taisiya podniosła słuchawkę. — Stoję w drzwiach, a klucz nie pasuje! Gdzie są moje rzeczy? Co to za żart?

„To nie żart, Sierioża” – odpowiedziała spokojnie Taisia. „Zmieniłam zamki. Twoje rzeczy są w mieszkaniu Anny Stiepanowny. I złożyłam pozew o rozwód.

  • Zwariowałeś? Jestem mężem! To też moje mieszkanie!

„Nie” – powiedziała stanowczo Taisiya. „To moje mieszkanie. Nie nasze, nie dzielone, nie twoje. Moje. Nie mogę mieszkać z kimś, kto nie szanuje mojej przestrzeni, mojej własności i moich uczuć”.

«Teraz wyważę drzwi!» zagroził Siergiej.

  • Spróbuj. Wtedy nie będzie to zwykły rozwód, ale zgłoszenie na policję.

Po drugiej stronie słuchawki można było usłyszeć ciężko oddychającego Siergieja.

„Żebyś wiedziała” – powiedział w końcu mąż – „to jest nielegalne. Nie masz prawa mnie wyrzucić z mieszkania. Jesteśmy małżeństwem, mam prawo tam mieszkać!”

„Porozmawiamy o tym w sądzie” – odpowiedziała Taisiya i się rozłączyła.

Tej nocy spała spokojnie, po raz pierwszy od dawna. Rano wypiła kawę, przygotowała się do pracy i złożyła wniosek o rozwód elektronicznie, korzystając z portalu Służby Stanu. Bez zbędnych emocji, bez wahania.

Oczywiście Siergiej nie poddał się tak łatwo. Pisał gniewne wiadomości, próbował wzbudzić w niej litość, groził pozwem. Kiedyś nawet przyprowadził znajomego, który przedstawił się jako prawnik i próbował zastraszyć Taisię „nielegalną eksmisją męża”. Ale Taisija była na to gotowa. Miała wszystkie dokumenty mieszkania, wszystkie raty kredytu hipotecznego. Mieszkanie zostało kupione przed ślubem i zarejestrowane wyłącznie na jej nazwisko. Zgodnie z rosyjskim prawem miała pełne prawo do dysponowania majątkiem przedmałżeńskim.

Rozwód przebiegł szybko – byli małżeństwem zaledwie kilka miesięcy, nie mieli wspólnych dzieci, a sąd odrzucił roszczenia męża do mieszkania. Taisiya opuściła sąd z lekkim sercem. Mieszkanie pozostało w całości jej własnością.

Minęło pół roku. Taisiya wstawiła nową komodę do sypialni, przemalowała ściany w salonie, kupiła bujany fotel, o którym zawsze marzyła. Jej dom znów stał się jej twierdzą – a nie strefą imprez dla obcych.

Pewnego wieczoru wpadła moja przyjaciółka Natasza. Siedziałyśmy w kuchni i rozmawiałyśmy o życiu.

„Mimo to, nie boisz się być sama?” zapytała Natasza. „Może spróbujmy jeszcze raz?”

Taisiya uśmiechnęła się, rozglądając się po domu. Cicho, spokojnie, jasno. Jej dom.

„Wiesz, uświadomiłam sobie jedno” – powiedziała Taisiya. „Są pojęcia, których nie da się zatrzeć. To, co naprawdę twoje – czy to mieszkanie, firma, czy po prostu granice osobiste – musi być chronione. Nie z chciwości, ale z szacunku do samego siebie.

Natasza zamyśliła się i pokręciła głową:

— A co jeśli znów się ożenisz?

– A jeśli znowu – to z umową małżeńską – zaśmiała się Taisiya. – I z jasnym zrozumieniem, że to, co moje, pozostaje moje. Nie dzielone, nie tymczasowe, nie czyjeś. Moje – i jestem z tego dumna.

Добавить комментарий

Ваш адрес email не будет опубликован. Обязательные поля помечены *