Tak, wyrzuciłem twojego syna. Tak, na zawsze. Nie, on nie „cierpiał” – po prostu stracił dojną krowę!

Alinę obudził dźwięk kapiącego kranu. Na szczęście, woda zaczynała przeciekać za każdym razem, gdy miała trudności z zasypianiem. Czwarta noc bez snu. Nawet tabletki nasenne zaczęły działać, tak jak obiecał farmaceuta – „nie od razu, ale potem z dużą siłą”. Ale „potem” nigdy nie nadeszło.

W kuchni unosił się zapach zimnej kawy i wyrzutów mojej matki, które gdzieś od wieczora utkwiły mi w głowie:

  • Alina, masz trzydzieści trzy lata! Czas pomyśleć o sobie. I nie karmić dorosłego faceta i jego matki! Masz mózg, czy jesteś po prostu idiotką?

Mózgi, chyba. Nawet dwa dyplomy, jeden z wyróżnieniem. Ale uszy – tak, może były lekko marynowane w makaronie. Rodzinne. Domowej roboty. Ugotowane według przepisu teściowej Zinaidy Arkadiewnej, którą hojnie doprawiła octem – to znaczy, z octowym spojrzeniem i wiecznym wyrzutem.

Mieszkali z Iwanem już od sześciu lat. I wszystko wydawało się w porządku – gdyby nie trzy rzeczy: jego „przejściowe trudności” w karierze ciągnęły się już od pół dekady, jego miłość do „Mamy Ziny” była patologiczna i wreszcie fakt, że nadal mieszkali w jej dwupokojowym mieszkaniu w Nowokosinie. Zinaida Arkadiewna, jak mawiała, „nie jest przeciwna młodzieży, lecz nieporządkowi”. A przez nieporządek rozumiała wszystko – od czajnika zostawionego na kuchence, po istnienie Aliny w tym mieszkaniu w ogóle.

Alina usiadła na skraju łóżka i włożyła frotowy szlafrok. W mieszkaniu było duszno, pomimo otwartego okna. Na ścianie wisiało stare zdjęcie Iwana w szkolnym mundurku. Patrzył w obiektyw z miną, jakby już wiedział, jak wykorzystać kobiety do własnych celów.

Poszła do kuchni. Zinaida siedziała już przy stole w szacie w kolorze „burzowego nieba”. Jej włosy były starannie ufarbowane – bez ani jednej siwej nitki. To, jak udało jej się wyglądać lepiej w wieku 58 lat niż Alina w wieku 33 lat, to zagadka godna Nagrody Nobla.

„Dzień dobry” – mruknęła Alina, włączając czajnik.

„Niektórym jest dobrze, a inni mają wszystko znowu w lodówce” – skomentowała Zinaida, odgryzając kęs bułki.

„Wczoraj przywiozłam pełną torbę zakupów” – spokojnie zauważyła Alina.

  • O, przyniosłem! Trzy kefiry, i wszystkie beztłuszczowe. Czym karmisz mojego syna, Alina? Jak on da radę bez sił?

Alina powstrzymywała się. Mocno. Do tego stopnia, że ​​zaciskała zęby. Iwan naprawdę nie miał zamiaru pracować. Jego ostatnia próba zakończyła się miesiąc temu, kiedy „dołączył do projektu z chłopakami”. Projekt okazał się kolejną wielopoziomową piramidą, a „chłopakami” byli dwaj równie bezrobotni guru kanapowi.

„Alina, chciałam ci powiedzieć” – zaczęła Zinaida celowo łagodnym głosem, zapowiadającym kłopoty. „Skoro jesteś teraz na wakacjach i pracujesz zdalnie, może ty i Wania moglibyście się wprowadzić? Mój sąsiad się wyprowadził – zwolnił się pokój w mieszkaniu komunalnym. Młodzi ludzie mają swoje własne życie.

  • Wyrzucasz mnie z mieszkania? — Alina spuściła głowę jak kot gotowy do skoku. — Czy może oboje zdecydowaliście, że już czas, żebym stąd odeszła?
  • Co ty mówisz, Alina! — Zinaida rozłożyła ręce. — Po prostu… no, nie jesteś właścicielką. Mojego mieszkania. A tu jesteś zawsze… no, jak… w domu. A ja mam nadciśnienie. I głośno oglądasz telewizję.

Czy ty serio, kobieta z nadciśnieniem narzeka na głośność? — pomyślała Alina.

„Gdzie jest Iwan?” – zapytała sucho, otwierając lodówkę. Rzeczywiście, była dość pusta. Tylko słoik ogórków i nadgryziona kiełbasa, którą już atakowała pleśń.

