Nie dam ci ani grosza! — Co to według ciebie jest remont w europejskim stylu? — Głos Mariny Waleriewnej wzniósł się aż do sufitu. — Sufit jest nierówny, płytki krzywo położone!
Marina Waleriewna, szczupła kobieta po pięćdziesiątce z idealnie ułożoną, krótką fryzurą, powoli rozglądała się po kuchni. Jej wąskie usta, pomalowane jaskrawoczerwonym lakierem, były zaciśnięte w wąską linię. Jej nieskazitelny manicure niecierpliwie bębnił po marmurowym blacie.
Naprzeciwko gospodyni stał Siergiej, krępy mężczyzna w średnim wieku, ubrany w wyblakły T-shirt i dżinsy poplamione betonem budowlanym. Za nim trzej robotnicy tłoczyli się, niezgrabnie przestępując z nogi na nogę na nowej laminowanej podłodze. Jeden z nich, najmłodszy, zwiesił głowę i przyjrzał się swoim zakurzonym butom.
Siergiej wziął głęboki oddech, wyciągnął szmatkę z kieszeni i powoli wytarł dłonie. Na jego zniszczonej twarzy pojawiły się zmarszczki, a w oczach błysnęła irytacja, którą natychmiast zgasił.
- Marina Waleriewna — powiedział spokojnie — zrobiliśmy wszystko tak, jak pani kazała. Uwzględniliśmy wszystkie zmiany. Wymieniliśmy płytki w łazience, przestawiliśmy gniazdka, zrobiliśmy wnękę na telewizor. Zaakceptowała pani wszystkie etapy, oprócz ostatniego.
Samochód sąsiada przejechał obok okna, chrzęszcząc na żwirowym podjeździe. Gdzieś w pobliżu zaszczekał pies.
„No cóż, to dobrze” – Marina Waleriewna poprawiła złotą bransoletkę na nadgarstku – „to znaczy, że płacę tylko za to, co mi się podoba!”
Spojrzała triumfalnie na obecnych i dodała z naciskiem:
- Schrzaniłeś — nie muszę płacić!
Robotnicy wymienili napięte spojrzenia. Najstarszy z nich, z siwym wąsem, pokręcił głową i rzucił szybkie spojrzenie majstrowi. Siergiej stał nieruchomo. Jedynie mięśnie na jego policzkach zdradzały wewnętrzne napięcie. Skinął powoli głową, jakby podejmował jakąś ważną decyzję.
- Rozumiem. Sami to wymyślimy.
Właścicielka jest surowa, ale płaci. Marina Waleryjewna zawsze uważała się za profesjonalistkę w branży nieruchomości. Dwadzieścia pięć lat sprzedaży mieszkań, domów i działek nauczyło ją patrzeć na każdą nieruchomość oczami wyrachowanego inwestora. Kiedy zdecydowała się kupić dom, aby móc spokojnie żyć na emeryturze, wszyscy jej koledzy tylko się śmiali – wiedzieli, że będzie się targować do ostatniego rubla.
Ostatecznie dostała dwupiętrowy domek we wsi Sosnowy Bór, zaledwie dwadzieścia kilometrów od Nowosybirska, za prawie połowę ceny. Młoda rodzina, właściciele domu, pilnie przeprowadzała się do Moskwy i była gotowa sprzedać dom pierwszej osobie, która zaoferuje gotówkę. „Piętro nie jest skończone, ale jaki widok z okna!” – z entuzjazmem pokazała jej agentka nieruchomości, kiedy po raz pierwszy oglądali dom. „Zobacz, jak słońce gra na wierzchołkach sosen!”
Marina Walerjewna zobaczyła o wiele więcej: gołe ściany z wystającymi przewodami, otwarte sufity, niedokończoną wentylację. W łazience na drugim piętrze nie było nawet śladu instalacji wodno-kanalizacyjnej – tylko rury wystające z betonowej podłogi i miejsce na przyszły prysznic, zaznaczone kredą.
