Mieszkanie przedmałżeńskie nie jest podzielone, więc mów do matki o moim mieszkaniu — Walia wybuchnęła śmiechem w twarz męża

Drzwi wejściowe zatrzasnęły się z takim hukiem, że oprawione zdjęcie spadło ze ściany w korytarzu. Szkło roztrzaskało się o podłogę, rozsypując się na drobne kawałki.

  • Czyś ty zupełnie oszalał? — Siergiej zerwał się z kanapy, gdzie przez pół godziny bezmyślnie klikał pilotem od telewizora.

Walia stała na korytarzu, zrzucając buty. Na jej twarzy malował się wyraz, jaki może mieć tylko osoba, która podjęła ostateczną decyzję. Nawet nie spojrzała na zniszczone zdjęcie – ich zdjęcie ślubne sprzed pięciu lat.

  • Zadzwonił do mnie pośrednik. Kupujący zgadza się na moją cenę. — Wala minęła męża, nawet na niego nie patrząc. — Jutro podpiszę dokumenty.
  • Co do cholery, kupco? — Siergiej złapał ją za łokieć. — O czym ty w ogóle mówisz?

— O mieszkaniu. Moim mieszkaniu — podkreśliła słowo „moim”, odsuwając rękę. — Które dali mi rodzice przed ślubem.

Siergiej zamarł na środku salonu, który wspólnie umeblowali, dobierając każdy szczegół. Pięć lat życia. Pięć lat w tym dwupokojowym mieszkaniu na piętnastym piętrze z widokiem na rzekę.

„Dokąd idziesz?” Jego głos się załamał.

  • Nie ja. Ty. Ty i mama, — Wala w końcu spojrzała mu w oczy. — Wynajęłam ci przytulne kawalerki. Zapłaciłam za pierwszy miesiąc, potem sama sobie poradzisz. A najważniejsze, żeby okna wychodziły na śmietnik — będziesz miała o czym z nią rozmawiać…

Cztery godziny wcześniej Walentyna siedziała w biurze swojego szefa. Władimir Pietrowicz, krępy mężczyzna po sześćdziesiątce, przez pół godziny tłumaczył, dlaczego nie może podnieść jej pensji.

– Widzisz, Waliuszo, jest kryzys. Wszyscy zaciskają pasa – rozłożył ręce, a złota bransoleta jego zegarka zalśniła w promieniach porannego słońca.

Walia spojrzała na swoje nowe włoskie buty, na zdjęcie jachtu w Turcji na ścianie i coś w niej drgnęło. Przez trzy lata dźwigała połowę działu, przyjeżdżała wcześniej niż wszyscy, wychodziła później. I po co?

„Władimirze Pietrowiczu, mam kredyt hipoteczny” – skłamała, mimo że mieszkanie było jej bez obciążeń. „Muszę zrozumieć perspektywy”.

– Perspektywy, perspektywy – odchylił się na krześle. – A może powinnaś wyjść za mąż porządnie? Żeby mąż mógł cię utrzymać. Chociaż… Jesteś mężatką, prawda?

Walia zacisnęła zęby. Pięć lat temu wyszła za Siergieja, uważając go za obiecującego programistę z ambicjami. Teraz ledwo wiązał koniec z końcem, wykonując okazjonalne zlecenia, i większość czasu spędzał „poszukując siebie” na kanapie. Nie zamierzała mówić o tym szefowi.

  • Dobrze, dziękuję za szczerość — Wala wstała. — W takim razie mam oświadczenie.
  • Jakie jeszcze oświadczenie? — Władimir Pietrowicz pochylił się do przodu.

— O zwolnieniu. Z własnej woli.

Kiedy wychodziła z biura, telefon dzwonił bez przerwy. Władimir Pietrowicz, koledzy i w końcu mama.

„Walusiu, wszystko w porządku?” – usłyszała w telefonie zaniepokojony głos matki.

  • Tak, mamo. Wszystko w porządku — Wala szła ulicą, wdychając powietrze wolności. — Odeszłam.

Zapadła cisza.

„A co dalej?” zapytała ostrożnie matka.

