Tak, kupiłem mieszkanie. Tak, sam. Nie, to nie znaczy, że teraz jest to akademik ze względu na rodzinne koneksje!

Naleśniki smażyły ​​się, jak zawsze, automatycznie – patelnia była stara, ale Maria z zasady nie chciała jej wymieniać. Patelnia miała swój charakter. W przeciwieństwie do większości mieszkańców tego mieszkania. W kuchni panował dym – wczoraj przyszła sąsiadka.

„No i już” – mruknęła, rzucając na talerz ostatniego naleśnika. „Dzień dobry, kraj, który nie wie, co znaczy „jestem zmęczona”.
Chciała się położyć i nie wstawać. Albo chociaż zapytać: „Jak się masz?”. Ale nie. Nikt nie pytał od pięciu lat.
Telefon zabrzęczał ostro. Aleksiej. Najstarszy.
„Cześć, mamo. Będziemy za dwadzieścia minut
”. „Kim jest „my”?” Maria była nieufna.
„No, ja, Irina, dziewczynki. Alisa i Nastia. Jesteś w domu, prawda?
” „Lyosza, może pomyliłeś mnie z hotelem?” – zapytała Maria ironicznie.
„Mamo, już wystarczy. Już wychodzimy. Chodź, pocałujmy się. I zróbmy kawę
”. „…Nie udław się tą kawą” – mruknęła w ciszy.
Dwadzieścia minut spędziła na sprzątaniu okruchów i zakładaniu porządnego szlafroka. Chciałam się umalować, ale zrezygnowałam – niech widzą, że moja mama się starzeje.

Drzwi zatrzasnęły się. Weszli jak drużyna szturmowa, krzycząc i niosąc torby.
„Mamo, cześć!” zawołała Irina, wchodząc jak pani domu. „Och, naleśniki? Jak ty nas rozpieszczasz!
” „Sama je usmażyłam” – powiedziała sucho Maria.
„Och, jesteś taka sama jak zawsze” – Irina machnęła ręką. „Mamy tu zakupy, zostajemy na długo”.
„Co masz na myśli mówiąc „na długo”?”
Aleksiej już odstawił walizkę pod ścianę.
„Na tydzień. Remontujemy mieszkanie. W łazience jest pleśń. Uznaliśmy, że wygodniej będzie przeczekać to u ciebie
”. „Oczywiście, że wygodnie” – powiedziała Maria. „Szczególnie dla ciebie”.
Nastia, najmłodsza wnuczka, natychmiast usiadła przy stole i wzięła naleśnik.
„Czy internet działa?”
Jej syn sięgnął po naleśniki.
„Mamo, jak zawsze jesteś boginią kuchni. Jesteśmy w domu
”. Maria spojrzała na syna. Słowa „jesteśmy w domu” zabrzmiały jak policzek. Ja jestem domem, a wy gośćmi. Poszła do łazienki. Zamknęła się w środku i zaczęła szlochać. Cicho, krótko, szczerze.

Tego wieczoru był spektakl, o którym od dawna marzyła.
– Mamo, mówisz serio? – Irina uniosła brew, widząc ją w płaszczu. – Teraz? I my tu same? Bez jedzenia?
– Jesteście dorosłe – uśmiechnęła się nerwowo Maria.
– Mamo, poczekaj – wtrącił Aleksiej. – Myśleliśmy, że usiądziesz z nami. A obiad?
– Ten, kto je, gotuje – powiedziała spokojnie Maria i wyszła.
Tego wieczoru nie poszła do teatru. Po prostu zeszła na podwórko i siedziała na ławce przez jakieś dwie godziny.

Rano obudziła się z gorączką. Nikt nie zauważył.
„Mamo, mamy do ciebie prośbę” – zaczęła Irina przy śniadaniu. „Czy mogłabyś zaopiekować się Nastią od poniedziałku?
” „Jestem chora” – powiedziała cicho Maria.
„Wiesz, teraz jest nam wszystkim ciężko” – prychnęła Irina.
Aleksiej nawet nie podniósł wzroku znad telefonu.
„Bądź cierpliwa jeszcze chwilę. Pomóż mi”.
Maria wstała, podeszła do okna i nagle zdała sobie sprawę: dość.
„Nie jestem nianią, nie darmową praczką, nie jestem urzędem państwowym. Jestem człowiekiem. Zrozumiałaś?
” „Mamo, co się stało?” – zapytał zdezorientowany Aleksiej.
Maria gwałtownie się odwróciła.
„Wyjeżdżam. Wyjeżdżam. I nie pytaj gdzie. Jeśli chcesz tu mieszkać, to proszę bardzo. Ale beze mnie”.
I poszła spakować walizkę.

