Anna stała na środku kuchni, obracając w dłoniach pudełko nowiutkiego smartfona. Telefon kosztował więcej niż wiele osób wydaje miesięcznie na jedzenie, ale to jej nie przeszkadzało. Sama zarobiła te pieniądze. W końcu nie co dzień podpisuje się kontrakt na półtora miliona. Chciała sprawić sobie przyjemność czymś pięknym, czymś własnym.
„Zarabiam, płacę i decyduję” – warknęłam na teściową, która próbowała kontrolować moje życie.
Zza drzwi dobiegły ciężkie kroki — Elena Pietrowna.
No cóż, oczywiście, nie mogłam się powstrzymać i przyszłam, znowu bez zawołania, jak inspektor bez ostrzeżenia, pomyślała Anna, biorąc głęboki oddech.
„Co tu rozłożyłaś?” zapytała Elena Pietrowna z jadowitym zainteresowaniem, wchodząc do kuchni i krytycznie przyglądając się pudełku.
Oto nasz kanał na Telegramie z najpopularniejszymi i ekskluzywnymi historiami. Kliknij, aby wyświetlić. To nic nie kosztuje!
– Kupiłam nowy telefon – odpowiedziała Anna spokojnie, nie podnosząc wzroku.
„Telefon?!”. wykrzyknęła teściowa, jakby Anna kupiła jacht i postawiła go na balkonie. „Masz pieniądze do wydania?”
Anna westchnęła.
Czy zatem muszę za każdym razem uzasadniać, ile wydaję na swoje życie?
Ale ona powiedziała głośno:
— Elena Pietrowna, pracuję. Płacę za mieszkanie, media, jedzenie. Nawet zapłaciłam za wakacje dla nas wszystkich w zeszłym roku. Pamiętasz?
– O, no, jaki dobroczyńca! – rzuciła sarkastycznie teściowa, siadając na krześle. – Bez ciebie byśmy nie zginęli. Aleksiej to mądry człowiek, zresztą inżynier. A ty… kupujesz telefon… za takie pieniądze. Lepiej byłoby dołożyć na samochód. Albo zmienić mieszkanie. Patrz, kuchnia już stara.
Anna spojrzała na Elenę Pietrownę tak, jakby ta zaproponowała jej sprzedaż nerki w zamian za nową mikrofalówkę.
— Po samochód? Po kogo, przepraszam? Po Aleksieja, który sam nie chce się ruszyć? Albo po ciebie, żeby cię woził po sklepach?
Elena Pietrowna wyniośle podniosła brodę.
— Nie waż się tak do mnie mówić! Nie jestem twoją koleżanką z salonu piękności.
Anna ścisnęła pudełko w dłoniach, aż zadrżało.
— Dzięki Bogu, Eleno Pietrowna. Inaczej już bym ci zafarbowała włosy i zrobiła manicure. A tak przy okazji, wyglądasz na zmęczoną. Chcesz iść do salonu? Dam ci bon podarunkowy. Nie pożałujesz moich pieniędzy, prawda?
W kuchni zapadła ciężka cisza, gęsta jak wrząca zupa.
W tym momencie Aleksiej wpadł do kuchni, punktualnie. Policzki miał czerwone, oddech urywany, a w rękach trzymał butelkę kefiru i bochenek chleba.
„O, cześć” – mruknął, widząc dwie kobiety w napiętym milczeniu. „Co się znowu dzieje?”
„Twoja żona, Aleksiej, szasta pieniędzmi jak idiotka na targu!” – Elena Pietrowna zaczęła grać swoją starą katarynkę, nie dając mu dojść do słowa. „Kupuje sobie zabawki zamiast myśleć o rodzinie!”
Aleksiej wiercił się jak niegrzeczny uczeń przed dyrektorem.
„No cóż, Anya, może rzeczywiście warto było się nad tym zastanowić…” mruknął, unikając jej wzroku.
Anna poczuła ukłucie w piersi. Nie żeby oczekiwała od niego burzliwej obrony. Ale przynajmniej czegoś. Jakejś reakcji. Jakiegoś błysku w jego oczach, innego niż tępe poddanie.
„Myślałam, że jesteś mężczyzną, Aleksiej” – uśmiechnęła się gorzko. „Ale okazuje się, że załatwiasz sprawy dla swojej matki”.
„Nie przesadzaj” – mruknął Aleksiej, pocierając czoło. „Mama po prostu chce dla nas jak najlepiej”.
Anna uniosła brwi.
– Oczywiście. Wszystkie problemy na świecie powstają wyłącznie z najlepszych intencji. Powinieneś o tym pomyśleć również, kiedy będziesz stary i będziesz słuchał, co powinieneś jeść, z kim spać i jakie skarpetki nosić.
