— Jej krewni śmiali się z jej pensji. Aż dowiedzieli się, że pensja pochodziła z jej prywatnego budżetu.

W kuchni pachniało gotowanymi jajkami i czymś kwaśnym. Elena trzymała słoik taniego majonezu, jakby był dowodem jej niespokojnego życia. Nie była już zła. Była zmęczona. Po prostu stała i słuchała, jak Galina Pietrowna wdziera się do jej świata, głośna i niespokojna, niczym stary odkurzacz.
„Mogłabyś chociaż kupić normalny majonez, a nie ten szajs!” powiedziała zamiast „cześć”.
Elena milczała. Wiedziała, jak milczeć.
„Mogłabyś chociaż znaleźć normalną pracę, Leno” – wtrąciła Irina, siostra Andrieja. W jej głosie zawsze pobrzmiewała nuta pogardy. „Masz czterdzieści dwa lata, a nawet nie masz samochodu”.
„Nie zrozum mnie źle, życzymy ci wszystkiego najlepszego” – dodał Igor, mąż Iriny. „Spójrz na Andrieja: jego praca to marzenie, jego pensja to bajka. A ty?”
— Tak, tak — podniosła głos Galina Pietrowna — Andriej to poważny człowiek. A ty… ty nawet nie wiesz, gdzie są skarpetki. Bieganie po Piateroczce w dresach to nie poziom żony mojego syna.
— Och, mamo — mruknął Andriej, nie odrywając wzroku od telefonu. — Lena się stara. Po prostu jest jej ciężko.
To „staranie się” było ostatnim wątkiem. Oznaczało — nie wtrąca się, nie kłóci, nie żąda.
Elena spojrzała na nich i nagle pomyślała: od jak dawna żyje nie z ludźmi, a z opiniami?
Podniosła głowę i spokojnie powiedziała:
— Wiesz… Czasem myślę: czy złożyć pozew o rozwód?
Przy stole zrobiło się cicho jak w muzeum.
— Co powiedziałaś? — zapytała Irina.
— Zwariowałaś, Leno? — Andriej w końcu oderwał się od ekranu.
— Tak, a ty równie dobrze możesz mi powiedzieć, że weźmiesz mieszkanie — wybuchnęła śmiechem Galina Pietrowna.
Nie odpowiedziała. Znów tylko uśmiechnęła się ze zmęczeniem.

Maxim zadzwonił wieczorem. Jego głos był stanowczy.
– Już zdecydowałeś?
– Prawie. Złożę wniosek jutro.
– Jestem niedaleko. Zajmę się resztą.

— Rozwód? — zapytała Galina Pietrowna następnego dnia, chwytając się za pierś. — Zwariowałaś! Kto, przepraszam, wziąłby cię w takim stanie? W twoim wieku…
Elena stała przy wejściu, trzymając w rękach torbę.
— Nikt jej nie weźmie, mamo — odpowiedział Andriej z korytarza. — Zwariuje i wróci. Dokąd pójdzie?
— A co ty teraz zrobisz, co? — Galina Pietrowna podeszła bliżej. — Wynająć pokój? Za swoje grosze z księgowości? Andriej ma pracę, Alfa-Stroy, stabilizację. A ty co masz?
Irina wyskoczyła z kuchni:
— Czy ty w ogóle rozumiesz, co robisz? Wszyscy jesteśmy w Alfa-Stroy! A jeśli zaczniesz teraz wynosić śmieci, to będzie cios dla całej rodziny.
— A szczególnie dla ciebie — powiedziała cicho Elena.
— Grozisz mi? — Irina spiąła się.
— Mówię ci: zdziwiłbyś się, jak szybko wszystko może się zmienić.
Tu, po raz pierwszy, Fiodor Iwanowicz, cichy i siwowłosy, podniósł głos.
— Usiądź, Igorze. I posłuchaj. Eleno, możesz wyjaśnić, co się dzieje?
Zawahała się na chwilę, a potem powiedziała wyraźnie:
— Jestem właścicielką Alfa-Stroy.
Zapadła cisza. Taka, jaka panuje na korytarzu kliniki, kiedy nagle ogłaszają, że terapeuta nie przyjmuje pacjentów.
— Co… kto? — Irina przełknęła ślinę.
— Ojciec zostawił mi kontrolny pakiet akcji. Dwadzieścia lat temu. Moja matka prowadziła interes, potem Maksym. A ja… uznałam, że łatwiej będzie milczeć. W przeciwnym razie zrobiliby ze mnie kasę samoobsługową.
Andriej spojrzał na nią, jakby widział ją po raz pierwszy.
— Maksym… kierownik? — mruknął.
— Tak. I przyjaciel. Wiedział, kim jestem. W przeciwieństwie do was wszystkich.
— Żartujesz — wydusił Igor, ale wtedy drzwi się otworzyły i wszedł Maksym.
— Nie, to nie żart — powiedział spokojnie. — Oto wypowiedzenia. Od dziś jesteś zwolniony. To wszystko.
— Zwariowałaś? — krzyknęła Irina. — Mamy dzieci! Pożyczki!
— A ja mam nowe życie — odpowiedziała Elena. — Dziesięć lat próbujesz mi udowodnić, że jestem nikim. Ty, Irina, powiedziałaś, że jestem ćmą. Ty, Andriej, milczałeś, kiedy twoja matka wycierała o mnie stopy. A ja przez cały ten czas… znosiłam.
Galina Pietrowna rzuciła torbą o podłogę:
— Czyli mściłaś się na nas przez cały ten czas?
— Nie. Czekałam tylko na odpowiedni moment. I przyszedł.
Maksym rozdał teczki. Andriej stał w kącie. Jego twarz była taka, że ​​nagle uświadomił sobie, że całe jego życie to nie dom, a tymczasowe miejsce zamieszkania.
— Nie mogłeś. Nie jesteś taki — wydusił.
— Nie znałeś mnie dobrze — powiedziała po prostu.
I wyszła. Nie trzaskając drzwiami. Po prostu — wyszła.