  • Dalej? — Wala zatrzymała się przy oknie jubilera. — Dalej sprzedam mieszkanie i wyprowadzę się.
  • A Siergiej?
  • A co z Siergiejem? — Uśmiechnęła się Wala. — To duży chłopiec. Da sobie radę. Z matką…

Siergiej siedział w kuchni, kiedy Wala wróciła do domu po rozmowie z agentem nieruchomości. Jego matka, Irina Władimirowna, krzątała się przy kuchence, mieszając coś w rondlu.

  • O, już się pojawiłaś — Irina Władimirowna spojrzała na synową badawczo. — A myśleliśmy, że w ogóle nie przyjdziesz na kolację.
  • Cześć, Irina Władimirowna, — Wala położyła klucze na stoliku nocnym. — Co cię tu sprowadza? Nie planowaliśmy przyjechać przed weekendem, prawda?

„Czy nie mogę odwiedzić syna?” – kobieta zacisnęła usta. „Schudł. Najwyraźniej nie odżywia się prawidłowo”.

Siergiej uśmiechnął się winnie:
„Mama się martwiła”.

  • Oczywiście, że się martwiłam! — Irina Władimirowna zwróciła się w stronę pieca. — Kiedy żona znika na całe dnie i nie opiekuje się mężem, jak można się nie martwić?

Wala podeszła do lodówki i wyjęła butelkę wody. Pięć lat. Pięć lat tego samego. Co tydzień. Co miesiąc. Niekończąca się rywalizacja o to, kto lepiej zaopiekuje się Sieriożenką.

  • Wiesz, pracuję — Wala upiła łyk. — A dokładniej, pracowałam. Dzisiaj rzuciłam.

Siergiej zakrztusił się herbatą:
„Co?!”

„Zrezygnowałam” – powtórzyła. „I postanowiłam zająć się czymś innym”.

Irina Władimirowna odłożyła chochlę:
„A co potem?”

— Sprzedaję mieszkanie.

Zapadła cisza. Tak głośna, że ​​słychać było kapiącą wodę z luźnego kranu.

  • Ale… jak? — Siergiej spojrzał na matkę, potem na żonę, zdezorientowany. — To nasz dom. Mieszkamy tu od pięciu lat.

– Tak, masz – Wala oparła się o blat stołu. – W moim mieszkaniu. Które dostałam przed ślubem. I które mam pełne prawo sprzedać.

Irina Władimirowna zbladła:
– Siergiej, ona nie może! To twoje rodzinne gniazdo!

– Mogę – uśmiechnął się Wala. – Majątek przedmałżeński nie podlega podziałowi w przypadku rozwodu. A ja i Siergiej niedługo się rozwiedziemy.

„Co?!” krzyknęli chórem matka i syn.

„Już wszystko zdecydowałam” – Wala odłożyła szklankę na stół. „Jutro podpiszę dokumenty sprzedaży”.

Wyszła z kuchni, zostawiając ich bez słowa. W sypialni Walia wyjęła walizkę i zaczęła metodycznie pakować swoje rzeczy. O dziwo, nie czuła ani bólu, ani żalu. Tylko zmęczenie i… ulgę?

Drzwi się otworzyły i w progu pojawił się Siergiej.

  • Zwariowałeś? — Wyglądał na zagubionego. — Jak możesz po prostu wszystko skreślać?
  • Tylko? — Wala podniosła wzrok znad walizki. — Przez pięć lat ciągnęłam nas obie. Przez pięć lat słuchałam, jak twoja matka tłumaczy mi, jaką jestem złą żoną. Przez pięć lat czekałam, aż w końcu dorośniesz i zaczniesz brać odpowiedzialność.

„Szukałem siebie!” – wykrzyknął. „Wiesz, jak ważne jest znalezienie czegoś, co kochasz robić!”

„Wiem” – Wala skinęła głową. „Ale to nie powinno trwać wiecznie. Zwłaszcza, gdy twoja żona pracuje na dwóch etatach”.

Siergiej usiadł na skraju łóżka:

  • Ale dlaczego teraz? Co się stało?

Wala zamknęła walizkę:
– Dziś szef mi wytłumaczył, że kobieta nie potrzebuje kariery, jeśli ma męża. I zdałam sobie sprawę, że nie chcę już być jego podwładną ani twoją żoną.

W drzwiach pojawiła się Irina Władimirowna:
– Sieriożenko, nie upokarzaj się! Skoro postanowiła odejść, to dobrze! – Zwróciła wzrok na Walię. – Tylko nie sprzedawaj mieszkania. Mój syn ma do tego prawo!