Ale dostrzegła też potencjał. I co najważniejsze, cenę.
„Weź się do roboty, Marina Waleriewno” – Siergiej pokazał jej zainstalowaną kabinę prysznicową.
To był ich drugi tydzień wspólnej pracy. Marina chodziła wokół zupełnie nowej kabiny prysznicowej, uważnie badając każdy szew i każde połączenie. Przesunęła dłonią po szybie, otworzyła i zamknęła drzwi. Siergiej stał obok niej z rękami skrzyżowanymi na piersi.
„Nieźle” – powiedziała w końcu. „Zaskakująco dobrze”.
Wyjęła portfel z torebki i przeliczyła sześć banknotów pięciotysięcznych.
„Proszę” – podała pieniądze Siergiejowi. „Na prysznic, tak jak się umówiliśmy”.
Brygadzista ostrożnie wziął pieniądze i schował je do kieszeni na piersi roboczej koszuli.
- Dziękuję, Marina Waleriewna.
- Będę na ciebie czekać jutro punktualnie o ósmej. Będziemy sprzątać sufit w sypialni. I nie zapomnij przynieść próbek oświetlenia, o których wspominałem.
Do połowy kwietnia większość prac została ukończona. Płyty gipsowo-kartonowe zostały zakryte i zaszpachlowane, zainstalowano wentylację, a płytki w łazience położono. Marina regularnie kontrolowała każdy etap prac, zgłaszała uwagi, a kiedy wszystko zostało naprawione, zapłaciła.
Jednak z każdym dniem jej komentarze stawały się coraz liczniejsze.
„Dlaczego ta wnęka jest krzywa?” – wskazała na ledwo zauważalne przechylenie. „A tu widać szew, zróbcie to jeszcze raz” – zażądała, przesuwając palcem po płycie gipsowo-kartonowej. „Pęknięcie przy listwie przypodłogowej! Czy to robota?” Siergiej coraz częściej przecierał zmęczone oczy, ale nadal spokojnie przyjmował uwagi i poprawiał. Jego ekipa zaczęła narzekać, gdy właściciel nie był w pobliżu, ale brygadzista przerwał rozmowy.
„Dopóki płaci, robimy, co każe” – powiedział. „Każdy klient jest inny i każdy ma swoje własne podejście”.
Kłamiesz! Marina Waleriewna, która od kilku dni nosiła lekki dres zamiast swojego zwykłego stroju służbowego, powoli poruszała się po domu, niczym inspektor na szczególnie ważnym miejscu. Trzymała smartfon w dłoniach, co jakiś czas unosząc go na wysokość oczu.
– Patrz – nachyliła się nad świeżo położonymi płytkami w łazience – mówiłam! Światło pada i widać, że odlew zupełnie różni się od próbki!
Telefon w jej dłoniach uchwycił zbliżenie ściany łazienki. Młody glazurnik Andriej z niedowierzaniem patrzył na swój perfekcyjnie wykonany panel.
- Marina Waleriewna, to jest dokładnie ten odcień, który ci się spodobał. Tylko że inny kąt padania światła daje…
– Nie tłumacz mi praw fizyki! – przerwała mu kobieta. – Widzę na własne oczy: próbka to miękki krem, a tu jest jakaś żółtawa. Wszystko trzeba przerobić!
Andriej bezradnie rozejrzał się dookoła, szukając wsparcia u brygadzisty. Siergiej, stojący w drzwiach z rękami skrzyżowanymi na piersi, lekko skinął głową.
„Dobrze, zrobimy to jeszcze raz” – powiedział sucho.
Tego wieczoru Marina Walerjewna siedziała przy kuchennym stole w swoim mieszkaniu w mieście, którego jeszcze nie sprzedała. Na laptopie przed nią widniał otwarty czat o nazwie „Remont ze smakiem”.
„Dziewczyny, patrzcie, co dziś dostałam!” – napisała, załączając zdjęcia i filmy ze swojego nowego domu. „Czy one myślą, że nie rozróżniam odcieni?”