Elena Pietrowna westchnęła głośno, jak zmęczony hipopotam.
— Taka jest młodzież. Zero szacunku dla starszych. Chcą tylko wydawać pieniądze i siedzieć przy telefonach!
Anna, w przeciwieństwie do teściowej, była mistrzynią cichego morderstwa. Wstała, podeszła do zlewu i powoli, z wyraźną przyjemnością, zaczęła myć filiżankę. Tak, by brzęk wody i porcelany zagłuszył puste pogawędki.
Elena Pietrowna nie odpuszczała:
— Aleksiej, kochanie, pomyśl! Może powinieneś wrócić do mnie? Tam będziesz miał jedzenie i porządek… bez tego cyrku.
Anna odwróciła się gwałtownie.
— To jest pomysł! Biegnij, Liosza. Zanim gorący barszcz mamy na piecu wystygnie.
Aleksiej zamarł między dwiema kobietami, niczym zając między dwoma myśliwymi. W jego oczach mignęła beznadzieja.
Anna nagle zdała sobie sprawę, że jest sama w tym mieszkaniu. I zawsze była sama. Tylko że wcześniej oszukiwała samą siebie.
To tyle. Dość. Czas skończyć ten tani talk-show.
Zdjęła obrączkę z palca, położyła ją na stole obok budki telefonicznej i patrząc teściowej prosto w oczy, powiedziała:
— Weź wszystko dla siebie. Niczego od ciebie nie potrzebuję.
Anna stała w drzwiach kuchni, czując, jak gniew w niej wrze niczym w czajniku, w którym gotuje się woda, a jest już za późno, żeby wyłączyć gaz.
Aleksiej wciąż stał na środku kuchni, milczący, żałosny. Z jakiegoś powodu wciąż trzymał w dłoniach bochenek chleba, jakby to mogło go uratować przed rozbiciem rodziny.
Elena Pietrowna podniosła się z krzesła, jakby zamierzała wejść na scenę.
– Świetnie, Annuszka. Wszystko w końcu się ułożyło. Nie potrzebujemy twoich jałmużny. Aleksiej da sobie radę bez ciebie. I o wiele lepiej, uwierz mi.
Anna powoli skinęła głową.
— Wierzę ci, Eleno Pietrowna. Przecież gdybym ci uwierzył, urodziłbym się na próżno.
Aleksiej zrobił krok naprzód, podniósł rękę, jakby chciał coś powiedzieć… ale zmienił zdanie.
„Może nie powinniśmy się tak denerwować?” mruknął, patrząc gdzieś w dal.
Anna skrzywiła się, słysząc jego żałosną próbę załagodzenia sytuacji.
— Podniecać się? — Jej głos drżał, ale szybko się otrząsnęła. — A kiedy twoja matka przychodzi tu co miesiąc i mnie przepytuje, dlaczego nie martwiłaś się temperaturą w domu? Albo kiedy zaglądała do moich wyciągów bankowych, też myślałaś: „Och, nie podniecajmy się”?
Aleksiej spojrzał winnie na bochenek.
Elena Pietrowna podniosła głowę:
— Chciałam tylko wiedzieć, na co idą te pieniądze! Jestem matką! Zależy mi!
Anna zaśmiała się.
— Mamo? Dla kogo? Dla trzydziestopięcioletniej dorosłej osoby, która boi się powiedzieć „nie”?
Podeszła bliżej do Aleksieja i teraz dzielił ich zaledwie metr.
— Nie możesz sobie nawet wyobrazić, jak obrzydliwe jest życie z facetem, który co chwila kiwa głową do matki, a potem szepcze do żony: „Tylko bądź cierpliwa, ona niedługo odejdzie”.
Aleksiej głośno wciągnął powietrze.
— Aniu, wystarczy. Wszystko da się rozwiązać…
Anna mu przerwała:
— Tak? A kiedy zasugerowałem, żebyś wynajął mieszkanie daleko stąd, powiedziałeś też: „możemy zdecydować”. Tylko ty zdecydowałeś się tu zostać. Żeby mama mogła co wieczór sprawdzać, jakie prześcieradło zakładamy!
Elena Pietrowna krzyknęła:
— Ty bezczelna dziewczyno! Powinnaś być wdzięczna, że pozwolili ci wejść do domu!
Anna zaśmiała się złowieszczo.
— Do domu? Do czyjej własności, przepraszam? Kupiłem ten dom. Za swoje pieniądze. Za swoje nerwy. Za nieprzespane noce.
