„Rozumiesz, że nie potrzebuję, żebyś tu siedziała” – powiedział Maksym do żony. „Dlatego mogę zasugerować przeprowadzkę na wieś”.
- Do której wsi, Maksym? O czym ty mówisz?
Tamarze już to nie przeszkadzało. Została zdradzona przez najbliższą osobę. Zaczęli razem pracować od zera. Tamara sprzedała swoje mieszkanie, Maksym sprzedał swój pokój w mieszkaniu komunalnym, żeby założyć własny biznes. Włóczyli się po wynajmowanych mieszkaniach, oszczędzając na wszystkim. To w dużej mierze dzięki bystrej głowie Tamary udało im się stanąć na nogi.
I wtedy Max poczuł się jak król. Tamara nigdy nie spodziewała się takiej podłości ze strony męża, więc nie zauważyła, jak stopniowo przepisywał wszystko na siebie. Tak przebiegle, że gdyby doszło do rozwodu, Tamara nie dostałaby nic. A kiedy wszystko było gotowe, złożył pozew o rozwód.
„Maximie, czy uważasz, że teraz zachowujesz się humanitarnie?” zapytała.
Mąż skrzywił się:
- Nie zaczynaj. Jesteś bez pracy od dłuższego czasu, tylko ja wszystko robię, a ty po prostu siedzisz.
- Sam powiedziałeś, że teraz możesz sobie poradzić beze mnie, dzięki czemu mogę odpocząć i mieć czas dla siebie.
- Och, jakże mnie już zmęczyły te puste gadanie. W każdym razie, jest jakiś dom albo gospodarstwo, mój były szef zostawił mi je w spadku. Pamiętasz Iwanowicza? Pamiętał, jak mu pomagałem. No cóż, umarł i zostawił mi te bzdury. To w sam raz dla ciebie. No cóż, jeśli ci się nie spodoba, zostaniesz z niczym.
Tamara uśmiechnęła się krzywo. Teraz nie miała wątpliwości, że jej mąż zrobi dokładnie to samo. Czuła się, jakby przez 12 lat mieszkała obok mężczyzny, którego nigdy nie spotkała.
- Dobrze, ale mam jeden warunek: oficjalnie przekażesz mi tę farmę.
- O, nie ma problemu, zapłać mniej podatków.
Tamara nie powiedziała ani słowa, spakowała rzeczy i pojechała do hotelu. Postanowiła zacząć wszystko od nowa. Nieważne, co tam będzie – ruiny czy po prostu pusta przestrzeń. Będzie patrzeć, oceniać, a jeśli nic wartościowego się nie znajdzie, po prostu wróci do miasta, tego czy innego, i zacznie od nowa.
Tamara z satysfakcją spojrzała na samochód. Zdecydowanie nie było miejsca, żeby upchnąć tam cokolwiek więcej, był ciasny. Wszystko inne zostałoby dla Maxima i jego kochanki…
Cóż, gdyby liczył na jej inteligencję i pomoc, byłby rozczarowany. Dziewczyna ewidentnie nie była najbystrzejsza. Ale miała wysokie poczucie własnej wartości. Tamara widziała tę dziewczynę kilka razy. Jeśli się nie myliła, była sekretarką jej męża.
Maxim wyciągnął papiery i Toma spokojnie je przyjął.
„Powodzenia” – powiedziała.
Mąż wybuchnął śmiechem.
- I ty też. Możesz wysłać zdjęcie z krowami w tle.
Tamara wsiadła do samochodu, ale nie odpowiedziała, po prostu zamknęła drzwi i odjechała. Dopiero gdy była już za miastem, zatrzymała się i dała upust swoim łzom. Jak bardzo płakała, sama nie wiedziała. Obudziło ją to, że ktoś cicho pukał w szybę.
- Kochanie, wszystko w porządku? Dziadek i ja stoimy na przystanku autobusowym, a ty ciągle płaczesz i płaczesz. Nie możesz tego zrobić.
Tamara spojrzała na siwowłosą babcię i nie miała pojęcia, skąd się wzięła. Potem zobaczyła w lustrze za sobą przystanek autobusowy i się uśmiechnęła.
- Wszystko w porządku, po prostu coś mnie naszło.
