„Tylko po moim trupie!!!” – Karina wybuchnęła, gdy dowiedziała się o żądaniu teściowej, by sprzedała swoje mieszkanie za czyjeś długi.

Anfisa Andriejewna powitała syna w drzwiach z takim uśmiechem, jakby przyszedł nie po kolejną „poważną rozmowę”, ale po to, by złożyć jej życzenia urodzinowe. Sześćdziesięcioletnia energiczna kobieta w szlafroku emanowała szczególną, macierzyńską pewnością siebie, która potrafi zniwelować wszelkie obiekcje.

– No, dobrze, Maxim! Zamieszkasz ze mną! – Machnęła ręką, jakby mówiła o przeniesieniu chomika do nowej klatki. – Nie widzę tu żadnego problemu!

Maxim usiadł na brzegu zniszczonej sofy i potarł skronie. Boże, jak ja tego nie chcę… Jego serce już zaczynało walić w tym znajomym, niespokojnym rytmie.

  • Serio, mamo? — Rozejrzał się po ciasnym, jednopokojowym mieszkaniu, gdzie każdy metr kwadratowy był wypełniony wspomnieniami i starymi meblami. — Gdzie my tu wszyscy będziemy mieszkać? Ty masz jednopokojowe mieszkanie, a Karina ma dwupokojowe. Może zamieszkasz z nami?

Twarz Anfisy Andriejewny zmieniła się natychmiast. Uśmiech zniknął, jakby został wymazany gumką.

  • Ja? — Jej głos nabrał metalicznego tonu. — Co? Czy ty w ogóle rozumiesz, o czym mówisz, kochanie? I sprzedać moje mieszkanie? Wszystkie wspomnienia z dzieciństwa? Z naszego życia? Nieeeee!

I tak się zaczęło… Maksym znał ten ton. Wiedział, do czego to doprowadzi. Ale za każdym razem miał nadzieję, że tym razem będzie inaczej.

– Ale przecież masz jeszcze kawalerkę, mamo! – Starał się mówić spokojnie, rozsądnie. – Jak my tu się we troje dogadamy? Żadnego osobnego pokoju, nic! I wiesz, jak mi to nie będzie pasować, to Karina kategorycznie odmówi!

Anfisa Andrejewna prychnęła — dźwięk ten był pogardliwy i boleśnie znajomy.

– Nie obchodzi mnie, co ona myśli, Maksym! – Wstała i zaczęła nerwowo poprawiać obrus na stole. – Kiedyś, kiedy byłam mała, mieszkaliśmy w tym mieszkaniu z twoimi dziadkami i moimi trzema braćmi! I nic! A tu, patrz! Jaka piękność! Kategorycznie odmówi!

Część druga. Taniec na polu minowym

Maksym poczuł, że zaczyna się gotować. Znów to robiła… Znów zrzucała winę na innych.

  • Tylko że tu nie będziemy mogli być sami, nic! — Słowa same wyleciały mu z ust, choć rozumiał, że tylko dolewa oliwy do ognia. — O dziecku nawet nie wspomnę! A ty…

– No więc! – Anfisa Andriejewna odwróciła się do niego całym ciałem, a w jej oczach zapłonął ten ogień, który Maksym pamiętał z dzieciństwa. – Nic mnie to nie obchodzi! Jak chcesz, to będzie! A jak nie, to znaczy, że tego chciałeś! Nie zwalaj wszystkiego na mnie i na moje mieszkanie!

Jak zawsze, pomyślał z goryczą Maksym. Wszystko jest proste, wszystko da się rozwiązać. Tylko nie dla tych, którzy muszą w tym żyć.

  • A może po prostu nie powinnaś zostawiać mieszkania jako zabezpieczenia, kiedy zaciągałaś tę ogromną pożyczkę, żeby spłacić długi byłego męża, który zostawił cię, kiedy spłaciłaś wszystko? — Słowa same wyszły z twoich ust, ostre jak odłamki szkła.

Zapadła cisza. Ciężka, gęsta jak melasa. Anfisa Andriejewna zbladła, a potem jej twarz poczerwieniała.

  • Co, próbujesz uczyć matkę, jak żyć? — Parsknęła gniewnie, a Maksym zrozumiał, że przekroczył granicę. — Może powinnaś zacząć dbać o własne życie? Wyszłaś za mąż za nie wiadomo kogo, jakiegoś piosenkarza, dla którego praca jest ważniejsza niż rodzina! Ważniejsza niż nasze problemy! A ona ciągle mi powtarza, że ​​źle żyję i postępuję!

Pomocy, — przemknęło Maksymowi przez myśl. Idzie znowu opłukać Karinę.

