Piotr wszedł do kuchni z winną miną.
„Tanya, nie złość się, dobrze? Mama jeszcze nie ma dokąd pójść. Jej plecy, lekarz… zimno jej w mieszkaniu. Od jakichś dwóch tygodni
”. „Tymczasowo?” – zapytała ponownie, nawet nie odwracając głowy.
Zanim zdążył odpowiedzieć, drzwi wejściowe zatrzasnęły się z hukiem.
„Pietienko! Synu! Przyjechałam!” W drzwiach kuchni pojawiła się jego matka, Antonina Michajłowna. „Tanieczko, cześć, kochanie! Jak dobrze wyglądasz, pomimo… wysypki. Z nerwów, prawda?”
Antonina natychmiast zaczęła zachowywać się jak szefowa, krytykując „lalki” w rondelkach i oświadczając, że ugotuje sobie zupę sama, bez „balsamino i awokado”. Zajęła pokój Tatiany, wpychając ją do salonu. Konflikt zaostrzył się: teściowa wyrzuciła drogą japońską herbatę Tatiany, nazywając ją „kurzem”, zapełniła lodówkę słoikami bez etykiet i wniosła ikony do sypialni.
– Pietia, przyniosła ikony do sypialni. I powiesiła w kuchni napis: „Panie, błogosław temu domowi”. Teraz przechodzę obok i zastanawiam się, do kogo był adresowany – powiedziała Tatiana mężowi, ale on tylko westchnął.
Napięcie sięgnęło zenitu, gdy teściowa wybuchnęła:
„Jestem sama od trzydziestu pięciu lat! Mąż odszedł. Pietia jest malutki. A ty przyjechałaś – ze wszystkim gotowym! A teraz poprawiasz sobie koronę!”.
„Mój egoizm to jedyne, co jeszcze chroni mnie przed roztopieniem się w twoich bankach i modlitwach!” – odpowiedziała Tatiana.
Piotr próbował je uspokoić:
- Dość. Jesteście dorosłymi kobietami. A zachowujecie się jak koty zamknięte w pudełku. Tylko pudełko jest moim życiem.
Wkrótce w mieszkaniu, na zaproszenie teściowej, pojawiła się Lena, była żona Pietia. Zachowywała się pewnie, jakby miała prawo do domu. Antonina Michajłowna otwarcie ją wspierała.
– Lenoczko, może mogłabyś zostać u nas na kilka dni? Tania ciągle jest w pracy. A ty i Pietia – cóż, będziecie sobie bliscy duchem…
To była ostatnia kropla.
- ZRÓBMY TO TAK: WSZYSCY ZAMIESZKACIE ZE MNĄ! ZACZNIJMY HOTEL! KTO NASTĘPNY? — wybuchnęła Tatiana. — Pracowałam na to mieszkanie sześć lat. Cegła po cegle. A teraz robią na drutach, gotują i zachowują się tu jak w domu. Nie. Tak nie można.
Spojrzała na milczącego męża: - Dziękuję, Pietia. Właśnie wybrałeś stronę.
Spakowawszy swoje rzeczy, poszła do koleżanki.
Trzy dni później Piotr przyszedł do niej.
– Wyrzuciłem Lenę. Powiedziałem mamie, że nie możemy tego dłużej robić. Postawiłem jej ultimatum. Mama poszła na daczę. Bałem się kogoś urazić. W końcu uraziłem wszystkich. Zwłaszcza ciebie. Jeśli chcesz, to ja też odejdę.
Tatiana spojrzała na niego bez gniewu.
– Nie, Pietia. Nie wszystko. Ale teraz będzie inaczej. Albo zostanę w tym domu i wszyscy nauczą się żyć jak ludzie. Albo odejdę. Na zawsze.
Skinął głową. Powoli. Po raz pierwszy – nie jako chłopiec, ale jako mężczyzna.
Antonina Michajłowna nigdy nie wróciła. Lena zniknęła. A Tatiana zaczęła spać spokojnie. We własnym domu. Pod własnym kocem. I teraz wiedziała na pewno: żadna kobieta już nigdy nie pojawi się w jej drzwiach, mówiąc: „Wpadłam tylko”.