Wysiadła z samochodu. Babcia odezwała się ponownie:
- Pojechaliśmy odwiedzić sąsiadkę. Leży tu w szpitalu rejonowym, zupełnie sama. Nikt nie chce do niej przyjść. Teraz sami wracamy do domu. A może jedziemy tą samą drogą? Jedziemy do Michałek.
Tamara uniosła brwi:
- To są te same Michałki, gdzie jest farma?
– Dokładnie to samo. Tylko nazwa farmy pozostała. Poprzedni właściciel zmarł i z jakiegoś powodu nie ma nowego, nikt nie przychodzi. Ale ludzie pracują z przyzwyczajenia. I dlatego, że szkoda im zwierząt.
Tamara się uśmiechnęła:
- Nie uwierzysz, ale jadę do tej właśnie wioski. Zaraz przeniosę bagaże i cię ugoszczę.
Babcia usiadła obok niej, a dziadek został umieszczony na tylnym siedzeniu. Zachichotał:
- Och, już czuję się jak pudełko albo torba.
Po krótkiej jeździe babcia zwróciła się do Tamary:
- A jak masz na imię, moja droga córko?
- Tamara.
- Dobre imię, miłe. A ja jestem Walentyna Jegorowna, mój dziadek nazywał się Michaił Stiepanowicz.
- Bardzo miło.
– I jesteśmy zadowoleni. Nikt inny by nie zaproponował, trzęslibyśmy się ze strachu w autobusie. A ty jesteś tu służbowo, czy co? Nie pamiętam, żeby ktoś wcześniej przyjeżdżał.
Tamara spojrzała radośnie na babcię:
– A ja jestem nowym właścicielem farmy. Dostałem ją przypadkiem, nic o niej nie wiem. Może jak będziemy jechać, powiesz mi, co tam się dzieje? I w ogóle, co o niej wiesz?
Kiedy tam dotarli, Tamara zdążyła już dowiedzieć się wielu rzeczy: kto okrada farmę, gdzie prawie nic nie zostało i kto jest chory na sercu.
Wcześniej wiele sklepów zaopatrywało się w mleko z farmy, ale teraz nie ma nikogo, zostało około dwudziestu krów.
- Ile? — Tamara szeroko otworzyła oczy. Myślała, że trzy albo cztery.
– Kiedyś było więcej, wszystko się sprzedawało. Iwanowicz obsiewał pola, a krowy były dobrze karmione. I ludzie dobrze zarabiali. A co ty planujesz, Tamaro? Sprzedasz to, czy może spróbujesz to ożywić?
- No cóż, zdecydujemy na miejscu. Powiedz mi, w moich papierach jest jeszcze dom. Możesz mi pokazać, gdzie on jest?
- Oczywiście, i sam go rozpoznasz. To jedyny taki nowoczesny wśród nas.
Tamara odetchnęła z ulgą. Przynajmniej będzie miała gdzie mieszkać, bo inaczej obawiała się, że to będzie jakaś szopa.
Minął rok. Tamara spacerowała po farmie, a jej osiemdziesiąt krów patrzyło na nią z wdzięcznością.
Toma była z siebie zadowolona. Na samym początku, zaraz po przyjeździe, chciała zamknąć oczy i uciec stąd: nie było paszy, na polach nic. Ale Tamara nie należała do tych, które mdleją z powodu trudności.
Tak, musiała uciekać, musiała walczyć. Wszystkie pieniądze, które miała przy sobie, poszły na paszę. Sprzedała całą biżuterię i zainwestowała ją w farmę. I dziś może z dumą powiedzieć, że jej się udało.
Sprzedaż rosła, telefony z sąsiednich regionów już napływały, ludzie chcieli ich produktów, nawet tych, których jeszcze nie zaczęli produkować. Na przykład, serowarnia była dopiero w budowie.
Toma rozważała zakup kilku samochodów chłodniczych, aby móc dostarczać produkty przez cały rok. Oczywiście nowe są dla niej wciąż za drogie, ale mogłaby poszukać używanych.
- Tamara Igorevna! Tamara Igorevna! — Swietoczka, młoda dziewczyna, którą wzięła na pomocnicę, rzuciła się w jej stronę.
Swieta pochodziła z wielodzietnej rodziny, jej rodzice lubili pić, a Swietoczka marzyła o życiu na własną rękę. Ale nie było pracy, pieniędzy na wyjazd do miasta, a dziewczyna była na krawędzi, o mało co nie upadła. Teraz była nie do poznania: była dobrze ubrana, jej oczy błyszczały i co jakiś czas rzucała rodzicom torbę z zakupami.