„Na spotkaniu” – odpowiedziała Zinaida. „W interesach”.

— Na spotkanie biznesowe o dziewiątej rano w krótkich spodenkach i kapciach?

  • Alina, nie bądź sarkastyczna. Lepiej pomyśl, jak ty i Wania zaczniecie żyć osobno. Przecież minęło sześć lat. A ty nawet nie urodziłaś dziecka.

Ups. No i proszę, nadciągnęła artyleria. Dzieci, matka, presja – cały arsenał. Alina po cichu weszła do pokoju, usiadła przy oknie i wpatrywała się w podwórko. Na podwórku babcia o kulach karmiła gołębie, rzucając im bochenek chleba jak frisbee. Mężczyzna z pudlem i papierosem skrupulatnie ją ignorował.

Alina otworzyła telefon. Była tam wiadomość od notariusza:

„Alina Siergiejewna, spotkanie w sprawie spadku po twojej babci jest zaplanowane na piątek. Mieszkanie jest w centrum. Szczegóły na miejscu”. Oto ironia. Matka Iwana wciąż próbowała wyprosić ją z dwóch pokoi w Nowokosinie. A babcia, którą Alina odwiedzała raz w miesiącu, po cichu zostawiła jej jednopokojowe mieszkanie niedaleko stacji metra Park Kultury. Klasyka.

Uśmiechnęła się szeroko. Pojawiła się możliwość wyprowadzki. Teraz pytanie brzmiało, jak rozegrać tę partię szachów, żeby Zinaida została z niczym, a Iwan bez mieszkania i spotkań biznesowych?

Wieczorem Iwan wrócił – spocony, szczęśliwy, z bułką i piwem.

„Kochanie, damy radę!” powiedział i pocałował Alinę w skroń.

„Co się stanie?” zapytała, nie odrywając wzroku od laptopa.

  • No, a co z interesami! Już prawie podpisaliśmy umowę najmu biura. Musimy tylko… — zniżył głos — …wpłacić zaliczkę. Wielka sprawa, sto tysięcy. Na tydzień. Masz, prawda?
  • Tak. I dawać z nawiązką? — Alina uśmiechnęła się, nie odrywając wzroku od ekranu.
  • O czym ty mówisz… Oddam ci później. Jesteś moją żoną, prawda?
  • Jak? Dopiero niedługo będzie „jak były” – rzuciła. — Słuchaj, Wania, gdybyś miał wybierać – twoja matka czy ja?
  • Co to za głupie pytanie? — zawahał się. — Rozumiesz, mam tylko jedną matkę. A ty… No cóż, ty też jesteś sam. Ale w innym sensie.
  • Bardzo jasne. Dziękuję. Napisz: „Odpowiedź nie została zaliczona”.

Wstała, podeszła do niego i spojrzała mu w oczy. Ivan cofnął się o krok.

  • Ty i twoja mama mnie nie doceniliście. To był błąd, Wania.
  • Alina, co się stało…

— W piątek — notariusz. Dziedziczenie. Centrum. Mieszkanie. Moje.

Iwan przełknął ślinę.

  • Więc… chcesz powiedzieć…

— Chcę powiedzieć, że nie muszę już mieszkać pod jednym dachem z twoją matką i patrzeć, jak przepalasz moją pensję na „projekty”. Od dziś każdy jest sam dla siebie.

Chciał coś powiedzieć, ale w tym momencie do kuchni weszła Zinaida z słoikiem ogórków w rękach.

  • Och, rozmawiasz? Jak słodko. Mam nadzieję, że się nie kłócisz?

Alina powoli zwróciła się do niej:

  • Wiesz, Zinaido Arkadiewna, miałaś rację. Nie jestem właścicielką… Byłam. Ale wkrótce nią będę.
  • Czy ty zwariowałeś?
  • Nie. To ty. Jeśli myślisz, że tak będzie dalej. Idź teraz do swojego „pokoju w mieszkaniu komunalnym”. Ruszaj się. Młodzi ludzie są za niezależnością, sam to powiedziałeś.

Wyszła z pokoju, zostawiając matkę i syna w ciszy. I po raz pierwszy od dawna poczuła się lepiej.

Alina stała w dusznym korytarzu kancelarii notarialnej, której ściany pokryte były pożółkłymi listami z podziękowaniami od ludzi, którzy dawno odeszli lub zmarli. Ściany szeptały: „Uciekaj, póki jeszcze nie jest za późno”.