Spojrzała na Aleksieja, jakby był kimś obcym.
— Mógłbyś chociaż raz w życiu stanąć w mojej obronie. Powiedz jej, że jestem twoją żoną, że nie muszę rozliczać się z każdego wydanego rubla. Chociaż raz!
Aleksiej zgarbił się. Nagle poczuł się strasznie zawstydzony. Ale było już za późno.
„Ja… ja po prostu nie chciałem konfliktu” – mruknął.
Anna uśmiechnęła się boleśnie:
— Bałeś się konfliktu. Tak bardzo bałeś się, że mnie stracisz.
Odwróciła się i skierowała do sypialni. Jej ruchy były gwałtowne, niczym u żołnierza na placu apelowym. W połowie drogi odwróciła się:
— Zabierz matkę. I ty też odejdź.
Elena Pietrowna ruszyła gwałtownie w stronę drzwi:
— Z przyjemnością. Myślałeś, że zostanę tu dłużej niż to konieczne?
Anna zgarnęła z półki rodzinne zdjęcie – Aleksieja, Eleny Pietrowna, Anny samej. Ramka pękła. Zdjęcie wypadło i upadło na podłogę, jakby na znak: koniec historii.
Aleksiej niezręcznie wziął do ręki zdjęcie.
„An…” powiedział żałośnie.
Anna milczała.
Po kilku minutach Elena Pietrowna i Aleksiej wyszli. Drzwi zatrzasnęły się z hukiem.
W mieszkaniu zrobiło się tak cicho, że można było usłyszeć tykanie starego zegara w kuchni.
Tyk-tak, tyk-tak.
Jak bomba z opóźnionym zapłonem.
Anna przechadzała się po pokojach. Łóżko było niepościelone. Na krześle leżał jego sweter. W łazience jego szczotka. Drobiazgi. Puste ślady po wielkim końcu.
Usiadła na podłodze w korytarzu, opierając plecy o ścianę. Nie płakała. Tylko gardło ją bolało, jakby po długim krzyku.
Jak to możliwe? — pomyślała.
Dlaczego, niezależnie jak bardzo się staram, i tak zostaję sam?
A potem przypomniał mi się wieczór sprzed dwóch lat.
Potem, siedząc w tej samej kuchni, Aleksiej uśmiechnął się do niej ciepło i troskliwie. Pili herbatę, rozmawiali o przyszłości.
Obiecał: „Zawsze będę przy tobie”.
A gdzie jesteś teraz, Lesha?
Anna westchnęła i automatycznie wyjęła telefon. Nowy, błyszczący. Otworzyła czat z Aleksiejem. Ostatnia wiadomość była jego:
„Kup mi chleb, proszę”.
Koniec z miłością, koniec z „zawsze przy mnie”. Tylko chleb. I kefir.
Anna usunęła czat. Bez żalu.
Następnie, niemal automatycznie, napisała krótką wiadomość do swojej matki:
„Mamo, skończyłam. Jestem wolna”.
Telefon zamrugał. Mama wysłała emotikonkę z uściskiem.
Anna uśmiechnęła się pomimo bólu.
Wolność. Na razie jakoś pusta.
Wolność jest wtedy, gdy nikt inny nie może cię zawieść.
Minął tydzień.
W tym czasie Anna zdążyła płakać, wyć w poduszkę, snuć ambitne plany ucieczki do Petersburga, a nawet opracować biznesplan nowego życia.
Ale pewnego wieczoru zadzwonił telefon.
Aleksiej.
„Nie bierz tego” – podpowiadała jej zimna część umysłu.
„Może przynajmniej powinieneś posłuchać?” – nalegał drugi, wciąż głupio wierząc w cuda.
Anna odebrała telefon.
„Cześć” – głos Aleksieja był ochrypły i nerwowy. „Czy… mogę cię zobaczyć?”
Anna westchnęła:
— Lesha, czego chcesz?
Zawahał się:
— Po prostu gadać. Bez niej. Bez sceny. Tylko my.
Anna milczała.
„Proszę” – dodał, a w tym „proszę” było tyle znużenia i czegoś prawdziwego, że ona nagle, nie rozumiejąc dlaczego, powiedziała:
— OK.
Umówili się na spotkanie u jego matki. Na jakąś kolację. „Żeby porozmawiać jak dorośli” – tak to ujął Aleksiej.
Anna ubrała się w spokojną, szarą sukienkę, odgarnęła włosy i nałożyła na twarz minimalny makijaż.
Jechałem taksówką i myślałem:
Ostatni raz. Ostatni. Żadnych obietnic, żadnych złudzeń.