Na czacie natychmiast pojawiła się następująca odpowiedź:
„Och, Marinoczko, znowu cię oszukują! Żądaj rabatu!” „Nie zapłaciłabym za taką fuszerkę!” „Nam też się to przytrafiło, w końcu obniżyłam cenę o 30%!” Marina uśmiechnęła się z satysfakcją. Poczucie racji i wsparcie „społeczności ekspertów” dodały jej pewności siebie.
Następnego dnia, gdy elektryk Paweł kończył instalację gniazdek w sypialni, Marina zaczęła znowu robić zdjęcia.
„Co to jest?” Wskazała na jedno z podwójnych gniazdek. „Czemu nie są ustawione w jednej linii?”
Paweł, starszy mężczyzna z siwym wąsem, sprawdził poziom.
- Wszystko jest wypoziomowane, sprawdziła Marina Waleriewna.
– A ja mówię, nierówne! I w ogóle wyglądają nieestetycznie. Czemu tu jest biało, a tam kremowo?
„Sam to powiedziałeś…” zaczął Paweł.
„Nigdy tego nie powiedziałam!” Jej głos wzrósł o oktawę. „Siergiej, czy twoi ludzie mają mnie za głupca?”
Na ostatnim etapie prac atmosfera osiągnęła swój kres. Marina Walerjewna uważnie studiowała kosztorys materiałów, który Siergiej położył przed nią na kuchennym stole. Stukała długopisem o błyszczącą powierzchnię, podczas gdy majster cierpliwie czekał.
– No więc, laminat, listwy przypodłogowe, farba… – przesunęła palcem po liniach. – Dobrze, dam ci zaliczkę za materiały. Ale pamiętaj – chcę paragon za każdą puszkę farby!
Siergiej skinął głową, przyjmując kopertę z pieniędzmi. Jego twarz była pozbawiona wyrazu, w kącikach oczu pojawiły się jedynie zmarszczki od ciągłego napięcia.
— Zrobimy wszystko tak, jak uzgodniliśmy, Marina Waleriewna.
Dwa tygodnie później remont dobiegł końca. Marina skrupulatnie zbadała każdy kąt, każdy centymetr powierzchni, ale nawet pod jej czujnym okiem praca wyglądała nieskazitelnie. Siergiej i jego zespół stali w pobliżu, gotowi do przekazania projektu.
„Cóż” – powiedziała Marina po długiej inspekcji – „wydaje się całkiem niezłe. Chociaż nie tak, jak sobie początkowo wyobrażałam”.
Zatrzymała się, jakby zbierała myśli. Siergiej wyjął z teczki dokumenty – zaświadczenie o ukończeniu pracy i rachunek końcowy.
- Podpisz tutaj, Marina Waleriewna. A zgodnie z umową, pozostała kwota wynosi…
„Nie” – Marina pokręciła głową, przerywając mu. „Nie zapłacę za tę pracę”.
W pokoju zapadła ciężka cisza. Twarz Siergieja stężała.
- Przepraszam?
– Słyszałeś wszystko. Zapłaciłam już za materiały, a ty zrobiłeś to z tyloma poprawkami, że możesz nas uważać za równych – wskazała na ściany. – Spójrz, jeśli się dobrze przyjrzysz, szpachlówka ma nierówne miejsca. A tutaj szew w tapecie jest ledwo widoczny. Nie, nie zapłacę za to!
Brygadzista powoli włożył papiery z powrotem do teczki.
- Marina Waleriewna, wykonaliśmy wszystkie prace zgodnie z zamówieniem. Wprowadziliśmy wiele zmian na Państwa prośbę. Obiekt został pomyślnie przekazany. Musi Pani zapłacić za prace.
– Ja myślę inaczej. Kropka. – Marina odwróciła się i ruszyła w stronę schodów na pierwsze piętro. – Możesz iść. Remont skończony.
