Żona powiedziała mężowi, że została zwolniona. I podsłuchała jego rozmowę z teściową.

Nika, której prawdziwe imię brzmiało Weronika i która właśnie zmierzała do swojego stolika w kawiarni, żeby w końcu zjeść coś w spokoju, odwróciła się ze zdumieniem na dźwięk tego telefonu. Tutaj, w murach tej organizacji, nikt nie zwracał się do niej inaczej. Pracowała w firmie już od pięciu lat. I wszyscy, bez wyjątku, zwracali się do niej po imieniu i nazwisku: Weronika Andriejewna.

Mężczyzna szybko wychodził zza drzwi wejściowych. Z uśmiechem, który był aż nazbyt znajomy. A potem Veronica o mało się nie zakrztusiła powietrzem.

— Andriej?! Nie ma mowy!

Mężczyzna zaśmiał się radośnie w odpowiedzi. Podszedł bliżej i przytulił ją jak wielki niedźwiedź – mocno, przyjacielsko.

— Może, Nika, może! Jak widzisz, na tym świecie wszystko może się zdarzyć!

Odsunęła się lekko i spojrzała mu w twarz.

— Skąd ty w ogóle jesteś? Podobno byłeś gdzieś, prawie na końcu świata! Na zawsze! I słyszałem, że wszystko ci się tam ułożyło jak najlepiej i nie miałeś zamiaru tu wracać!

Mężczyzna znów się roześmiał i odrzucił głowę do tyłu.

— Widzę, że nasz lokalny organ informacyjny działa bez zarzutu!

Weronika lekko się zarumieniła.

— No cóż… znasz nasze babcie przy wejściach doskonale! Pewnie ledwo zdążyły dojechać, bo każda z nich już się rzuciła, żeby roznieść po całym terenie, co i jak!

– Tak, ani przez sekundę nie wątpiłem, że właśnie tak to się stanie. – Andriej spoważniał, jego wzrok stał się bardziej przenikliwy. – Nie chciałem po prostu skutecznie się przed tobą pojawić. Ale żeby… żebyś potem z frustracji pogryzł się w łokcie. Rozumiesz, o co chodzi?

Weronika się roześmiała. Teraz ten śmiech płynął swobodnie, bez wcześniejszego napięcia. Minęło całe dwanaście lat od ich rozstania. Ale pierwszego roku… pierwszego roku po rozstaniu nie miała ochoty na śmiech, nawet uśmiechała się tylko na siłę, wymuszając uśmiech. Pokłócili się wtedy o zupełnie błahą sprawę. Cóż, teraz było jasne, że to była błahostka. Ale potem… wtedy iskry dosłownie poleciały, dym buchnął, zdawało się, jakby grzmiało, a błyskawica błyskała w samym środku pogodnego dnia! A Andriej, stojący naprzeciwko, po prostu palił się ze złości, a jego oczy błyszczały.

— Naprawdę wierzysz, że ludzie po ślubie od razu tracą wszystkie swoje zdolności?! Ani do budowania kariery, ani do dalszego rozwoju?! Naprawdę tak myślisz?!

Weronika powinna była wtedy milczeć. Wiedziała, że ​​dla Andrieja rodzina, miłość, związki – to zawsze było najważniejsze. Święte. Pierwsze miejsce w życiu. Ale nie potrafiła stłumić żaru. Jakby diabeł pociągnął ją za język. Zerwała się wtedy z krzesła.

— Tak! Dokładnie tak myślę! Kiedy ludzie się pobierają, rozumieją wszystko z jakimś… jakimś nieznanym uczuciem! A potem… potem wszystko idzie zupełnie inaczej! I tu… rozwój się zatrzymuje! Stają się głupsi! Jeśli to ci to rozjaśnia — tak, stają się głupsi!

Andriej aż się wzdrygnął, słysząc jej słowa. Weronika natychmiast pożałowała tego, co powiedziała. Prawie ugryzła się w język z irytacji na samą siebie. Przecież dopiero niedawno, dosłownie wczoraj, siedzieli razem, snuli plany, marzyli! Jak się pobiorą! Jak stworzą własny biznes! I jak wszystko będzie im się układać cudownie i gładko! A ona zgadzała się na wszystko. Tylko… nie teraz. Później. Trochę później. Po co brać ślub teraz?! W takiej chwili, kiedy nie mieli na koncie nic?!