Za szklaną ścianką sekretarka piła herbatę, zrobioną tak, jakby ktoś wcisnął pauzę w latach 90. Z gabinetu dobiegał ochrypły głos notariusza:

— Następna jest Alina Siergiejewna Morozowa?

Alina weszła. Dywan zaskrzypiał pod jej stopami. Notariuszka, kobieta około sześćdziesiątki, spojrzała znad okularów, jakby sprawdzała jej kwalifikacje zawodowe.

— Usiądź. No więc, to spadek. Kawalerka, 38 metrów, trzecie piętro. Stary majątek. Sprywatyzowany. Testament został spisany na twoje nazwisko dwa lata temu. Nie ma już krewnych. Jest tylko jeden niuans…

  • Jakie jeszcze niuanse?

— Twoja babcia… powiedzmy, miała tymczasowo zameldowaną obcą osobę. Pewną… Oksanę Aleksiejewnę.

Alina zmrużyła oczy:

  • Oksana Alekseevna… Czy ona przypadkiem nie ma tatuażu na kości ogonowej i paznokci długich jak teleskop?
  • Przepraszam?
  • Wszystko w porządku. Kontynuuj.

– No więc rejestracja już została anulowana, ale… – notariuszka wzruszyła ramionami – tacy ludzie czasem wracają. Mam nadzieję, że u ciebie wszystko w porządku?

Nie, oczywiście, że nie. Czuję się, jakby mi głowa eksplodowała. Stoję tu jak idiota z papierkiem na mieszkanie, a w domu czeka na mnie facet, który chętnie sprzedałby mnie za iPhone’a, i jego matka, która uważa, że ​​jestem zagrożeniem dla ojczyzny. Dwie godziny później Alina była już w swoim nowym mieszkaniu. Pachniało starym drewnem, słońce świeciło przez okna, a w kuchni, cudem, stała solidna radziecka lodówka, która nie brzęczała, a grzmiała jak pijany akordeonista. Ale to był jej teren. Pierwszy krok ku niepodległości.

Telefon dzwonił bez przerwy. „Zinaida Arkadiewna” brzmiało jak groźba. Potem „Iwan”. Potem znowu „Zinaida”. I znowu. I znowu. Alina włączyła tryb samolotowy.

Następnego ranka ktoś zadzwonił do jej drzwi. Długo. Pewny siebie. Jakby dzwoniący myślał, że ma z nią osobiste porachunki.

Otworzyła drzwi. Zinaida stała na progu, w swojej szacie w kolorze „zemsty głuchej kobiety” i z torbą zakupów.

„Postanowiłam przyjść, zanim umrzecie tu z głodu” – powiedziała i weszła jak gospodyni.

  • Kim jesteś, przepraszam? — Alina zamknęła drzwi. — O tak. Nieproszony gość.
  • Nie żartuj. Nie śmieję się. Jesteś histeryczna, rozumiem. Ale rozumiesz, że Ivan cię kocha. Po prostu jest mu ciężko. Naciskasz. Jesteś wymagająca. A on jest mężczyzną, potrzebuje wsparcia.

— Wsparcie? Przez dwa lata byłam jego bankierem, psychoterapeutką i kucharką. Bez urlopów i dni wolnych.

  • Alina, to twój mąż!
  • Na razie. Ale da się to naprawić.

Zinaida wyjęła bochenek chleba i zaczęła go kroić na desce. Bez pozwolenia.

— Pomyśleliśmy z Wanią… może wynajmiesz to mieszkanie i wrócisz do Nowokosina? Przecież to twoja rodzinna dzielnica. A tu jest centrum, ludzie są obcy. Nie wpasujesz się.

— Przyzwyczaję się. O dziwo, bez codziennych ataków na moją postać, mogę oddychać. Swobodnie. Jakimś cudem nawet nerki mnie nie bolą.

Zinaida westchnęła głośno:

— Czy wiesz, że jeśli wyjedziesz, Iwan zostanie bez domu?

  • Zostanie bezdomny, jeśli z nim zostanę. Więc wiesz, to złożony, zrównoważony system.
  • I co teraz? Chcesz rozwodu?

— Chcesz, żebym spłacał kredyt hipoteczny, miał dzieci i mieszkał w pokoju z tapetą z czasów Gorbaczowa? Nie. Chcę żyć.

A potem Zinaida wyprostowała się, podeszła bliżej i – Alina widziała to na filmach – powiedziała ochrypłym głosem:

  • Posłuchaj mnie, dziewczyno. Myślisz, że jesteś sprytna. Myślisz, że wygrałaś. Ale mój syn nie jest dla takich jak ty. Nie masz z nim szans. Jesteś tylko… prowizorycznym rozwiązaniem.