Wala roześmiała się, odrzucając głowę do tyłu:
– Mieszkanie przedmałżeńskie nie jest podzielone, więc gadaj z mamą o moim mieszkaniu – spojrzała mężowi w twarz. – Mogę ci wynająć kawalerkę. Możecie mieszkać razem, skoro jesteście zgraną drużyną. Chociaż mama ma gdzie mieszkać.

Siergiej podskoczył:

  • Wala, czekaj! Porozmawiajmy! Przebiorę się, obiecuję!

„Za późno” – wzięła walizkę. „Za późno od pięciu lat…”

Walia siedziała w kawiarni naprzeciwko centrum biznesowego, w którym pracowała wczoraj. Naprzeciwko niej siedziała jej szkolna koleżanka Marina.

  • I co dalej? — Marina zamieszała kawę. — Naprawdę zamierzasz zrezygnować ze wszystkiego?

– Nie rezygnować. Zacząć od nowa – Wala wyjrzał przez okno. – Wiesz, kiedy powiedziałam Siergiejowi o sprzedaży mieszkania, pierwszą rzeczą, jaką zrobił, było zadzwonienie do mamy. Nie próbował mnie zatrzymać, nie zaproponował rozwiązania – zadzwonił do mamy.

Marina pokręciła głową:
„Nigdy nie rozumiałam, co w nim widziałaś”.

„Potencjał” – Wala uśmiechnęła się gorzko. „Myślałam, że się do czegoś przyda”.

  • I wyszedł taki człowiek, co mając trzydzieści dwa lata dzwoni do matki, kiedy żona chce rozwodu, — Marina wzięła łyk kawy. — A gdzie ty teraz jesteś?

– Do Petersburga – uśmiechnęła się Walia. – Pamiętasz Katię Sokołową? Otworzyła tam własne studio projektowe. Zaprasza cię do siebie.

  • A ty pójdziesz? — Marina była zdziwiona. — Ale jak…

– Co masz na myśli mówiąc „jak inaczej”? – przerwała Wala. – Co mnie tu trzyma? Praca, w której tłumaczą mi, że kobieta ma siedzieć w domu? Mąż, który od pięciu lat nie może się odnaleźć? Teściowa, która uważa, że ​​powinnam zdmuchnąć kurz z jej syna?

Marina milczała przez chwilę, po czym ostrożnie zapytała:
„Nie boisz się? Przecież to nowe miasto, nowa praca…”

„Boję się” – przyznała Wala. „Ale wiesz, co jest straszniejsze? Obudzić się za dziesięć lat i zdać sobie sprawę, że nic się nie zmieniło. Że wciąż ciągnę za sobą infantylnego męża i znoszę teściową, która uważa mnie za niegodną jej syna.

W tym momencie zadzwonił telefon Wali. Na ekranie pojawiło się imię Siergieja.

„Nie odpowiesz?” zapytała Marina.

Wala pokręciła głową:
„Nie. Niech się przyzwyczai”.

Telefon zamilkł, ale potem zadzwonił ponownie. Tym razem dzwoniła Irina Władimirowna.

„Nawet moja teściowa się przyłączyła” – Wala uśmiechnęła się szeroko, odrzucając połączenie. „Pewnie chce wytłumaczyć, jaka jestem niewdzięczna”.

„Nie sądzisz, że mogą zakwestionować sprzedaż?” Marina nachyliła się bliżej. „W końcu jesteś żonaty…”

„Nie mogą” – odpowiedziała Wala z przekonaniem. „Miesiąc temu skonsultowałam się z prawnikiem. Mieszkanie było moje przed ślubem, dokumenty są czyste”.

Telefon zadzwonił po raz trzeci. Tym razem dzwoniła matka Valiego.

„Wezmę tę” – Wala przyłożyła telefon do ucha. „Tak, mamo?”

  • Waliuszu, co się dzieje? — w głosie matki słychać było zaniepokojenie. — Matka Siergieja właśnie do mnie dzwoniła i krzyczała, że ​​wyrzucasz ich na ulicę!