Ogólnie rzecz biorąc, słowo lgnęło do słowa. Nigdy wcześniej się nie pokłócili. Nigdy! A potem… Weronika długo rozmyślała o tym skandalu, o ich kłótni. I zupełnie nie mogła pojąć, co się z nimi obojgiem w tamtej chwili stało. Jakby ogarnęło ich jakieś chwilowe szaleństwo.

— No to, Nika! — Andriej rzucił jej mordercze, palące spojrzenie. — Słuchaj! Wychodzę za mąż! Za kilka miesięcy wychodzę za mąż! I… i będę miał wszystko, czego zapragnę! Zrozumiano?! Właśnie o to chodzi!

„Już ci mówiłam!” krzyknęła za nim Weronika, a jej głos drżał z urazy. „Nie jestem gotowa na ślub! Nie teraz!”

– A ja nie zamierzam się z tobą żenić! Jasne? – Andriej odwrócił się gwałtownie do wyjścia, tyłem do niej. – Mnóstwo innych dziewczyn wychodzi za mąż! I przy tym… nie głupieją! Ot, wszystko!

— Więc tak to wygląda! — Głos Weroniki załamał się w krzyku. — No to dobrze, niech cię szlag trafi! Idź sobie! Głupij gdzie indziej! Najlepiej… najlepiej jak najdalej stąd!

Weronika ledwo powstrzymywała łzy, które zbierały jej się w gardle. Ale bardziej niż płakać, chciała… uderzyć Andrieja! Uderzyć go! Dać mu takiego policzka, że ​​pofrunie daleko, daleko, za horyzont! Odwrócił się gwałtownie i szybko wyszedł z kawiarni. Ona również, nie patrząc za nim, odwróciła się i ruszyła w przeciwnym kierunku. Rozstali się jak dwie wrogie fregaty. Które po prostu skończyły amunicję. Ale żadne z nich nie uważało, że przegrało ten pojedynek.

Poznali się i stali się nierozłączni od pierwszej klasy szkoły podstawowej. Andriej i Weronika spotykali się od dzieciństwa. I zawsze, absolutnie zawsze, wiedzieli na pewno, że w przyszłości wezmą ślub. Po prostu to wiedzieli. A potem… to się stało.

Babcie przy wejściu oczywiście ożywiły się. Zaczęły czekać na nowe plotki. I gdy tylko pojawiły się wieści, natychmiast pobiegły donieść o wszystkim Weronice.

Jakieś dwa miesiące później dowiedziała się, że Andriej się ożenił. Gdzieś tam, daleko na północy, dokąd udał się dosłownie następnego dnia po ich wielkiej kłótni. Weronika nie mogła uwierzyć własnym uszom. Kategorycznie odmawiała. Celowo przestała odwiedzać jego profile w mediach społecznościowych przez długi czas. Żeby nie dać Andriejowi, nie daj Boże, okazji do napisania do niej i próby przeprosin. Ale wtedy… ciekawość wzięła górę. Weszła. I poczuła się, jakby zamieniła się w kamień. Zamarła jak posąg, nie mogąc się ruszyć. Na ekranie był Andriej. A obok niego… dziewczyna w sukni ślubnej.

Płakała całą noc. Bez przerwy. A rano obudziła się zupełnie inna. Odnowiona. I wyszła za mąż. Dokładnie rok później. Co prawda, jej wybraniec prawdopodobnie nigdy nie zdecydowałby się sam jej oświadczyć. Gena była jakoś… trochę infantylna. I, z ręką na sercu, leniwa. Weronika sama mu się oświadczyła. A raczej po prostu postawiła go przed faktem dokonanym.

— Gen, jesteśmy razem już od dłuższego czasu. Żyjemy jak rodzina. Wydaje mi się, że całkiem rozsądne byłoby… zalegalizować nasz związek. Wziąć ślub. Nie sądzę, żebyśmy potrzebowali wielkiej uroczystości. Po prostu gdzieś chodźmy. Świętujmy razem. Albo we troje. Możemy nawet zabrać ze sobą twoją mamę.

