Od dawna dostrzegała dziwność Aleksego. Zaczął się częściej uśmiechać, wyprostował ramiona. „Nie bez powodu” – pomyślała Anna i zaczęła przygotowywać się do wieczornego nabożeństwa.
Przy ikonie Świętego Mikołaja Cudotwórcy żarliwie modliła się, aby zesłał jej rozsądek i wyjawił, czy coś złego nie jest przeciwko niej planowane.
Ona i jej mąż wychowali dwójkę dzieci i wydawało się, że nadszedł czas, by żyć dla własnej przyjemności. Ale coś nie wyszło.
Po nabożeństwie do Anny podszedł jej przyjaciel, wziął ją na bok i szepnął:
— Nie chciałem cię zdenerwować, Anya, ale wygląda na to, że musisz bardziej uważać na swojego Aleksieja!
— O czym ty mówisz? Vera, proszę, jeśli coś wiesz, nie milcz! — błagała Anna.
– No cóż, nie wiem, nie widziałam tego na własne oczy. Potraktuj to jako radę – Wiera zagryzła wargi.
— Vera! Mów! — Anna poczuła ból — zacisnęła pięść zbyt mocno.
„Mój, wiesz, był ochroniarzem na trzecim punkcie kontrolnym… odkąd odcięto mu palce…” – zaczęła swoją opowieść Vera.
– Co to ma wspólnego z palcami twojego Wiktora? Proszę, nie trzymaj mnie w niepewności! – Anna przestępowała z nogi na nogę niczym arabski ogier.
— A biorąc pod uwagę, że postawili go na pierwszym punkcie kontrolnym, zamiast… jak on się nazywał… no, nieważne. A więc, to znaczy, że widział twojego Aleksieja z Ludką Fiłatową! Szli ręka w rękę, jak zakochani!
— Widziałaś swojego Wiktora? — spytała Anna cicho. — A kim jest Ludka?
— Ludmiła Aleksewna, bibliotekarka. W okularach wygląda na porządną osobę, ale w rzeczywistości to prawdziwa pijawka! Udało jej się rozbić niejedno małżeństwo.
– Może Wiktor się pomylił? Często przychodzi do pracy z bólem głowy – powiedziała Anna i zrobiło mu się przykro. Wiera się obraziła.
„Więc palce mu odcięto, ale wzrok ma dobry. Czy to z powodu chorej, czy zdrowej głowy!” – powiedziała sucho i odeszła od Anny, prychając pogardliwie.
Anna zaczęła przyglądać się Aleksiejowi bliżej. Był podejrzanie przyjacielski, żartował, a nawet raz ją przytulił i powiedział coś w stylu: „Wciąż jesteś taka gorąca!”. Ale od trzech lat nazywał ją „starą”. Unikała seksu i cieszyła się, że mąż nie wymaga od niej wiele, a ostatnio zostawił ją w spokoju.
Jednak teraz częściej niż „Ojcze nasz” pamiętała słowa Wiery, utkwiły jej w pamięci i postanowiła zaczaić się na męża po pracy. Anna poszła do szafy, włożyła futro starej matki, naciągnęła szalik na oczy, włożyła filcowe buty i poszła na posterunek, gdzie jej mąż został zauważony z rozpustną bibliotekarką Ludką.
Wkrótce ludzie zaczęli się gromadzić przez bramki wejściowe przedsiębiorstwa. Anna była zdezorientowana, stojąc pod prąd niczym przeszkoda w rzece podczas migracji łososi. Ludzie wpadali na nią, niektórzy przeklinali, inni przepraszali.
„Czemu tak stoisz na drodze, stara kaloszu?” krzyknął na nią czerwony na twarzy mężczyzna.
„Chodź, pomogę ci, matko” – usłyszała z przerażeniem głos Aleksieja i natychmiast, chowając drugą połowę twarzy w kołnierzu, pobiegła, odpychając pracujących ludzi.
Potem zastanawiała się, jak teraz dostanie się niezauważona do spiżarni, żeby się przebrać. Jej mąż wrócił pierwszy i zawisł przy oknie, wypatrując jej w zimnym zmierzchu. „Patrz, on się martwi” – pomyślała ciepło – „a Ludki tam nie było” – powiedziała Wiera. Poczekawszy, aż mąż odejdzie od okna, zrzuciła futro i pobiegła. Dzięki Bogu, że jej nie zauważył.