„Nie wyrzucę ich, mamo” – westchnęła Walia. „Wynajęłam im mieszkanie. Zapłaciłam za pierwszy miesiąc. Potem niech sami zdecydują. Przecież moja teściowa gdzieś mieszka, co oni tam zrobili…”

  • Ale, kochanie, może powinnaś porozmawiać? W życiu wszystko może się zdarzyć…
  • Mamo, „rozmawialiśmy” pięć lat — Wala poczuła gulę w gardle. — Każdego dnia wracałam do domu i mówiłam: „Siergiej, może znajdziesz pracę?”. A on odpowiadał: „Szukam siebie, to ważne”. I tak przez pięć lat.

Na linii zapadła cisza.

„Rozumiem” – powiedziała w końcu matka. „Po prostu… jesteś pewien?”

  • Tak, mamo. Jasne.

Kiedy rozmowa dobiegła końca, Marina spojrzała na przyjaciółkę:
„A kiedy wyjeżdżasz?”

„Za tydzień” – Wala dopiła kawę. „Jak tylko sfinalizuję transakcję z mieszkaniem”.

  • Wiesz, — uśmiechnęła się Marina, — nawet ci zazdroszczę. Nie każdy potrafi znaleźć w sobie siłę, żeby wszystko zmienić.

„Jestem po prostu zmęczona” – Wala wzruszyła ramionami. „Zmęczona byciem nianią dorosłego mężczyzny”.

Wieczorem Wala wróciła do wynajętego mieszkania, w którym tymczasowo się zatrzymała. Telefon wskazywał dwadzieścia siedem nieodebranych połączeń od Siergieja i trzynaście od teściowej. Wyłączyła dźwięk i usiadła przy oknie z kieliszkiem wina.

Co dziwne, czuła więcej rozpaczy niż żalu. Pięć lat życia zakończyło się nie głośnym skandalem, ale cichym uświadomieniem sobie: tak dalej być nie może.

Zadzwonił dzwonek do drzwi i podskoczyła. Siergiej stał na progu, rozczochrany i z czerwonymi oczami.

  • Jak mnie znalazłeś? — Wala nie spieszyła się, żeby go wpuścić do mieszkania.

„Marina powiedziała” – przestąpił z nogi na nogę. „Czy mogę wejść?”

Walia zawahała się, po czym cofnęła się:
„Na pięć minut”.

Siergiej wszedł do pokoju, zatrzymał się w środku, nie wiedząc, dokąd iść:

  • Wala, rozumiem wszystko. Zachowywałem się egoistycznie. Znajdę pracę, obiecuję!

– Siergieju – westchnęła Wala ze znużeniem – nie chodzi o pracę. A dokładniej, nie tylko o nią.

  • A więc co się stało? — Podszedł bliżej. — Powiedz mi, ja wszystko naprawię!

– Że nie jesteś mężczyzną, tylko dużym dzieckiem – Wala spojrzała mu w oczy. – Które przechodziło z matki na matkę. Tylko ja nie chcę być twoją matką. Chciałam być żoną.

  • Zmienię się! — Złapał ją za ręce. — Daj mi szansę!

„Za późno” – wyrwała się delikatnie. „Podpisałam kontrakt z Katią. Będę w Petersburgu za tydzień”.

  • W Petersburgu? — Siergiej zbladł. — Wyjeżdżasz?
  • Tak. Zaczynam nowe życie.

Siergiej usiadł na krześle:
„A co ze mną?”

  • A ty? — Wala wzruszyła ramionami. — Jesteś dorosłym mężczyzną. Dasz sobie radę.

„Bez ciebie?” W jego głosie słychać było szczere zaskoczenie.

„Beze mnie” – skinęła głową Walia. „Jakoś”.

Siergiej przez chwilę milczał, a potem spojrzał na nią:
„A co jeśli pójdę z tobą?”

Wala nie spodziewała się takiego obrotu spraw:
„Co?”

  • Do Petersburga. Jeśli pojadę z tobą? — nadzieja pojawiła się w jego oczach. — Znajdę tam pracę, obiecuję!

Wala pokręciła głową:
„Nie, Siergieju. Idę sama”.

  • Ale dlaczego? — Podskoczył. — Mówiłem ci, że wszystko rozumiem!

„Bo nie ufam już twoim obietnicom” – odpowiedziała po prostu. „Obiecałeś przez pięć lat. Przez pięć lat nic się nie zmieniło”.