Giennadij był wtedy tak szczęśliwy, że Weronika nie mogła pojąć, z czego jest bardziej zadowolony? Z tego, że w końcu się pobiorą? A może z tego, że będzie mógł zabrać ze sobą matkę w podróż? Ogólnie rzecz biorąc, obecność matki Gienny była chyba zbyt silna w ich wspólnym życiu. Ale ponieważ Weronika spędzała lwią część czasu w pracy, oddając się jej bez reszty, prawie nie zauważała tej ciągłej obecności teściowej. Ale wróćmy do kawiarni.

– No, jeśli to cię pocieszy – powiedziała Weronika Andriejewna, patrząc Andriejowi prosto w oczy. – Nie żebym się wtedy spuszczała z tonu… nie. Ale to było, oczywiście, nieprzyjemne. Słuchać o twoich sukcesach. Jak w ogóle tu trafiłeś?

– No właśnie, Nick. – Andriej wzruszył ramionami, jego wzrok stał się nieco smutniejszy. – Zmęczyły mnie te północne przeziębienia. No cóż, rozstaliśmy się z żoną. Teraz z moją byłą. Podzieliliśmy się interesami. Ona została tam, a ja wróciłem tutaj. Słuchaj, kupiłem budynek niedaleko stąd. Teraz go zmodernizuję, będę tu sprowadzał ryby z mojej poprzedniej firmy, a tu… tu będę zajmował się przetwórstwem.

— Czy nadal utrzymujesz tak… dobre stosunki… ze swoją byłą żoną?

— Tak, w zasadzie zawsze byliśmy świetnymi przyjaciółmi. Więc nie ma problemu. I ona wkrótce wychodzi za mąż. Wychodzi za swojego kolegę z klasy. Szczerze mówiąc, podejrzewam, że to jej dawna szkolna miłość, która nagle odżyła. I naprawdę bardzo się z tego cieszę. I co? A ty? — Andriej uśmiechnął się bez sarkazmu. — Rozumiesz, nie mam żadnej babci na północy, która by mi wszystko powiedziała.

„Nic mi nie jest” – odwzajemniła uśmiech Weronika. „Pracuję. Jestem mężatką”.

— Gdzie dokładnie pracujesz?

„Widzisz ten niebieski budynek tam?” Skinęła głową w stronę wieżowca widocznego przez okno.

— Ach… Słyszałem. Mówią, że to bardzo potężna firma. Poważna firma.

– Mówią prawdę. – Weronika skinęła głową. – Udało nam się już przejąć trzy firmy w tym mieście. Aktywnie się rozwijamy. A tak przy okazji, dostałam dziś awans. Teraz jestem szefową całej dużej branży.

— Wow! Gratuluję szczerze! Jesteś zadowolony ze swojego stanowiska?

– No cóż… generalnie jestem zadowolona ze swojego życia. – Weronika zastanowiła się przez chwilę, szukając odpowiednich słów. – Osiągnęłam to, do czego dążyłam. Tak, myślę, że jestem szczęśliwa. Oczywiście, każdy człowiek zawsze chce więcej niż ma, to naturalne. Więc… będziemy dalej dążyć.

Spotkanie z Andriejem, paradoksalnie, wytrąciło ją z rutyny. Nie rozumiała, co właściwie tak na nią wpłynęło. Dlaczego czuła się nieswojo? Dopiero po przeanalizowaniu własnych uczuć zrozumiała. Może czułaby się jakoś… lżej na sercu, spokojniejsza, że ​​tak powiem… gdyby Andriejowi nie szło tak dobrze tam, na północy. Gdyby nie odniósł takiego sukcesu. Okazuje się, że we własnej rodzinie sama wszystko układa, jak ten „koń”. Pracuje sama, rozwija się sama. I interesuje ją w zasadzie tylko ona. Ale z Andriejem… rozwijali się razem. Razem. Z jego żoną.

Weronika wytężała pamięć, próbując coś sobie przypomnieć. Jej wierny, o ile dobrze pamiętała, również miał wyższe wykształcenie. Ale ona sama nalegała, żeby został w domu. To prawda. Jej mąż to gospodyni domowa. Siedzi bezczynnie, w ogóle się nie rozwija i, jak się wydaje, nic go nie interesuje.