— Mamo, mówisz serio? — Aleksiej pobiegł za nim.
— Serio. Urodziłam cię, wychowałam i piekłam naleśniki. Dość.
— Ale jesteś chora! Dokąd idziesz? — zaprotestowała Irina.
— Nie martw się. W piekle jest cieplej niż w twojej kuchni. A tak przy okazji, mogłaś zapytać, jak się czuję.
— No, zapytałam… trochę tak — mruknęła Irina.
— Między „trochę tak” a „naprawdę” jest duża przepaść.
— Gdzie ty w ogóle idziesz? — ustąpił syn.
— Do sanatorium. Dali mi voucher w styczniu. Z kliniki. Ale ciągle to odkładałam, bo jesteś „zawsze zajęta”.
Włożyła płaszcz. Jej twarz w lustrze była szara, ale zdecydowana.
— Babciu, naprawdę wychodzisz? — zapytała wnuczka Alisa.
— Tak, kochanie.
— Będą naleśniki?
Maria uśmiechnęła się szeroko.
— Jak sama zaczniesz piec, to będą. Nauczę cię, jeśli chcesz. Ale nie tutaj. U mnie.
Wyszła. Aleksiej wyjął walizkę. Po cichu.

Spędziła dwa tygodnie w sanatorium pod Moskwą. Bez telefonu, bez kuchni, bez słów „Mamo, powinnaś…”. Gorączka przeszła w ciągu pierwszych trzech dni. Szóstego dnia zadzwonił Aleksiej. Najpierw Irina napisała: „Klucz jest u konsjerża. Wyprowadziliśmy się”.
Potem jej syn:
– Mamo… Wybacz nam. Bez ciebie jest jak bez fundamentu. Wszystko pęka.
– Pęka, to znaczy, że budowaliśmy na złym fundamencie – odpowiedziała spokojnie Maria.
– Chcemy odwiedzić. Naprawdę. Bez walizek. Z winem i bez wymagań.
– Zobaczymy. Po prostu zaczęło mi się tu podobać powietrze.

Po powrocie do domu Maria pierwszą rzeczą, jaką zrobiła, było zdjęcie fartucha z wieszaka. Obróciła go w dłoniach.
„Już go nie będę potrzebować” – powiedziała na głos i odłożyła na górną półkę.
Piątego dnia zadzwonił dzwonek do drzwi. Aleksiej z dwiema torbami, Alisą i Nastią. Irina była nieobecna.
„Czy mogę?” – zapytał z powątpiewaniem syn.
„Przyszłaś mnie odwiedzić, czy sprawdzić?
” „Przyszliśmy cię odwiedzić. Po prostu posiedzieć”.
Maria odsunęła się na bok.
„Kupiłam twoje ulubione gofry
”. „Jeśli masz herbatę, sama ją znajdziesz”. Lodówka nie jest obcym obiektem.
Nastawiła czajnik, nie z poczucia obowiązku, ale po prostu dlatego, że chciała.
„Był dobry” – powiedziała. „Po raz pierwszy spałam bez budzika. I nie myślałam o tym, kto jest głodny, a kto zaspał”.
„Nie mogę sobie wyobrazić” – zaśmiał się Aleksiej.
„No i słuchaj: mam tu nowe zasady. Po pierwsze. Nie przychodź bez wezwania. Po drugie. Nie muszę być „na dyżurze”. Jestem Maria. I teraz mam trzy rzeczy do zrobienia: żyć, odpoczywać i cieszyć się.
– A naleśniki? – zapytała Nastia.
– W niedzielę. Jeśli przyjdziesz z naczyniami już umytymi.
Roześmiali się. Po raz pierwszy od wielu lat matka odezwała się nie jak księgowa, a jak kobieta.
Wieczorem, kiedy goście wychodzili, zamknęła drzwi z równym ciepłem.

Następnego dnia dzwonek do drzwi zadzwonił ponownie. Irina stała w progu.
„Musimy porozmawiać
”. „Tylko nie tutaj” – odpowiedziała spokojnie Maria. „Mieszkam teraz tutaj. A w kawiarni możemy załatwić sprawy
”. „Maria Iwanowna…
” „Pomyśl o tym na razie. A ja będę żyć na razie. Postaram się nie być wygodna. Ale żyć ”.
Trzasnęła drzwiami. Cicho, ale z kropką.
Wieczorem Alicja napisała: „Babciu, jesteś teraz jak księżniczka. Jesteśmy z ciebie dumni”.
Maria się uśmiechnęła. I położyła na parapecie małego, upartego kaktusa. Kłujący – na temat.

Добавить комментарий

Ваш адрес email не будет опубликован. Обязательные поля помечены *