Zbliżały się urodziny Aleksieja, rocznica ślubu. Anna od wieczora kroiła sałatki i marynowała mięso. Rano pobiegła do fryzjera, uczesała się, wyjęła elegancki garnitur, który leżał na półce od dwóch lat. Kupiła go na ślub syna Arkaszki, ale ślub się nie odbył, a garnitur nadal tam leżał.
Rozłożyła nowy obrus na stole, wstawiła świece do świeczników i pięknie ułożyła naczynia. Mieli przyjechać koledzy Aleksego z pracy. Siostra męża, Pasza, przyjechała już z Bykowa specjalnie na rocznicę i teraz pomagała Annie w pracach domowych.
„Masz szczęście, Aniu” – powiedziała, wycierając widelce i łyżki – „Twoja Aloszka nie pije, nie bawi się, nie włóczy się po cudzych podwórkach! Nie tak jak moja Miszka! Zniknął niedawno na tydzień, myślałam, że gdzieś zamarzł, z góry mu wszystko wybaczyłam, już go opłakiwałam…”
„A gdzie on był?” Anna, która dotąd słuchała jednym uchem, nagle zainteresowała się.
„A w sąsiedniej chacie!” – powiedziała Pasza i roześmiała się, ale jej śmiech był pozbawiony radości.
„A co on tam robił? Z kim się zadawał?” – upierała się Anna, wyobrażając sobie mężczyznę Paszy przetrzymywanego przez jakiegoś samotnego nauczyciela albo bibliotekarza, „pewnie z młodą kobietą?”
– On się wkręcił! – westchnął Pasza – to zainteresowanie wyparło wszystkie inne w jego życiu. Od dawna nie potrzebuje kobiet, nie wiem, co gorsze!
I wtedy Anna zdała sobie sprawę, że zazdrościła Paszy! Ale natychmiast stłumiła tę głupią zazdrość i pomyślała: „Biedny Pasza! Nie ma nic gorszego niż życie z alkoholikiem!”.
Tymczasem dom zaczął ożywać, przybywali goście. Pierwszy pojawił się Igor, stary przyjaciel Aleksieja z czasów szkolnych. Mieszkał od kilku lat za granicą i sprowadził stamtąd żonę z zagranicy. May była drobna, chuda, jak niedożywiona nastolatka. Na wszystkich wakacjach, na które ją zabierał, siedziała jak przyparta do muru bestia, a jeśli ktoś próbował z nią rozmawiać, May tylko się uśmiechała i kiwała głową jak chińska figurka.
Po Igorze i May przyszli towarzysze, o których Anna słyszała, ale których nigdy nie widziała, ponieważ pracowali z jej mężem stosunkowo niedawno. Wśród nich była kobieta i Anna poczuła, że to ona. Ta rozbijaczka rodzin. Anna znała jej imię, zanim kobieta, mierząc ją wzrokiem i uśmiechając się bezczelnie, przedstawiła się:
— Ludmiła! A ty, pewnie Anna, właścicielka? Jak tu przytulnie!
„Proszę wejść do salonu” – odpowiedziała Anna z kamienną twarzą.
Impreza została zrujnowana. Próbowała udawać przy stole, że nic się nie dzieje, ale między Aleksiejem, Ludmiłą i nią natychmiast wyrosła solidna konstrukcja, trójkąt, którego ludzie nie widzieli oczami, lecz, jak jej się zdawało, czuli sercem. Żonie bohatera dnia powiedziano zbyt wiele komplementów. Anna odebrała to jako litość, którą, jak była przekonana, odczuwali dla niej goście, którzy oczywiście byli wtajemniczeni.
Ludmiła przyszła z nowymi przyjaciółmi męża, było ich troje: Borys, Nikita i Aleksy Drugi, jak go nazywali, żeby nie mylić z solenizantem. Rozmawiała głównie z nimi, Anna nie spuszczała z niej wzroku i widziała, jak bibliotekarka od czasu do czasu rzucała mężowi leniwe spojrzenia. Kiedy nadeszła jej kolej na toast, zawstydziła się, mówiąc, że nie umie wygłaszać przemówień, ale potem, zachęcona przez pozostałych gości, wstała i przemówiła, patrząc na solenizanta wilgotnym i szczerym wzrokiem.
— Aleksiej! Znamy się krótko, ale ten czas wystarczył, żeby docenić Twoją życzliwość i wrażliwość! Życzę Ci zdrowia, szczęścia i spełnienia wszystkich marzeń! Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin!
Rozległ się dźwięk brzęku szklanek, a Anna, nie mogąc poradzić sobie z gulą w gardle, pobiegła na górę do swojego małego pokoju, gdzie mieściło się tylko łóżko i toaletka z pufą. Widząc May trzykrotnie odbitą w lustrze, Anna zadrżała ze zdumienia.