„Co się stało?” zapytała Tamara.
- Znalazłem!
- Co znalazłeś, Svet?
Dziewczyna była dobra: dobrze wychowana i inteligentna, ale bardzo emocjonalna.
– Spójrz na ogłoszenie. – Swieta podała gazetę, w której zakreślono ogłoszenie o sprzedaży dwóch samochodów z lodówkami. Cena była atrakcyjna, bo sprzedaż była pilna.
Tamara uważnie przestudiowała tekst. Było jasne, że będzie musiała zaprosić specjalistę znającego się na samochodach, ale cena była naprawdę kusząco niska.
Nagle zamarła, nawet gazeta w jej rękach przestała się ruszać. Numer telefonu w ogłoszeniu był numerem biura jej byłego męża. Tamara uśmiechnęła się szeroko: wyglądało na to, że nie układa mu się najlepiej. Chociaż może wręcz przeciwnie, rozwijał działalność i kupował większe samochody.
- Zadzwoń do mnie, Svet, umów się. Powiedz im, że doliczymy 5%, jeśli nikomu tego nie pokażą przed nami. A ja znajdę kogoś, kto to wyceni.
Tamara miała pieniądze na koncie, potrzebowała samochodów, a spotkanie z mężem zupełnie jej nie przeszkadzało – nic osobistego, tylko interesy. Tamara spojrzała na siebie w lustrze. I co, wcale nieźle: tu, na wsi, podciągnęła się, opaliła i ogólnie zaczęła wyglądać zdrowiej i silniej.
Pół godziny później przybył mężczyzna, którego polecono jej jako najlepszego mechanika samochodowego. Ivan spojrzał na nią tak intensywnie, że Toma się zawstydził.
- Coś nie tak? Patrzysz na mnie w ten sposób…
- Przepraszam, po prostu się tego nie spodziewałem. Wiesz, z jakiegoś powodu farma kojarzy się z tymi… wiejskimi kobietami w chustach na głowach i gumofilcach.
„Mam chustę na głowę i buty do pracy” – powiedziała Tamara rzeczowym tonem. „Ale jadę do miasta, po co mi one tam potrzebne?”
Po drodze Iwan powiedział im, że ma dwa małe warsztaty samochodowe. Stracił żonę pięć lat temu, wspomniał o tym mimochodem, a Tamara nie skupiła się na tym. Generalnie był świetnym rozmówcą. Toma zapomniała, po co jedzie do miasta…
„Ivan, zwolnij przed tym biurem” – poprosiła.
- Dotarliśmy. Co się z tobą dzieje?
— Kiedyś tu pracowałam. Kupię samochód od mojego męża. Mojego byłego męża. Już mnie nie potrzebował, ani farmy, którą przypadkiem dostał. Więc natychmiast pozbył się i mnie, i farmy.
- Oj, daj spokój, nie uwierzę. Kto normalny chciałby dobrowolnie pozwolić odejść komuś takiemu jak ty, a co dopiero się go pozbyć? Chodźmy szybko, chcę popatrzeć na tego idiotę. — Iwan milczał przez chwilę, a potem się uśmiechnął. — Nie martw się, będę z tobą. Nie pozwolę mu cię znowu okraść.
Tamara była mu naprawdę wdzięczna. Wydawało się, że czas już minął, ale wciąż czuła się nieswojo.
- Maxik, gdzie są twoi klienci? — zapytała Alla.
Maksym westchnął ciężko. Ostatnio jedyne, co mógł zrobić, to westchnąć. Cztery układy, które przygotowała Alloczka, zakończyły się żałosną porażką. Zawsze miała jedną odpowiedź: „Cóż, to nie moja wina, że są idiotami”.
Panował katastrofalny niedobór pieniędzy, zważywszy na to, że Alloczka wydawał je w zawrotnym tempie. Samochody nie były pierwszą rzeczą, którą Maksim musiał sprzedać. Teraz nie miał nawet wystarczająco dużo pieniędzy, żeby wypłacić pensje pracownikom, mimo że zostało mu ich bardzo niewiele.