Część trzecia. Obrona i atak

  • Czemu znowu czepiasz się mojej żony, mamo? — Maksym wstał, zaciskając pięści. Każde słowo o Karinie uderzało go jak bicz. — Nigdy nie powiedziała o tobie złego słowa! Nigdy nawet nie spojrzała na mnie kątem oka, kiedy o tobie mówiłem! Może powinnaś przestać się tak zachowywać? Przestać obrzucać Karinę błotem?
  • Kiedy naprawdę będę musiała przestać, to przestanę, nie martw się! — Anfisa Andrejewna uśmiechnęła się zimno. — Ale na razie… Dopóki będzie się zachowywać, jakby praca była dla niej ważniejsza od naszej rodziny, nie zasługuje na mój szacunek!

– Jak miałaby na to zasłużyć? – Maksym poczuł gulę w gardle. – Chodzić i płaszczyć się przed tobą, żebyś jej mówiła, co wolno, a czego nie? Czy po prostu żeby stała się twoją służącą, mamo? Przestań ciągle ciągnąć za sobą te bzdury z przeszłości! Skoro babcia nie dała ci życia, to nie znaczy, że masz zadawać mojej żonie cierpienie!

Anfisa Andriejewna spojrzała chytrze na syna. Musimy zmienić taktykę, pomyślała. Maksym się zmieniał, uczył się bronić swojego punktu widzenia i to było… interesujące. Jak wyzwanie. A ta uparta synowa nie dawała jej żyć w spokoju, choć w żaden sposób jej nie dotykała. Może dlatego było nudno…

„Sama dowiem się, jak traktować twoją żonę, Maxim!” – powiedziała po chwili. „Nie do ciebie należy uczenie mnie, jak żyć!”

Część czwarta. Ultimatum

– Ja nie, zgadzam się! – Maksym poczuł, jak nagromadzone przez lata zmęczenie zwala go z nóg. – Ale ci, którzy mogliby cię tego nauczyć, albo dawno umarli, albo nie chcieli się z tobą komunikować, mamo! Bo najpierw kompletnie się zatraciłaś w poprzednim związku, którego konsekwencje teraz rozwiązujemy, a potem zaczęłaś mi tym wszystkim zatruwać życie! Teraz próbujesz w to wszystko wciągnąć Karinę!

– Od twojej żony chcę tylko, żeby sprzedała swoje mieszkanie! – Anfisa Andriejewna mówiła teraz wyraźnie, jak z kartki papieru. – Niczego więcej od niej nie potrzebuję! Niech sobie idzie, gdzie chce!

No i proszę. W końcu dotarliśmy do sedna sprawy.

  • O tym właśnie mówię, mamo. Widzisz tylko swoje sprawy i problemy, a inni cię nie obchodzą!
  • Czy powinienem się nią przejmować? — Głos stawał się coraz wyższy. — Twoja żona nawet do mnie nie dzwoni ani nie pisze! Nie wie, co u mnie! Może potrzebuję jej pomocy, a ona…
  • Jeśli potrzebujesz pomocy, możesz do mnie zadzwonić! Karina ma swoich rodziców!

– Ona teraz nosi nasze… NASZE nazwisko! – Anfisa Andriejewna uderzyła pięścią w stół. – To znaczy, że stała się częścią NASZEJ rodziny! I MUSI robić wszystko, co jej każę! I to nie tak, jak wy, młodzi, wymyśliliście już sobie nowe zasady życia!

  • Och… — Maksym westchnął ciężko. To wszystko. Dotarliśmy. Nigdy nie będę w stanie się z nią kłócić.
  • Co za «ups»? Czy w czymś się mylę? Za to obie twoje babcie by mnie pałkami po plecach zdzieliły! A tu…
  • O tym mówię, mamo! Tkwisz w przeszłości i próbujesz przenieść ją do teraźniejszości! A teraz przerzucasz swoje problemy na mnie! A dokładniej, na mnie i Karinę!

– Jesteś moim synem! – Anfisa Andriejewna wyprostowała się na całą wysokość. – Pomaganie mi to twoja bezpośrednia odpowiedzialność! A to, że się ożeniłeś, to tylko twoje nieszczęście! Mógłbyś po prostu dalej ze mną mieszkać i nic z tego by się nie wydarzyło! Nie musiałabym zastawiać mieszkania! Powinieneś był mnie powstrzymać…

  • Tak! Jasne! Wpadłeś na genialny pomysł! — wybuchnął Maksym. — Ja, ty i twój były chłopak! Super! Idealne trio!

– Nie bądź dla mnie niegrzeczny! A jeszcze lepiej, idź do domu i powiedz żonie, żeby przygotowała mieszkanie do sprzedaży, o ile oczywiście w ogóle na ciebie czeka w domu i nie pobiegła na jakiś inny swój koncert!