„Wybacz mi” – spuściła wzrok – „wpadłam tu przypadkiem. Szybko nudzą mnie duże firmy. Lubię być sama”.
„W porządku” – powiedziała Anna, bijąc się w pierś, żeby szybko przecisnąć się przez guz, który uniemożliwiał jej oddychanie. „Dobrze mówisz po rosyjsku, May! Zawsze wychodzisz… Nie miałam okazji sprawdzić…”
„Uczyłam się w Moskwie” – odpowiedziała – „połóż się na łóżku, pomogę ci!”
Anna posłuchała i położyła się. May zaczęła delikatnie masować jej szyję i ramiona, a Anna poczuła ulgę i zdumienie.
— Jak to? Puściło! — wypuściła powietrze i wzięła kolejny głęboki oddech. — Dziękuję, May!
— Nic specjalnego, po prostu usunąłem… Nie wiem, jak to brzmi po rosyjsku. Cieszę się, że jest ci łatwiej.
„On mnie tak skrzywdził!” – Anna niespodziewanie poskarżyła się sobie – „Sprowadził kochankę do naszego domu! Rozumiesz?”
„Tak” – kiwnęła głową Azjatka i spuściła wzrok – „to bardzo smutne, ale…”
— Ale? Proszę, mów dalej! Powiedz mi, jak uniknąć upokorzenia? W każdym spojrzeniu widzę litość, a przedtem zazdrość!
„To bardzo smutne, ale nie śmiertelne… uwierz mi” – uśmiechnęła się May.
„Skąd możesz wiedzieć?” zaczęła Anna, ale May zadrżała i musiała mówić znacznie ciszej: „Skąd możesz wiedzieć? A może… Igor cię zdradzał?”
„Nie, daję mężowi wszystko, żeby nie szedł do łóżek innych ludzi” – powiedziała May, nie do końca po rosyjsku. „Ważne jest, żeby mężczyzna czuł się mężczyzną, a jeśli jest z inną kobietą, to znaczy, że nie dostaje od ciebie niczego”.
— Czego on nie rozumie, ta świnia! — zdenerwowała się Anna — on zawsze jest syty, obuty, ubrany, wyprasowany!
„Kochasz go?” – zapytała nagle May, a jej wąskie, błyszczące oczy spojrzały prosto w duszę Anny.
— Ja… ach… no oczywiście, ja…
Słowo „miłość” nie przyszło jej do głowy. Po prostu nie potrafiła go wypowiedzieć.
„Twój mąż nie jest twoją własnością” – powiedziała cicho May – „im szybciej to zrozumiesz, tym większe będą twoje szanse na uratowanie rodziny”.
„No cóż, to jest całkowicie… poza zasięgiem…” – powiedziała Anna, wstając. „Nie gniewam się na ciebie, bo rozumiem, że ty i ja wychowaliśmy się w różnych kulturach!”
Opuszczając May, zeszła na dół. Jej mąż wyszedł jej na spotkanie:
— Anya, gdzie byłaś tak długo? Zaczynałem się martwić!
— Jakby! — prychnęła. — No dobrze, pora podać danie główne?
Wąż Ludmiła roześmiała się paskudnym głosem – Aleksy Drugi szeptał jej coś do ucha, zapewne jakiś sprośny żart. Anna poszła do kuchni i wyjęła blachę do pieczenia, zaczęła napełniać duże talerze mięsem i warzywami. Ukazała się jej dobroduszna twarz szwagierki Paszy.
— Aniu, czemu nie zadzwoniłaś? — oburzyła się — Pomogę!
Razem zmieniali talerze, uzupełniali zapasy jedzenia, odświeżali dzbanki soków i napojów owocowych. Głosy gości zlewały się w jakiś ogólny szum, dania migały im przed oczami, a irytujący śmiech bibliotekarki rozbrzmiewał bez przerwy.
Anna nie mogła już tego znieść, zdjęła fartuch i ruszyła w stronę schodów.
„Anya, dokąd idziesz?” krzyknął za nią solenizant.
— Pójdę się położyć na chwilę. Przepraszam, jestem trochę zmęczony.
Wróciła na górę, tam, gdzie zostawiła May. Kobiety już nie było, ale na toaletce stała ciemna szklana butelka, odbijająca się w lustrach. Anna obróciła ją w dłoniach, włożyła do kieszeni i położyła się na łóżku, wyciągając się.