- Maksik, wpadłem dziś do mojej koleżanki, pracuje w biurze podróży. Ma świetne oferty last minute. Poprosiłem ją, żeby trzymała je do wieczora.
- Po co?
- Co masz na myśli, dlaczego? Nie wychodziliśmy nigdzie od trzech miesięcy, wstydzimy się nawet przed znajomymi.
Max miał wrażenie, że zaraz eksploduje.
- Alla, widzisz jaka jest sytuacja w firmie, a to w dużej mierze twoja zasługa.
- Och, nie. To tylko zbieg okoliczności. A teraz powiedz mi, że twój były nigdy się nie mylił.
- Jeśli Tamara podejmowała się jakiegoś interesu, to zawsze był on w stu procentach opłacalny.
„To dlaczego uciekłaś od niej do mnie?” zapytała Alla.
Maksym chciał odpowiedzieć, że żałował tego już sto razy, ale nie miał czasu – ktoś zapukał do drzwi.
- Maksym Nikołajewiczu, ktoś przyszedł do ciebie.
Max podskoczył i zamarł. Do biura weszła Toma, jego była żona. Gdyby spotkał ją na ulicy, prawdopodobnie by jej nie rozpoznał. Towarzyszył jej jakiś potężny mężczyzna, wyglądał, jakby był jej osobistym ochroniarzem.
- Dzień dobry, chcielibyśmy obejrzeć samochody.
Maksym zdał sobie sprawę, że Tamara była klientką, na którą czekał.
- Jasne, że tak. Chodźmy na parking.
Alloczka westchnęła z niezadowoleniem, ale mimo to poszła z nimi, choć nie miała takiego zamiaru. W windzie Maksym nie mógł tego znieść:
- Tamara, po co ci takie samochody?
Uśmiechnęła się:
- Potrzebne do pracy, wiesz. Gospodarstwo, na które mnie wyrzuciłeś, okazało się bardzo ciekawym zajęciem. I całkiem dochodowym. Teraz się rozwijamy, zamówienia napływają z daleka, a nasze produkty nie wytrzymują upałów.
Szczęka Maxima opadła. Wyszli z windy i dopiero wtedy udało mu się zamknąć usta.
- No cóż… oto samochody.
Mężczyzna, który był z Tamarą, podwinął rękawy i otworzył coś w rodzaju walizki.
- A co to jest?
- Narzędzia. Musimy sprawdzić, co nam sprzedajesz.
Maksym się zdenerwował. Jeden z samochodów miał poważną awarię, która miała wyjść na jaw, ale mechanik zapewnił go, że znalezienie jej nie będzie łatwe. Powinien więc ujść z tym na sucho.
Pół godziny później Iwan odłożył narzędzia:
– Możesz wziąć ten samochód. Oczywiście, będzie trzeba coś naprawić, ale nic poważnego. Ale nie polecam tego, Tamaro Igoriewna. Podwozie jest na ostatnich nogach, jeszcze trochę i się zatrzyma.
Max zarumienił się, a Allochka natychmiast interweniowała:
- Co ty bredzisz? Auta są super, nic się nie psuje. Jak nie rozumiesz, to nie ma sensu oczerniać.
Iwan uśmiechnął się:
— Czy dacie nam gwarancję dokumentową, że jeśli silnik nie przejedzie tysiąca kilometrów i się zepsuje, zwrócicie nam cały koszt?
Alla była gotowa się zgodzić, ale Max krzyknął:
- Zamknij się, proszę.
Alla spojrzała gniewnie, a Max skinął głową:
- Pewnie masz rację. Weźmiesz taniej? Ile dasz?
Samochody zostały zabrane z dużym rabatem. Tamara i Iwan dawno już wyjechali. Alloczka, nakrzyczawszy na Maksima, nazwał go nieudacznikiem i również uciekł. Maksym siedział w swoim biurze i popijał koniak.
Co on osiągnął? Ma młodą, piękną żonę, która go strasznie nudzi. I nie może odzyskać byłej…
Sądząc po spojrzeniach, jakie rzucał jej ten facet, w jej życiu osobistym również wszystko było w porządku. Maxim rzucił kieliszkiem koniaku o ścianę, schował twarz w dłoniach i zasnął.
Iwan i Tamara już nigdy się nie rozstali, a miesiąc później na farmie odbywało się wiejskie wesele. A rok później świętowali chrzciny małej Soni.