Maxim poczuł, że coś w nim w końcu pękło.

„Ona tego nie sprzeda, mamo…” powiedział cicho. „Ona tego nie sprzeda…”

– A po co mi tam? – Anfisa Andriejewna podniosła głos do krzyku. – Przekonaj mnie! Złam mnie! Zmuś mnie wreszcie! Czy chcesz, żeby całe nasze życie tutaj poszło w zapomnienie?

Dość. Maksymowi skończyły się wszystkie rozsądne argumenty. Zrozumiał: będzie stała twardo do końca. Jak czołg. A gdyby zaproponował jej zamieszkanie z nimi, po prostu zniszczyłaby jego rodzinę, tak jak już zrobiła to ze swoją.

„Okej…” powiedział cicho, poddając się.

  • Co?
  • OK, ROZMAWIAM!!! — powtórzył Maksym ostro i głośno. — Porozmawiam z Kariną! Może znajdziemy jakiś inny sposób, żeby uratować i ciebie, i jej mieszkanie! Ale niczego nie obiecuję, mamo! Jeśli nic nie wyjdzie… — westchnął ciężko — to sama będziesz musiała posprzątać po swoich błędach! To ostatni raz, kiedy ci pomagam!

– Ale… Ale, Maksym! Ja… ja jestem twoją matką… – Anfisa Andriejewna natychmiast zmieniła taktykę. Jej głos stał się cienki, żałosny.

  • Tak! Jesteś moją mamą! Ale ja też mam swoje życie, którym chcę żyć, a ty ciągle robisz mi takie niespodzianki! Więc spróbuję ci pomóc ostatni raz! To wszystko!

Udało się, pomyślała z satysfakcją Anfisa Andriejewna. Maksym nie opuści własnej matki. Nieważne, jak bardzo będzie się teraz opierał, i tak ulegnie i pomoże. Najważniejsze to znaleźć odpowiednie dźwignie nacisku.

Część piąta. Front domowy

W domu Maxim zastał żonę rozwalającą szafę. Karina biegała po sypialni jak tornado, wyrzucając sukienki, bluzki i paski z głębi szafy.

„Co robisz?” Uśmiechnął się słabo.

„Za godzinę mnie odbiorą, muszę iść na koncert” – odpowiedziała Karina, nie podnosząc głowy. „Potrzebuję szerokiego paska do sukienki, strasznie schudłam w tym roku!”

Jak zwykle: praca, koncerty… — zmęczona myśl przebiegła mu przez głowę.

  • No… dobrze. To idź i zobacz, nie będę cię rozpraszał… — Chciał już wyjść, ale żona go zatrzymała.
  • Czemu jesteś taki smutny? Coś się stało w pracy?

„Byłoby lepiej, gdyby było w pracy!” – wyrzucił z siebie.

Karina zmarszczyła brwi i w końcu przerwała poszukiwania.

  • Więc gdzie? Zrozumiałem, że stało się coś złego, ale jeszcze nie wiem co…

– Z moją mamą! – Maksym opadł na krzesło, jakby go przewrócono. – W pozostałych dziedzinach czuję się dobrze! Ona jest moją piętą achillesową! I wykorzystuje ją, jak chce!

  • No, to mama! — Karina usiadła obok niego. — Nic dziwnego! Dla każdego dziecka, bez względu na wiek, rodzice są słabym punktem!
  • Tylko że u mnie to nie jest kropka, tylko cała plamka!
  • No, daj spokój! Moje też czasem coś robią! To nie tak…

— A czy twoi rodzice kiedykolwiek znaleźli mężczyznę po uszy w długach i zaciągnęli pożyczkę, zastawiając mieszkanie, żeby spłacić te długi? A potem, kiedy problemy tego mężczyzny się rozwiązały, uciekł od nich?

„Wow…” Karina spięła się jak struna.

  • No i to jest twoje «wow»! — westchnął ciężko Maksym.
  • No i co teraz? Czego Anfisa Andriejewna od ciebie chce?
  • Chce przerzucić cały dług na mnie, bo jestem jej synem! To mieszkanie powinno trafić do mnie! I jeszcze chce…
  • Jest!!! — wykrzyknęła Karina, wyciągając z głębi szafy szeroki czarny pasek. Telefon zapiszczał. — Tak, Marin… Jesteś tu? Już schodzę! Aha! Chodź!

Szybko się rozłączyła i zaczęła się pospiesznie szykować.

  • Przepraszam, kochanie…
  • Tak, rozumiem! Wszystko w porządku…

„Czego więc ona chce?” zapytała Karina, wpychając pasek do torby koncertowej.