Minął tydzień. Telefony nie ustawały. Najpierw cisza, potem mamrotane przeprosiny. Andriej wysłał cztery listy. Jeden zaczynał się od słów: „Zawsze wiedziałam, że jesteś wyjątkowa…”. Elena uśmiechnęła się szeroko. Nie wiedział nawet, jak pije kawę. Z mlekiem. Zawsze.
Konferencja prasowa odbyła się w jasnym, odnowionym biurze. Elena podeszła do mikrofonu w garniturze w kolorze kawy z mlekiem. Jej plecy były wyprostowane, głos spokojny.
– Od dziś oficjalnie przejmuję zarządzanie firmą. Zespół pozostaje, poza kilkoma stanowiskami… rozstali się z powodów osobistych.
– Czy byli krewnymi? – zapytała dziennikarka.
– Tak. Krewni mojego byłego męża. Pracowali tu, nie wiedząc, kto jest właścicielem. Pozwalali sobie na wiele… w stosunku do mnie. A ja wierzę, że sprawiedliwość to nie tylko dokumenty. To szacunek.
Po – biuro. Nowe. Moje własne. Dzwonek. Na progu – Nadia, pasierbica.
– Dzień dobry… Czy mogę wejść?
Usiedli. Milczeli. Potem Nadya powiedziała:
— Tata wariuje. Babcia krzyczy. Wszyscy cię wyrzucają. Mówią, że ich zdradziłaś. Co o tym myślisz?
— Myślałam, że jesteś zła. Że chcesz się zemścić. A potem znalazłam twoją stronę. Składałaś mi życzenia urodzinowe każdego roku. Nawet kiedy byłam niegrzeczna. Nie krzyczałaś. Milczałaś.
Elena odwróciła się.
— Czy mogę… wpaść czasami? Po prostu porozmawiać.
— Może. Kiedy będę gotowa.
Nadya skinęła głową. Odwróciła się już w progu:
— Jesteś prawdziwa. I… fajna.
Wyszła.
Maksym przyszedł później. Bez słowa odstawił kubek. Kawa. Z mlekiem.
— No i co, zemściłaś się? — zapytał z krzywym uśmiechem.
— Nie — odpowiedziała Elena. — Po prostu przestałam milczeć.
A ona się uśmiechnęła. Bez goryczy. Po raz pierwszy.
Teraz wiedziała: życie zaczyna się nie wtedy, gdy jesteś kochana, ale gdy słyszysz siebie. I — nie boisz się mówić głośno.

Добавить комментарий

Ваш адрес email не будет опубликован. Обязательные поля помечены *