Dlaczego tak się stało? Przecież taki mąż w zasadzie spowalnia jej własny rozwój, nie popycha, nie motywuje do działania… Weronika podjechała pod ich dom. Kupili go niedawno i właśnie skończyli remont. Dokładnie tak, jak chciała. Gena, nawiasem mówiąc, w ogóle się nie angażowała. Ani w wybór tapety, ani w wybór mebli. Tak, jej mąż jest naprawdę dziecinny.

Giennadij wyjrzał przez drzwi kuchenne.

— Cześć. Przygotowałem świąteczną kolację. I schłodziłem butelkę szampana w lodówce.

„Dlaczego?” – zdziwiła się Weronika, nawet nie zdejmując płaszcza.

Gena był zdezorientowany. Jego twarz się wydłużyła.

— Co masz na myśli, dlaczego? Powiedziałeś, że rozkaz o awansie zostanie podpisany dzisiaj!

– A mnie… wylali. – Weronika sama nie rozumiała, jak te słowa wyszły z jej ust. I co najważniejsze – po co? Może żeby zobaczyć reakcję męża? No cóż, stoi. Ma smutną, żałosną minę. Stoi i nic nie mówi.

Westchnęła. To było trudne. Nie chciała zostać w domu. Weronika poszła do sypialni, przebrała się w ciuchy podróżne i wróciła. Gena spojrzała na nią ze zdziwieniem. — Wychodzisz? A kolacja? Ja… Próbowałam!

Weronice trudno było powstrzymać się od ostrej odpowiedzi.

— Później. Pewnie. Teraz… teraz nie chcę jeść.

To oczywiście coś niesamowitego. Jego żona mówi mu, że została zwolniona z pracy, a on… proponuje jej coś do jedzenia!

Długo jeździła samochodem po mieście, zataczając koła. Kilka razy wyjęła wizytówkę Andrieja. Kusiło ją, żeby do niego zadzwonić, wybrać jego numer. Ale potem schowała ją z powrotem do portfela. Nie ma mowy. On też ma jej numer. Co więcej, kiedy się poznali, powiedziała Andriejowi, że może dzwonić o każdej porze dnia i nocy. Jej mąż nie jest zazdrosny, więc niech sam przejmie inicjatywę.

Zrobiła jeszcze kilka kółek po opustoszałych wieczornych ulicach i zrobiło się zupełnie nudno. Weronika poszła do domu. Powie Gence, że żartuje. Że wszystko w porządku z pracą.

Cicho weszła do domu i od razu poczuła: w swoim domu… teściową. Giennadij i jego matka siedzieli w kuchni. Cicho, o czymś rozmawiając.

— Genoczka… Może to i lepiej? — powiedziała mama Geny. — W końcu będziesz mogła iść do pracy. Tak bardzo kochałaś swoją pracę! Tyle lat się uczyłaś! A do tego ciągle zapraszają cię z powrotem do firmy, w której kiedyś pracowałaś.

– Tak, mamo, masz rację. – Głos Geny brzmiał niepewnie. – Ale nie wiem… jak powiedzieć o tym Weronice. Wiesz, jaka będzie jej odpowiedź. Od razu powie: „Idziesz do pracy? Kto cię tam potrzebuje?!”

Weronika zamarła w miejscu, wrośnięta w ziemię. Na korytarzu. Zdecydowanie… zdecydowanie rozmawiali o niej. A potem przypomniała sobie, jak Gena kiedyś, dawno temu, naprawdę zamierzała iść do pracy. Ale Weronika tak bardzo nie chciała zmieniać ich dotychczasowego trybu życia… i właśnie dlatego mu odmówiła. Tymi właśnie słowami.

– Nie możesz tego zrobić, synu. – kontynuowała matka Geny. – Rozumiem, że Weronika dużo dla nas robi. Ona wszystko ciągnie. Ale razem damy radę! Razem damy radę! I nie sami, tratując innych!

— Mamo, cóż… taki już jej charakter. — westchnął Giennadij. — Właściwie to nie jej wina, że ​​urodziła się właśnie taka.

— Gena, nie mam nic przeciwko Weronice, nie zrozum mnie źle. Ale powiedz mi z ręką na sercu: a co z miłością? W twojej rodzinie? Nie ma jej! Czysto… w relacjach konsumenckich. Nigdy nie widziałem przejawu czułości. Ani od niej do ciebie. Ani od ciebie do niej.