Alina lekko się odchyliła. Dreszcz przebiegł jej po plecach, ale dłonie zacisnęły się w pięści.

— Byłem jego bankiem, jego ciałem i przykrywką. Wszystko rozumiałem. Tylko tutaj… etapy pośrednie — czasami to oni wykonują pierwszy ruch. I wycofują się z gry.

A potem wszedł do mieszkania.

Iwan. W dresach, z torbą pierogów.

  • Alinoczka! Mamo, jesteś już? — Spojrzał na nich z uśmiechem, jakby wszedł do łaźni z przyjaciółmi, a nie na jakąś piekielną scenę na granicy rozwodu.

„Wania, jesteś idiotą” – westchnęła Alina. „Naprawdę myślałeś, że możesz przyjść do mojego nowego mieszkania z torbą pierogów, jakby nic się nie stało?”

— Po prostu… chciałam, żebyśmy byli razem. Naprawdę, jakoś to przemyślimy. Mama i ja wszystko przemyślałyśmy…

  • Jesteś z matką? — Głos Aliny drżał. — Z matką?

Podeszła, wzięła paczkę z pierogami i po cichu wrzuciła ją do kosza na śmieci. Potem rzuciła klucz na stół.

  • To twoja ostatnia scena. Odejdźcie. Oboje.
  • Alina, co ty robisz? — Zinaida wybuchnęła gniewem. — Zwariowałaś w tym mieszkaniu! Bez Iwana jesteś nikim!
  • Ale teraz jestem nikim z mieszkaniem. A wy jesteście dwojgiem ludzi bez pozwolenia na pobyt. Powodzenia.

Otworzyła drzwi. Zinaida wyszła, parskając jak aktorka z opery mydlanej. Iwan stał, patrzył i zdawał się dopiero teraz zdawać sobie sprawę, że teatr się skończył. Nie będzie oklasków.

Gdy drzwi zatrzasnęły się za nimi, Alina odwróciła się do pustego pokoju.

Cisza. Żadnego telewizora, żadnego brzęczenia teściowej, żadnych planów biznesowych z cudzymi pieniędzmi.

I po raz pierwszy powiedziała na głos:

  • No, witaj, samotności. Chyba nawet na ciebie czekałem.

Minęły trzy tygodnie od wielkiej eksmisji z nowo nabytego mieszkania na Twerskiej. Alina się nie nudziła. Po raz pierwszy od dawna czuła się żywa. Spała sama. Jadła, kiedy miała na to ochotę. Myła podłogi – gdy nachodził ją natchnienie, a nie po frazie: „Mamy tu kurz, jak w gigantycznym muzeum”. I nagle – wezwanie do sądu.

Czarna pieczęć. Pismo grabarza. Powód: Iwan Siergiejewicz Morozow.

Co? On? Pozwanie? Kogo? Za co?

Okazuje się, że mąż, wspólnie z matką, wniósł pozew o „niesprawiedliwy podział majątku wspólnego”, powołując się na fakt, że mieszkanie było zarejestrowane w trakcie trwania małżeństwa (a zatem – zgodnie z ich logiką – położył na nim łapę). Dodatkowo w pozwie znalazł się zapis o „szkodzie moralnej” i „pozbawieniu możliwości korzystania z nieruchomości”.

Rozprawa miała się odbyć dziesięć dni później.

Alina przyszła na spotkanie w surowym czarnym garniturze, bez makijażu, ze związanymi włosami. Jak emerytowana prawniczka. Albo wdowa, która postanowiła pozwać o działkę na grób swojego byłego.

W sali było duszno. Pachniało stresem i cudzymi perfumami. Iwan siedział na ławce naprzeciwko niego, w znoszonej kurtce, z wyrazem twarzy, jakby miał odebrać nagrodę za swoje cierpienie. Obok niego siedziała Zinaida. Cała jej wiśniowoczerwona złość mówiła: „Jestem w kościele od dwudziestu lat, strawiłam sześciu z was na śniadanie”.

„Proszę wstać” – powiedział sędzia sucho, niczym pogoda lutowa.

Już się zaczęło.

Adwokat Iwana rozpoczął swoje przemówienie od powołania się na artykuł 34 Kodeksu rodzinnego Federacji Rosyjskiej.