Dom Eleny Pietrowna powitał ją tym samym zapachem starego tytoniu i kwaśnego ciasta. Anna wzdrygnęła się, ale przekroczyła próg.
W salonie Elena Pietrowna siedziała niczym królowa na tronie. Uśmiechała się jadowicie.
— Annuszka! Naprawdę raczyłaś do nas przyjść?
Aleksiej wyszedł z kuchni z dwoma kieliszkami wina.
„Mamo, umówiliśmy się…” mruknął, próbując podać Annie jedną ze szklanek.
Anna wzięła szklankę wody zamiast wina. W jej oczach pojawił się lodowaty cień.
„Słucham cię, Lesha” – powiedziała krótko.
Aleksiej siedział niezręcznie naprzeciwko, pocierając kolana jak uczeń na zebraniu rodziców z nauczycielami.
— Wszystko zrozumiałem. Uświadomiłem sobie wszystko. Masz rację. Ja… — zawahał się, spojrzał na matkę, a potem z powrotem na Annę. — Jestem gotów wszystko zmienić.
Anna sceptycznie uniosła brwi:
— Wszystko?
Elena Pietrowna nie mogła się powstrzymać i dodała z chytrym uśmiechem:
— No, synu, jeśli ta młoda dama będzie chciała, to nawet skoczysz z balkonu…
Anna odstawiła szklankę.
— Widzisz? Nawet na kolacji, na którą mnie zaprosiłeś, jestem młodą damą. Gościem we własnym małżeństwie.
Aleksiej kaszlnął:
— Mamo, proszę…
Ale Elena Pietrowna już odeszła:
— Czego chciałeś? Żebym milczał, kiedy widzę, jak kobieta wysysa z ciebie wszystkie soki? Pieniędzy, cierpliwości, siły…
Anna powoli wstała.
„Pieniądze?” – zapytała niemal czule. „No to policzmy: kredyt hipoteczny, samochód, meble – wszystko kupione za moje pieniądze. Za moje kontrakty. Za moje zmęczenie.
Elena Pietrowna prychnęła:
— Oczywiście, oczywiście. Zupełnie sama, zupełnie sama. A mój syn, jak się okazuje, jest nikim?
Anna uśmiechnęła się zimno:
— Sam to powiedziałeś.
Cisza w pokoju była tak gęsta, że można ją było kroić nożem.
Aleksiej w końcu spróbował coś wydusić:
— Mamo, wystarczy. Pozwól mi i Anyi porozmawiać na osobności.
Ale Elena Pietrowna podskoczyła:
— Nie zrobię tego! Dopóki żyję, będę chronić mojego syna przed takimi ludźmi jak ona!
Anna wzięła torebkę.
— Wiesz, Eleno Pietrowna, postawiłaś na swoim. Ochroniłaś swojego chłopaka. Przede mną.
Spojrzała na Aleksieja, który wciąż nie wstał, wciąż nie stanął obok niej.
— Żegnaj, Lesha.
I odwróciwszy się na pięcie, wyszła na korytarz.
Aleksiej pobiegł za nią:
— Anya! Zaczekaj! My… Możemy zacząć od nowa!
Anna włożyła płaszcz, nie odwracając się.
— Nic nie możemy zrobić, Lesha. Ty wybrałaś.
Jelena Pietrowna dogoniła go na korytarzu i objęła syna za ramiona:
— Dobrze, synu. Bóg cię chronił.
Anna pociągnęła drzwi do siebie i wyskoczyła. Zimny, wiosenny wiatr uderzył ją w twarz. Świeży. Żywy.
Oleg czekał na nią na ławce przy wejściu.
Ta jedna – pierwsza miłość. Stara przyjaciółka, do której niedawno napisała: „Pomóż mi odejść”.
Wstał, gdy ją zobaczył i powiedział cicho:
— No i co, Anno Wiktorowno? Na północny zachód?
Anna skinęła głową.
— Na północny zachód, Oleg.
Wziął jej torbę, jakby to nie był zwykły bagaż, ale jej stara, zmaltretowana dusza.
Szli w milczeniu do samochodu i dopiero przy drzwiach zapytał, już się uśmiechając:
— Już nie wrócimy?
Anna również się uśmiechnęła.
I po raz pierwszy od dłuższego czasu – szczerze.
„Nawet jeśli będę cię błagać, nie przyjmuj mnie z powrotem” – powiedziała.
Wsiedli do samochodu.
Kiedy drzwi się zamknęły, Anna miała wrażenie, że nie zatrzasnęły się po prostu drzwi samochodu, ale stare, ciężkie drzwi jej dawnego życia.
A przed nami było tylko nowe. Tylko jej.
I tylko wolność.