Drzwi zatrzasnęły się z hukiem, aż porcelanowa figurka spadła na korytarz. Nawet się nie odwróciłam.
„Nigdzie się nie wybierasz!” – piskliwy głos matki wdarł się w moje plecy. „Nie masz gdzie mieszkać! Na dworzec, czy co?”
Szarpnęłam za rączkę torby, którą próbowała utrzymać. W środku były dokumenty, laptop, kilka koszulek. Wszystko, co udało jej się zgarnąć w dziesięć minut, przy akompaniamencie krzyków.
„Nie zamierzam tu siedzieć i patrzeć, jak wszyscy świętujecie moją zdradę”.
Trzy miesiące temu Artem i ja wybieraliśmy tapetę do naszego przyszłego mieszkania. A teraz… teraz wiedziałam, że przez cały ten czas Kristina istniała dla niego. Moja młodsza siostra. Która teraz szlochała za ścianą, udając ofiarę.
„Czy ty w ogóle rozumiesz, co zrobiłeś?” syknęła mama, blokując drzwi. „Jest w trzecim miesiącu ciąży!
”. Tak. Żelazo. Bo gdybym była zwyczajna, już bym się załamała, kiedy dowiedziałabym się, że Artem sypia z Kristiną od sześciu miesięcy, że jest w ciąży i wszyscy o tym wiedzą. Milczeli. „Nie chcieli mnie zdenerwować”.
„Gdzie są moje pieniądze?” zapytałam nagle, patrząc mamie w oczy. „Te, które były w szufladzie
”. „Sama je wydałaś i zapomniałaś o nich” – szarpnęła się.
Wyszłam na korytarz. Była tam cała narada rodzinna: tata, ciocia Lida i oczywiście Kristina, szlochając i przyciskając ręce do brzucha.
„Cieszysz się?” syknęła ciocia. – Doprowadziłeś moją siostrę do szału! –
Powoli odwróciłem się do Christiny.
– A co, jeśli coś się stanie mojemu dziecku?
– …Któremu twojemu? – Ciotka zbladła.
– Temu. Artem, nawiasem mówiąc, spał ze mną przez cały ten czas. Bez zabezpieczenia. Więc jeśli coś się stanie… będziesz miał dwoje wnucząt.
Odwróciłem się i wyszedłem, słysząc krzyki i hałas.
Padłem na łóżko w tanim hotelu. Telefon dzwonił bez przerwy od wiadomości. Mama: „Wracaj, musimy porozmawiać!” Kristina: szlocha, „żeby cię nie skrzywdzić”. Artem: sucho. „Gdzie klucze do mieszkania?” Wyłączyłem dźwięk.
Babcia Wiera dzwoniła w środku nocy.
– Lerka, żyjesz? O tej Kamasutrze dowiedziałem się dopiero wczoraj od twojej cioci Lidy. Gdyby to się stało wcześniej, połamałbym im wszystkim nogi.
Rozpłakałem się.
– Posłuchaj. Mam działkę za miastem. Dom tam to obskurna chata, ale ma dach. Woda ze studni, prąd – agregat. Oddaję ci to. Twoja mama i Kristina już dzielą się twoją częścią „rodzinnego” mieszkania. Jeśli teraz nie znajdziesz czegoś, czego mógłbyś się uczepić, zjedzą cię. Przyjdź jutro. Sporządzimy akt darowizny.
Uśmiechnąłem się po raz pierwszy od 24 godzin. Miałem plan.
Następnego dnia weszłam do „naszego” mieszkania. Nikogo tam nie było. W korytarzu pachniało świeżą farbą, podłoga była pokryta nowym laminatem. Spieszyli się, żeby zrobić gniazdko miłosne. Wyjęłam młotek, puszkę czarnej farby i nożyczki.
Lustro ucierpiało jako pierwsze. Potem obrus w kuchni, beżowa sofa w salonie, jedwabna pościel w sypialni. Ostatnim akcentem był napis na ścianie wymalowany farbą: „Ciesz się swoją parą”.
Wyszłam, nie oglądając się za siebie. Telefon zawibrował – babcia: „Akt własności gotowy. Klucze czekają”. Uśmiechnęłam się i wykręciłam numer: „Zostaję”.
Pierwszy poranek w chacie był zimny. Telefon dzwonił bez przerwy. Mama: „Czyś ty kompletnie oszalał?” Kristina: szlochała o „nasz dom”. Artem: „Jesteś psychopatą. Pozwę cię za zniszczenie mienia”. Wyłączyłem telefon.
Przyjechali wieczorem. Mama w futrze, Kristina z narysowanymi siniakami pod oczami. Artem został w samochodzie.
„Musisz oddać pieniądze za naprawę!” krzyczała mama. „Zgłosiliśmy sprawę na policję!
” „Jakie pieniądze?” Oparłem się o siekierę, którą właśnie opanowywałem. „Ale mówiłeś, że sam je wydałem”.
„Jak ty tu żyjesz?!”. Kristina wybuchnęła płaczem.
„Przynajmniej jest uczciwie” – spojrzałem na chatę. „Spróbuj mnie wyrzucić”.
W nocy rozpaliłem w kominku i otworzyłem laptopa. Zamieściłem ogłoszenie: „Wynajmę chatę w lesie. Turyści, blogerzy, uciekające panny młode. PS Mam siekierę. Studnię. Cisza. I żadnych krewnych”.
Po chwili, gdy siedziałam na ganku, z krzaków wyczołgał się kurier.
- Lera Sokolova? Masz paczkę.
W pudełku był nowy telefon, koperta z pieniędzmi i notatka: „Twój blog o „życiu po wszystkim” jest genialny. Chcesz umowę z agencją medialną? P.S. Siekiera w kadrze to świetny obrazek”.
Zaśmiałam się. Na ekranie nowego telefonu widniało 157 nieprzeczytanych wiadomości. Pierwsza była od mojej mamy: „Umieściłaś nasz dramat w całym internecie?!” Druga była od Kristiny: „Możesz zabrać swojego Artema z powrotem…”. Usunęłam wszystko, nie doczytawszy do końca.
Wybrałam tylko jeden numer. - Babciu, zmieniłam zdanie co do sprzedaży działki.
- No to świetnie — odpowiedziała babcia ochryple. — Już zaopatrzyłam się w popcorn. Czekam, aż twoja mama zacznie do ciebie krzyczeć o „honorze rodziny”.
- Niech spróbuje. Teraz mam subskrybentów. I prawników.
Wiatr niósł zapach dymu. Gdzieś w oddali zaczęła pohukiwać sowa. W końcu byłem w domu.