— Mamo, no cóż… Weronika strasznie się męczy w pracy. A poza tym… nie jesteśmy dziećmi.

Każde słowo, które Weronika usłyszała z kuchni, zdawało się uderzać ją w policzek. Paliło jak ogień. Ale to była prawda. Wszystko. Każde słowo.

Wybiegła na ulicę. Zrobiło jej się niedobrze. Nie. To niemożliwe! Niemożliwe, żeby po prostu… stała się taką… suką!

Veronica szybko wyjęła telefon z torebki i wybrała numer swojej przyjaciółki.

— Katiuch! Powiedz mi szczerze, co do mnie czujesz?! Bez owijania w bawełnę! — Mamo! Co, piłaś?! — Katiu, serio! Jeśli zadam ci tylko jedno pytanie, będziesz w stanie mi odpowiedzieć… serio?! — Hej! Co ci się stało?! — Głos mojej przyjaciółki stał się zaniepokojony. — No dalej, powiedz!

— Powiedz mi! Bądź szczery! Mój mąż… czy on jest z natury leniwy? A może ja… przygwoździłam go do podłogi?! Sama!

Po drugiej stronie linii zapadła długa, przeciągająca się cisza. Katya… moja przyjaciółka odchrząknęła.

— No cóż… jak to delikatniej ująć… — Mów jak jest! Bez dwuznaczności!

— Weronika… Ty… Masz talent. Prawdziwy dar. Do znęcania się nad ludźmi… no cóż, to, co robisz. Ty… złamałaś Genkę. Zgięłaś go w barani róg. A tak przy okazji, zachowujesz się dokładnie tak samo wobec swoich podwładnych. Powtarzasz się słowo w słowo. — Wobec swoich podwładnych?! — Weronika była zaskoczona.

— No, tak. Dobra, niech sam się nad tym zastanowisz. Przetrawisz to. A potem będziesz na mnie zły. Albo nie. Jak to się mówi.

— Dobrze, Katya. Dziękuję. Za twoją szczerość.

Weronika wsiadła z powrotem do samochodu. Powoli odjechała od domu. Teraz zupełnie nie obchodziło jej, czy mąż zauważy jej nieobecność, czy nie. Potrzebowała… potrzebowała tylko pomyśleć. Samotnie. Obudziła się na brzegu rzeki. Tego samego. Dawno temu spędzali tu dużo czasu. Z Andriejem. No cóż… dokąd ich nogi poniosły. Same.

„Nika” – odezwał się cicho znajomy głos.

Odwróciła się gwałtownie. Ale nie była zaskoczona. On.

— Cześć. — Usiadł obok mnie na trawie. — A… co jest nie tak z twoją twarzą?

Weronika spojrzała na niego. Łzy zaczęły drżeć na jej rzęsach, gotowe spaść.

„Andriej…” wydusiła z siebie. „Jestem taka… taka głupia!”

Zmarszczył brwi.

— No dobra, no, wygadaj się. Co się stało?

Mówiła. Mówiła bez przerwy. A jej myśli skakały, przeskakując z tematu na temat. Czasem wracały do ​​dawnego związku, czasem do teraźniejszości.

— No tak… — powiedział Andrzej, gdy zamilkła. — Musiało minąć wiele lat… żebyś… to wszystko zrozumiała.

— Andriej… co mam teraz zrobić? — zapytała Weronika, patrząc na niego ze zdziwieniem.

— A ty… co o tym myślisz? Czego ty sam chcesz?

Weronika się nad tym zastanowiła.

— Wiesz… Chcę… pozwolić Genowi odejść. Pozwolić mu iść, gdziekolwiek zechce. Naprawdę mamy… — Westchnęła. — Nigdy nie było miłości. No, chyba nie. Może, prawda?

– Niemożliwe – powiedział stanowczo Andriej. – Właśnie. Będzie robił to, co kocha. Jesteś dobrą dziewczyną, Nika. Że się na to zdecydowałaś. A twój mąż… to wspaniały facet, że znosił to wszystko przez tyle lat.

Weronika zerwała się na równe nogi.

— Już! Już idę… i wszystko mu powiem!

Andriej uśmiechnął się.

— Tyle razy chciałam do ciebie zadzwonić… No, po naszym spotkaniu w kawiarni. Myślałam… Myślałam, że nie będziesz zadowolona z mojego telefonu. Że jesteś mężatką.