— W trakcie małżeństwa kupiono mieszkanie. Środki mogły pochodzić z dziedziczenia, ale tak naprawdę mieszkanie stało się wspólną własnością…

Alina słuchała i myślała: A więc tak to wygląda. Więc teraz nie ma znaczenia, że ​​mieszkanie odziedziczyła po babci. Najważniejsze, że nie zdążyła złożyć pozwu rozwodowego. Nadal są widnieją jako mąż i żona – co oznacza, że ​​ma czelność wnosić pozew. Wstała.

— Szanowny Sądzie. Przedstawiam dokumenty potwierdzające, że odziedziczyłem mieszkanie po babci. Testament — tutaj. Wyciąg z Rosreestra — tutaj. Rejestracja — została sfinalizowana przed złożeniem wniosku o rozwód. Nie było wspólnych inwestycji. W momencie rejestracji mieszkania Ivan był… — spojrzała na dokumenty — w barze „Depot”, według geolokalizacji z jego Instagrama.

– Protestuję! – krzyknęła Zinaida. – Celowo przyspieszyła papierkową robotę! Nie wiedzieliśmy! A mój syn jest chory psychicznie! Został upokorzony! Musiał spędzić noc na moim stołku! To przemoc wobec człowieka!

Sędzia spojrzał na nią zmęczony:

  • Kochanie, nie jesteś stroną w tej sprawie. Usiądź.

I wtedy drzwi do sali sądowej się otworzyły. Oksana wleciała do środka.

W płaszczu w panterkę. Obcasy, rzęsy, perfumy. Jej wygląd przypominał łyk taniego szampana na porannym spotkaniu.

  • Przepraszam za spóźnienie! Jestem świadkiem! Wiem dużo. Jestem… kochanką Iwana!

Alina poczuła, jak sala sądowa zamarła. Iwan zbladł jak biały fortepian.

„Co masz na myśli?” zapytał sędzia.

— Chcę powiedzieć prawdę. Iwan miał się rozwieść z Aliną zaraz po zameldowaniu. Sam powiedział, że „ta idiotka jeszcze nie wie, że zaraz zostanie sama w bieliźnie”. Opracowaliśmy razem plan. Zasugerował nawet, żeby wzięła kredyt. A potem… mnie zostawił. Bo mama mówiła, że ​​jestem niestandardowa. A ja, nawiasem mówiąc, wierzyłam w nas!

Adwokat Iwana kaszlnął, jakby połknął dokument.

  • Wysoki Sądzie, to nie ma nic wspólnego ze sprawą…

„Tak” – powiedziała spokojnie Alina. „To bezpośredni dowód działania umyślnego. Celowego. Proszę o dołączenie nagrania wideo rozmowy przeprowadzonej w kawiarni na Bulwarze Cietowym. Na nagraniu Iwan i Oksana rozmawiają o oszustwach na rynku nieruchomości i szantażu.

I włączyła dźwięk.

  • Tak, przekonam ją. Najważniejsze, żeby nie meldowała mieszkania na swoje nazwisko. Alina to nieudacznik, myśli, że jestem z nią z miłości.
  • A co jeśli się dowie?
  • Dowie się — będzie za późno. Będziemy mieszkać w centrum, Oksash, jak ludzie. Mama mówiła, że ​​każe ci podpisywać.

Na sali zapadła głucha cisza. Tylko Oksana pociągała nosem – rzęsy jej spływały. Sędzia zdjął okulary.

— Sąd przyjmuje dowody. Roszczenie Iwana Morozowa zostaje odrzucone. Uważam, że jego działania nosiły znamiona oszustwa i… — zamilkł, patrząc na prawnika — być może wymagają odrębnego śledztwa.

BAM! — młot. Koniec. Kurtyna.

Alina z łatwością weszła po schodach sądu. Za nią szli Iwan, z twarzą człowieka, któremu właśnie odmówiono spadku i życia, i Zinaida, histerycznie machająca rękami, jakby to wszystko był horror, a nie jej rzeczywistość.

Alina wsiadła do taksówki, zamknęła oczy i po raz pierwszy nie czuła gniewu. Tylko wyzwolenie.

Następnego dnia złożyła pozew o rozwód. Tydzień później zrezygnowała. Dwa tygodnie później wynajęła dom nad brzegiem jeziora Bajkał. Sama. Bez krzyków, bez „dlaczego znowu ugotowałaś barszcz bez ziemniaków”, bez matczynych narad i fałszywych kochanek. Tylko woda, wiatr i ona – ta sama kobieta, która nie poddała się. Przetrwała. I się nie poddała.

Добавить комментарий

Ваш адрес email не будет опубликован. Обязательные поля помечены *