Siergiej wymienił spojrzenia z pracownikami. W milczeniu zaczęli zbierać narzędzia. Nikt nie powiedział ani słowa, ale w domu panowało napięcie.
Kiedy ekipa była już przy drzwiach, Siergiej zatrzymał się i jeszcze raz spojrzał na zupełnie nowe ściany, wyrównane sufity, położone panele laminowane — na wszystko, co zrobili w ciągu tych tygodni ciężkiej pracy.
„Żegnaj, Marino Waleriewna” – powiedział cicho. „Mam nadzieję, że będzie ci się dobrze mieszkać w tym domu”. Drzwi zamknęły się za robotnikami niemal bezszelestnie. Ale w tej ciszy Marina nagle poczuła niejasną obietnicę – jakby coś pozostało niewypowiedziane. Odepchnęła to uczucie i rozejrzała się z uśmiechem. Remont rzeczywiście został ukończony, a co najważniejsze, kosztował znacznie mniej, niż pierwotnie planowała.
Co to za zapach?! Marina Waleriewna z radością zadomowiła się w nowym domu, ustawiając meble i wieszając obrazy. Za każdym razem, gdy przechodziła przez odnowione pokoje, czuła przypływ dumy. Szczególnie miło było wspominać, jak „postawiła ten zespół na swoim miejscu” i zaoszczędziła sporą sumę pieniędzy.
„I nie było potrzeby płacić za prace, które trzeba było ciągle powtarzać” – wyjaśniła swojej kotce Bagheerze, luksusowej, czarnej piękności o zielonych oczach. „Powinni być wdzięczni, że w ogóle dałam pieniądze na materiały”. Czwartego dnia po zakończeniu remontu Marina obudziła się w środku nocy z dziwnym uczuciem. Wciągnęła nosem powietrze. Coś nieuchwytnego i nieprzyjemnego unosiło się w powietrzu sypialni – ledwo wyczuwalny zapach, przypominający stojącą wodę.
„Gdzieś musiała zostawić otwartą butelkę” – pomyślała, przewracając się na drugi bok.
Następnego ranka zapach był silniejszy. Teraz przypominał lekko zgniłe jajka. Marina obeszła wszystkie pokoje na drugim piętrze, sprawdziła mini lodówkę, zajrzała pod wszystkie szafki – nie znalazła źródła.
„To dziwne” – mruknęła, otwierając szeroko okna. „Może coś z wentylacją?”
Wieczorem, pomimo wietrzenia, zapach stał się tak intensywny, że zaczął przypominać gnijące mięso. Bagheera, która zazwyczaj lubiła drzemać na łóżku swojej pani, stanowczo odmówiła wejścia na piętro. Kiedy Marina próbowała ją wnieść, kotka syknęła, wygięła grzbiet i wyrwała się z jej rąk.
- Co się dzieje? — Marina z zakłopotaniem patrzyła, jak jej pupil ostrożnie siedzi u podnóża schodów, nie robiąc ani jednego kroku w górę.
Trzy dni później smród rozprzestrzenił się na sąsiednią sypialnię, a pod koniec tygodnia dotarł do łazienki. Marina próbowała wszelkich dostępnych sposobów: umieściła w pokojach odświeżacze powietrza, kupiła drogi oczyszczacz powietrza, spryskała dezodorantami – nic nie pomogło. Smród zdawał się wydobywać z samych ścian i sufitów.
– Cześć! Siergiej! – Marina nerwowo chodziła po parterze, przyciskając telefon do ucha. – Tu Marina Waleriewna! Co zrobiłaś z moim domem?
Jednak zamiast sygnału dźwiękowego usłyszała mechaniczny głos: „Abonent ograniczył połączenia przychodzące”. Próby skontaktowania się z innymi członkami zespołu zakończyły się tym samym rezultatem – jej numer został zablokowany przez wszystkich.