  • Ale ja naprawdę…

– Nie – Wala uniosła rękę, powstrzymując go. – Wiesz, kiedy zrozumiałam, że to już koniec? Kiedy zadzwoniłeś do mamy, żeby się na mnie poskarżyć. Nie po to, żeby rozwiązać problem, nie po to, żeby szukać kompromisu – żeby zadzwonić do mamy, jak zawsze.

Siergiej spuścił głowę:
„Po prostu nie wiedziałem, co robić”.

– Właśnie o to chodzi – westchnęła Walia. – Nigdy nie wiesz, co robić. Więc pozwól decydować matce. Albo żonie. Każdemu, tylko nie tobie.

Stali w milczeniu, patrząc na siebie przez przepaść, która stawała się coraz większa.

„Naprawdę cię kochałem” – powiedział w końcu Siergiej.

„Wiem” – Wala uśmiechnęła się smutno. „Ale to nie wystarczy”.

Kiedy drzwi się za nim zamknęły, Wala wróciła do okna. Miasto rozciągało się przed nią – jasne, hałaśliwe, pełne możliwości. Gdzieś tam, w strumieniu samochodów, była jej przyszłość. Bez Siergieja. Bez wiecznych wyrzutów teściowej. Bez konieczności dźwigania ciężaru czyjejś porażki.

Telefon zawibrował – wiadomość od Katii: „Będę czekać na ciebie za tydzień. Znalazłam mieszkanie, wszystko tak, jak chciałaś. Petersburg przyjmie cię z otwartymi ramionami!”

Walia się uśmiechnęła. Po raz pierwszy od dawna poczuła się… wolna.

„Zadzwonił jeszcze raz” – Katia postawiła przed Walią filiżankę kawy.

Minęły trzy miesiące, odkąd Wala przeprowadziła się do Petersburga. Trzy miesiące nowego życia. Praca w studiu projektowym, nowe mieszkanie, nowe znajomości.

  • A co mu powiedziałeś? — Wala przeglądała rozkładówki na swoim tablecie.

– To samo co zawsze. Że jesteś zajęty i oddzwonisz, jak będziesz mógł – Katia usiadła obok niego. – Może jednak warto z nim porozmawiać? Dzwoni co tydzień.

Wala odłożyła tablet:

  • Wiesz, co jest dziwne? Nigdy wcześniej do mnie nie dzwonił. Nawet kiedy się spóźniał. Nawet kiedy się kłóciliśmy. Zawsze dzwoniłam pierwsza.
  • A teraz?

„A teraz nie może zaakceptować, że żyję bez niego” – Wala wzruszyła ramionami. „Że jestem szczęśliwa bez niego”.

  • A ty jesteś szczęśliwa? — Katia spojrzała uważnie na swoją przyjaciółkę.

Walia się nad tym zastanowiła. Te trzy miesiące nie były łatwe. Nowa praca wymagała całkowitego poświęcenia. Nowe miasto wymagało przyzwyczajenia się. Były chwile samotności, chwile zwątpienia. Ale było też coś jeszcze – poczucie, że w końcu żyje swoim życiem.

„Tak” – odpowiedziała w końcu Walia. „Jestem szczęśliwa. Na swój sposób”.

Telefon zadzwonił ponownie. Na ekranie pojawiło się imię Siergieja.

„Weźmiesz to?” zapytała Katya.

Wala spojrzała na ekran, po czym zdecydowanie nacisnęła „odrzuć”:

  • Nie. Nie dzisiaj.
  • A kiedy?

„Nie wiem” – uśmiechnęła się Wala. „Może nigdy. A może kiedyś, kiedy będzie to naprawdę ważne. Ale na pewno nie dlatego, że nie radzi sobie beze mnie”.

Katya skinęła głową:
„Wiesz, zmieniłeś się”.

— Na lepsze?

„Zdecydowanie” – Katya wstała. „Stałam się… silniejsza. Bardziej pewna siebie”.

Wala spojrzała przez okno na niebo Petersburga pokryte chmurami:
– Właśnie w końcu doszłam do wniosku, że moje życie należy do mnie. Nie do męża, nie do teściowej, nie do szefa – do mnie.

Telefon znów zawibrował. Wiadomość od Siergieja: „Znalazłem pracę. Prawdziwą pracę. Nie dla ciebie – dla siebie. Mam nadzieję, że jesteś ze mnie dumny”.