„Myliłeś się”. Veronica uśmiechnęła się przez łzy. „Naprawdę czekałam… czekałam na twój telefon”.

Teściowa i Gena wciąż siedziały w kuchni. Obie miały napięte, zmartwione twarze. Musiały zobaczyć, jak wychodzi i zorientowały się, że Weronika podsłuchała ich rozmowę. – No… cześć. – Weszła do kuchni. Usiadła przy stole. Spojrzała na męża. – Przynieś swoje smakołyki. I szampana też.

Gena uniosła brwi ze zdziwienia, ale nie protestowała. Szybko nakrył do stołu. Veronica nalała do trzech kieliszków.

— No więc. Najpierw… awans. — Podniosła kieliszek.

Gena lekko się skrzywiła. Jego oczy natychmiast zgasły. Przecież powiedziała, że ​​została zwolniona. Veronica to zauważyła. I uśmiechnęła się do niego.

— A teraz… do nowego życia.

Gena spojrzała na nią ze zdziwieniem. I na swoją matkę.

— A kto… kto ma nowe życie?

— Ty, — powiedziała stanowczo Weronika. — Ja. I mama. Gen… rozwodzimy się.

Gena zamarła. Mama krzyknęła.

— Nie rozwodzimy się jako wrogowie. Rozwodzimy się jako przyjaciele. Podzielimy się wszystkim, co mamy. Po równo. Żebyś nawet nie pomyślał, że… cóż, zostawiam cię. Z pustymi rękami. Zawsze byłeś. I to ja… ja nie pozwalałam ci normalnie żyć i pracować. Nie pozwalałam ci się rozwijać. — Spojrzała mu w oczy. — No dalej. Połóż rękę na sercu. Odpowiesz mi szczerze. Czy… czy mnie kochasz?

Gena milczał przez chwilę. Potem spuścił wzrok i pokręcił głową.

— NIE.

– No cóż, Gen. – Weronika się uśmiechnęła. – Tego też nie mogę powiedzieć. Może po prostu… czuliśmy się ze sobą dobrze. Dla mnie. Wszystko mi pasowało. I oboje macie rację. – Spojrzała na Genę, a potem na jego matkę. – Nie można żyć kosztem innych. To niesprawiedliwe.

Gena milczała jeszcze przez chwilę. Przetrawiała. Potem spojrzał na nią. W jego oczach błysnęło coś na kształt ulgi.

— Wiesz, co ci powiem, Veronique? — Co?

— Dziękuję. — Gena westchnęła. — Chciałam po prostu… odetchnąć.

Rozstali się szybko, bez zbędnych dramatów. Postanowili, że dom pozostanie z Weroniką. Ze wspólnych oszczędności kupili Genowi bardzo przyzwoite mieszkanie. Każde z nich zatrzymało własne samochody. Weronika zadbała też o to, żeby Gena dostał dobrą pracę w swojej dziedzinie. Kiedy się rozstali, mąż ją przytulił. — Dziękuję, Weroniko. — Za co?

— Za to, że nie pozwalasz mi podejmować decyzji. — Gena uśmiechnęła się szeroko. — No i chyba za to też. Wiesz, jak bardzo chcę… wszystkiego! Do roboty! Będę harować jak wół!

„Wierzę w ciebie” – powiedziała cicho Weronika.

Weronika stała przy oknie w swoim dużym, teraz bardzo cichym domu. Z kieliszkiem wina w dłoni. Było cicho. Niezwykłe. Ale jednocześnie… spokojnie. W jej duszy zagościło poczucie, że postąpiła słusznie.

Zadzwonił telefon na stoliku obok niej. Podeszła i odebrała.

— Cześć.

— No, cześć. — Znajomy, lekko zachrypnięty głos. — Przynieśli mi sroki na ogonach… Kim ty teraz jesteś… wolną kobietą? Zadzwoniłem, żeby zapytać… czy przyjmujesz gości?

Weronika się zaśmiała.

— Ludzi takich jak ty, Andriej… Przyjmuję o każdej porze dnia.

A teraz spokojnie, cicho, bez wcześniejszego napięcia, dodała:

— Chodź. Długo na ciebie czekałam.

Добавить комментарий

Ваш адрес email не будет опубликован. Обязательные поля помечены *