To nie dom – to d. Czterdziestego piątego dnia po zakończeniu remontu Marina nie mogła już normalnie spać. Drugie piętro stało się praktycznie nie do zamieszkania. Przeniosła się do salonu na parterze, ale i tam zaczął unosić się odrażający smród. Próbowała znaleźć nową ekipę budowlaną, ale po usłyszeniu jej adresu i opisu sytuacji, wszyscy odmówili przyjazdu. „Nie, przepraszamy, wszyscy są zajęci”, „Nie mamy wolnych rąk”, „Nie pracujemy w tym rejonie” – wymówki były różne, ale efekt był ten sam.
Dom Mariny zamienił się w duszną izbę tortur. Składane łóżko w salonie na parterze skrzypiało przy każdym ruchu, a plecy bolały ją, przypominając o jej wieku i niewygodnym łóżku. Przez ostatnie trzy tygodnie Marina nie odważyła się wejść na piętro – zapach przenikał wszystko, niczym niewidzialna, lecz wszechobecna istota.
Poniedziałkowy poranek rozpoczął się od rozmowy telefonicznej.
— Firma sprzątająca „Czystula”? Tak, halo — głos Mariny brzmiał na zmęczony. — Mam skomplikowaną sprawę, potrzebuję gruntownego sprzątania domu… Tak, domku… Adres…
Dziewczyna po drugiej stronie słuchawki obiecała wysłać ekipę do godziny 14:00. Marina poczuła promyk nadziei – profesjonaliści na pewno znajdą źródło zapachu.
Sprzątaczki przybyły o umówionej porze. Najstarsza z trzech pracownic, wchodząc do holu, natychmiast skrzywiła się i odmówiła pracy, pomimo propozycji Mariny dotyczącej podwójnego wynagrodzenia. „To nie jest zwykły brud” – podsumowała. Dwa dni później inspektor sanitarny, po dokładnym zbadaniu domu, nie znalazł źródła smrodu – żadnych gryzoni, pleśni ani materii organicznej. „Otwórzcie podłogi i ściany” – to była jedyna rada, jaką udzielił zdesperowanej gospodyni.
Następnego dnia Marina z przerażeniem zauważyła, jak sąsiadka, widząc ją na ścieżce, gwałtownie zboczyła z drogi, udając, że jest bardzo zainteresowana swoją skrzynką pocztową. I wtedy wydarzyło się coś, co ostatecznie ją załamało.
- Marina Waleriewna, — jej fryzjerka Angela, która strzygła ją od dziesięciu lat, nagle zatrzymała się z nożyczkami w ręku. — Nie chciałam tego mówić, ale… Śmierdzisz… jak w piwnicy. Przepraszam. Masz jakieś problemy?
W tym momencie coś we mnie pękło. Łzy zaczęły płynąć same, spadając dużymi kroplami na pelerynę salonu.
„To nie dom, to piekło” – wyszeptała Marina, patrząc na swoje odbicie w lustrze. „Nie mogę tam dłużej mieszkać”.
Za pół ceny – i bierz, kogo chcesz. Marina Walerjewna nerwowo poprawiała fałdy zasłon, starając się nadać domowi prawdziwie zamieszkany wygląd. W korytarzu szumiał ogromny elektryczny odświeżacz powietrza, nastawiony na pełną moc, ale nawet on ledwo radził sobie z ciężkim zapachem, który wypełniał dom.
Dokładnie o godzinie jedenastej zadzwonił dzwonek do drzwi.
„Dzień dobry, jesteśmy tu w sprawie ogłoszenia” – przywitał się mężczyzna. „Mam na imię Anton, to moja żona Elena i mój syn Kirył”.
„Miło mi państwa poznać, proszę” – Marina ciepło otworzyła drzwi, ukradkiem obserwując ich reakcję.
Elena zrobiła dwa kroki w głąb korytarza i zatrzymała się. Jej nozdrza rozszerzyły się gwałtownie, a dłoń odruchowo zakryła nos.
„Anton…” zaczęła, ale jej mąż już też wyczuł ten zapach.
Chłopiec zmarszczył twarz:
- Mamo, jak tu śmierdzi!