  • Mama chce, żebyś sprzedał swoje mieszkanie i w ten sposób pomógł spłacić jej dług! A tymczasem zamieszkalibyśmy z nią, oszczędzając z własnych pieniędzy! Krótko mówiąc, na razie zdecydowaliśmy się na tę opcję, ale doskonale rozumiem, że to…

Maksym nie zauważył, jak zmieniła się twarz Kariny. Życzliwość zniknęła z niej, jakby zmyła ją zimna woda. Jej oczy stały się twarde, obce.

  • Co postanowiłeś z mamą?! — głos brzmiał lodowato. — Sprzedać moje mieszkanie, żeby spłacić długi?!
  • Co? — Maksym nie od razu zrozumiał, co się dzieje.
  • Co ja słyszałam! — Karina włożyła buty gwałtownymi, gniewnymi ruchami. — Nigdy nie sprzedam swojego mieszkania za czyjeś lewicowe benefity! NIGDY!!! Pamiętaj o tym, Maksym! I swojej mamie możesz to samo powiedzieć! Długo tolerowałam jej obrzydliwe zachowanie i stosunek do mnie, ale teraz, po tym…
  • Tak, wiedziałem, że się nie zgodzisz! — Maksym próbował się usprawiedliwiać. — A to nie nasze długi, tylko jej! Nie mam nawet udziału w tym mieszkaniu, więc…
  • To po co mi to wszystko teraz powiedziałeś? — Karina odwróciła się do niego całym ciałem. — Po co?! Żeby mnie rozgniewać? A może liczyłeś na moje współczucie? Na to, że od razu pobiegnę sprzedać mieszkanie?
  • Mówię ci tylko, co stało się z moją matką! Powód mojego stanu! I w pełni popieram twoją decyzję! Wiesz o tym! Zawsze i we wszystkim będę z tobą! Ale…

– Żadnych „ale”! – warknęła Karina. – To jej problem! Jej życie i konsekwencje jej głupoty! Teraz niech sama się tym zajmie, skoro nie była na tyle mądra, żeby temu zapobiec!

  • A jeżeli sprzeda swoje mieszkanie, albo bank zabierze je za długi, to będzie mogła się tu przeprowadzić…
  • Tylko po moim trupie!!! — wybuchnęła Karina. — Ona tu nie zamieszka ani nawet nie spędzi nocy! Niech idzie do tego swojego faceta, ale nie tutaj!

Maksym poczuł ulgę. Dzięki Bogu. Karina stanęła w mojej obronie.

  • To jest to! Jasne! — odpowiedział radośnie. — No to odchodzimy od tego wszystkiego!

– Właśnie! – potwierdziła żona. – I nie przynoś tu do domu żadnych innych jej problemów, bo inaczej nasza rozmowa będzie krótka! Zrozumiano?

  • Tak, tak! Oczywiście!

– Świetnie! – Twarz Kariny natychmiast złagodniała, stała się taka sama – miła i słodka. – To jest to! Idę na koncert! Kocham cię! Spóźnię się!

Pocałowała go w usta i wybiegła z domu.

I Maksymowi spadł kamień z ramion. Może po prostu brakowało mi wsparcia, pomyślał. Karina ma rację. Nie pójdę już do mamy sam. Niech sama sobie z tym poradzi.

Epilog. Rok później

Maxim siedział w kawiarni obok biura, popijając kawę i przeglądając wiadomości w telefonie. Na zewnątrz mżyło, ale w duszy panował spokój.

Rok temu Anfisa Andriejewna sprzedała swoje mieszkanie. Nie wystarczyło to na pokrycie całego długu, ale bank zgodził się na jego restrukturyzację. Wynajęła małe studio na obrzeżach i dostała pracę jako ochroniarz szkolny. Jej charakter się oczywiście nie zmienił, pomyślał Maksym, ale przynajmniej nie dzwoni codziennie z wyrzutami.

Telefon zawibrował. Wiadomość od Kariny: „Kochanie, próba dzisiaj do późna. Kolacja jest w lodówce. Kocham cię ” .

Maksym się uśmiechnął. On i jego żona w końcu odnaleźli swój rytm. Karina wciąż dużo pracowała, ale teraz oboje zrozumieli: rodzina to nie to, żeby być przy niej cały czas. To świadomość, że jest miejsce, do którego zawsze można wrócić.

„A może rzeczywiście niedługo pomyślimy o dziecku” – pomyślał zamyślony, dopijając kawę.

Deszcz na zewnątrz padał coraz mocniej, ale Maksymowi nie spieszyło się do domu. Po raz pierwszy od dawna z przyjemnością po prostu siedział i rozmyślał o przyszłości.

Добавить комментарий

Ваш адрес email не будет опубликован. Обязательные поля помечены *