Wala uśmiechnęła się i odłożyła słuchawkę, nie odbierając. Może kiedyś będzie gotowa znów wpuścić go do swojego życia. Ale nie jako koło ratunkowe. Ale jako równego sobie. Jeśli kiedykolwiek się nim stanie.

Na razie… Na razie miała swoje własne życie. Życie, które sama zbudowała.

Rok później Wala stanęła na nabrzeżu Newy. Wiatr rozwiewał jej włosy, a słońce igrało na wodzie. Miasto, niegdyś obce, stało się domem.

„Pięknie, prawda?” powiedział za nim znajomy głos.

Walia się odwróciła. Siergiej stał kilka kroków od niej. Ale to był inny Siergiej – wysportowany, pewny siebie.

„Zmieniłeś się” – zauważyła.

„Tobie też” – uśmiechnął się. „Ta… wolność ci służy”.

W milczeniu patrzyli na rzekę.

„Dlaczego przyszedłeś?” – zapytała w końcu Walia.

„Chciałem cię zobaczyć” – powiedział po prostu. „Żeby upewnić się, że wszystko w porządku”.

„U mnie wszystko w porządku” – skinęła głową Walia. „A u ciebie?”

– Też nieźle – Siergiej włożył ręce do kieszeni. – Dostałem pracę w firmie informatycznej. Okazuje się, że jednak potrafię.

  • A mama? — Wala nie mogła się powstrzymać od zapytania.
  • Mamo… — Siergiej uśmiechnął się szeroko. — Mama dzwoni do mnie teraz raz w tygodniu, zamiast trzy razy dziennie. Wyjaśniłem, że potrzebuję przestrzeni.
  • I ona się zgodziła?

„Nie od razu” – wzruszył ramionami. „Ale nie miała wyboru. Albo to, albo przestanę odbierać telefony”.

Znów zapadła cisza. Tak wiele było między nimi niewypowiedzianych słów, ale jakoś nie wydawało się to teraz istotne.

„Nie pytasz, dlaczego właściwie przyjechałem” – zauważył Siergiej.

  • A dlaczego? — Wala zwróciła się do niego.

„Zaproponowano mi pracę. Tu, w Petersburgu” – spojrzał jej prosto w oczy. „Dobra praca. Przyjmę ją”.

Wala się spiął:
„Jeśli myślisz, że my…”

„Nie” – pokręcił głową. „Nie oczekuję, że znowu będziemy razem. Ale chciałbym… sam nie wiem… widywać się czasami? Jako przyjaciele?”

Walia się nad tym zastanowiła. Rok temu kategorycznie by odmówiła. Ale teraz… Teraz czuła się na tyle silna, by nie bać się przeszłości.

„Być może” – odpowiedziała w końcu. „Z czasem”.

Siergiej skinął głową:
„Rozumiem. I… dziękuję.”

  • Po co?

„Za to, że odszedłeś” – uśmiechnął się smutno. „Gdybyś został, nigdy bym nie dorósł”.

Walia nie odpowiedziała. Spojrzała na wodę, na przepływające łodzie, na ludzi spieszących się do swoich spraw. Na miasto, które stało się jej nowym domem.

„Muszę iść” – zerknęła na zegarek. „Mam spotkanie z klientem”.

„Oczywiście” – Siergiej cofnął się. „Może się jeszcze zobaczymy? Kiedyś?”

„Może” – skinęła głową Walia. „Kiedyś”.

Odeszła, czując na sobie jego wzrok. Ale po raz pierwszy od dawna w tym spojrzeniu nie było rozpaczy ani błagania. Tylko szacunek. Szacunek dla jej wyboru. Dla jej drogi. Dla jej życia.

Telefon w mojej kieszeni zawibrował. Wiadomość od Katii: „Mamy nowy, duży projekt! Jesteś gotowa zostać dyrektorem artystycznym?”

Wala uśmiechnęła się i wpisała odpowiedź: „Jestem bardziej niż gotowa”.

Wiatr znad Newy rozwiewał jej włosy, a przed nią rozciągało się miasto możliwości. Jej miasto. Jej możliwości. Jej życie.

Добавить комментарий

Ваш адрес email не будет опубликован. Обязательные поля помечены *