Jednak nie minęło jeszcze pięć minut, a goście siedzieli już w samochodach i w pośpiechu opuszczali teren imprezy.
Minęły kolejne trzy męczące tygodnie. Marina przeprowadziła się do wynajętego jednopokojowego mieszkania, zostawiając w domu jedynie minimalną ilość mebli na pokazy. Jako pośredniczka nieruchomości wiedziała, że nadszedł czas, aby obniżyć cenę. Znacznie ją obniżyć. W końcu pojawili się poważni kupcy – młoda para programistów, Denis i Alisa.
„Rozumiemy problem z zapachem” – powiedział Denis, profesjonalnie oglądając ściany. „Ale za tę cenę jesteśmy gotowi zaryzykować. Być może będziemy musieli otworzyć sufity”.
Transakcja została sfinalizowana tydzień później. Otrzymawszy pieniądze – dokładnie połowę pierwotnego kosztu domu – Marina nie czuła radości, a jedynie rozpacz. Tego wieczoru siedziała przed laptopem, wściekle pisząc gniewny post na lokalnej stronie publicznej.
„Uważajcie na nieuczciwych budowlańców! Zniszczyli mi dom, oszukali mnie jakością pracy…” W jej umyśle wina za to, co się stało, leżała wyłącznie po stronie Siergieja i jego ekipy. Ani razu nie pomyślała, że przyczyną wszystkich problemów może być jej własna decyzja o odmowie zapłaty za uczciwie wykonaną pracę.
Karma gipsowo-kartonowa — O, co za cholerny teatr! Panie, chodź tu!
Denis oderwał wzrok od laptopa, gdy usłyszał głośny krzyk, i wszedł na drugie piętro, gdzie ekipa remontowa rozpoczęła demontaż. W byłej sypialni pracownicy w respiratorach tłoczyli się wokół płyty gipsowo-kartonowej, która została zdjęta z sufitu. W powstałej wnęce widać było coś żółtobrązowego.
„Co to jest?” zapytał Denis, podchodząc bliżej.
„A to, drogi panie, czyjaś zemsta” – brygadzista wskazał rękawicą na starannie ułożone i podziurawione jajka, które wydzielały nieznośny smród. „Ktoś to wszystko dobrze zaplanował. Spójrz, każde jajko jest przebite igłą – tak, że powoli się psuje”.
Wieczorem znaleziono dwa kolejne „prezenty”: celofanowe opakowanie z jajkami i głowami ryb w wentylacji łazienki oraz plastikowy pojemnik ze zgniłym mięsem w zielonkawo-szarej solance w fałszywym pudełku maskującym komunikację.
„Nigdy czegoś takiego nie widziałem” – jeden z robotników pokręcił głową, wrzucając znaleziska do dużego worka. „Trzeba się bardzo starać!” „No cóż, ktoś naprawdę obraził ekipę…” – zachichotał inny, patrząc na Denisa. „A może to ty?” „Kupiliśmy ten dom zaledwie dwa miesiące temu” – odpowiedział Denis, obserwując proces z obrzydzeniem. „Poprzednia właścicielka musiała się bardzo starać”. „Nie właścicielka” – zaprotestował brygadzista – „ale ona naprawdę kogoś obraziła. Nie można się tak zemścić”. Sześć miesięcy później dom był już w pełnym rozkwicie. Podczas parapetówki goście podziwiali przestronny, czysty dom i byli wzruszeni widokiem nowo narodzonej Sofii, śpiącej w przytulnym pokoju dziecięcym na piętrze.
„I wiecie” – powiedział podchmielony Denis swoim przyjaciołom – „ten dom dosłownie musiał zostać wyegzorcyzmowany. To było tak…”
Historia cuchnących „skarbów” niezmiennie wywoływała zdumienie i śmiech. Dom należał teraz do nich – jasny, ciepły, pełen dziecięcego śmiechu. A „niespodzianka” i jej autor pozostali gdzieś w przeszłości, zamieniając się w zabawną historyjkę na przyjęcia.