Po około pół godzinie leżenia postanowiła zejść do gości. Igor i Maja byli już ubrani i stali w drzwiach, żegnając się z Aleksiejem.
Anna wzięła May na bok i podała jej butelkę.
„Zapomniałeś, że to twoje” – powiedziała.
– To prezent dla ciebie. Te krople koją nerwy. Właśnie sobie przypomniałem… jeśli twoje podejrzenia co do kochanki się potwierdzą, chodź, dam ci lekarstwo, które sprawi, że znów będziesz dla niego jedyną kobietą.
Wyszli, a Anna wciąż stała z butelką w dłoni. „Jedyna kobieta dla niego”… Słowa May rozbrzmiewały w jej głowie.
Kim ona jest, ta żona ze Wschodu? Nigdy o sobie nie mówiła, zawsze chowała się po kątach. Ale pomogła jej odzyskać oddech… może pomoże mężowi uwolnić się od kochanki?
Mąż sam znalazł numer telefonu May do Anny. Anna powiedziała, że May obiecała jej lekarstwo na bóle głowy. May pracowała jako administrator w jednej z azjatyckich restauracji i zgodziła się tam spotkać z Anną. Podając jej butelkę kropli, May wyszeptała:
— Będzie tylko Twój, uwierz mi. Ale niekoniecznie sprawi, że będziesz szczęśliwy. Zastanów się dobrze, zanim… użyjesz tego produktu.
— Ile jestem winna? — Anna sięgnęła po portfel, ale kiedy usłyszała kwotę wymienioną przez May, nie mogła się powstrzymać od powiedzenia: — Wow!
– To narzędzie pracy, dlatego takie drogie! – Azjatka zerknęła w bok. – Uwierz mi, nie ja ustalam cenę. Pan Chen powiedział, że zrobił to na zamówienie, ale klient nie przyszedł i nie zapłacił.
— Kim jest pan Chen? — Kim on jest? Uzdrowicielem? Szamanem?
— Jest bardzo znanym uzdrowicielem. Tybetański mnich.
– Dobrze, przekonałeś mnie – powiedziała Anna, chowając butelkę. Była tak zdenerwowana, że przeszła na nieformalne „ty”: – Ale ja ci tylko… wyślę przelew, dobrze? Zapisz szczegóły.
„Okej” – May skinęła głową.
— A… czy możemy podzielić tę kwotę na pół, a jeszcze lepiej, na trzy części… żeby nie bolało tak bardzo?
Po chwili wahania May zgodziła się i zniknęła w czeluściach swojej restauracji, zostawiając Annę.
***
Miesiąc po świętach noworocznych Aleksiej zachorował. Najpierw przestał się śmiać, potem przestał się uśmiechać. Anna starała się jak mogła, żeby zadowolić męża: gotowała mu ulubione potrawy, nazywała go pieszczotliwie, jak za młodu. Ale on tylko smutno wykrzywiał usta w odpowiedzi. Ledwo jadł i w końcu zachorował. Dowiedziawszy się o tym, ich córka, Katia, która mieszkała nieopodal, natychmiast do nich pobiegła.
Aleksiej spał, a Anna smażyła naleśniki – był tydzień Maslenicy.
— Mamo! Co się stało? Czemu tata nagle poczuł się tak źle? — córka przytuliła Annę.
„Lekarz mówi, że wszystkie wyniki są w normie. Może to depresja albo późny okres… jak to się nazywa?” Anna przewróciła naleśnik, marszcząc brwi.
— Menopauza? — podpowiedziała Katya.
– Kryzys! Wiek średni! Mężczyźni nie przechodzą menopauzy! – Bojąc się obudzić męża, powiedziała to szeptem i pomachała córce ściereczką kuchenną.
— No cóż, tak to już bywa! Niektórzy mężczyźni, stając się, no… bezsilni, tracą sens życia, a nawet… umierają — szlochała córka.
– Cholera, on jest taki impotent! Ma nawet… bibliotekarkę! – szepnęła gniewnie matka, zdejmując patelnię z ognia. – Miał czelność nawet pojawić się na rocznicę!
— Jaka bibliotekarka? Ludka czy coś? Ojej, co za bzdura! — córka skrzyżowała ręce na piersi. — Ludka szaleje za swoją Lioszką! Są wszędzie razem już od dwóch lat! Szeroczka i Maszeroczka!
— Naprawdę? — Anna usiadła na stołku. Kręciło jej się w głowie. Czyli kupiła drogi towar na próżno, za który nawet nie zdążyła porządnie zapłacić.
— To prawda! Biorą ślub na wiosnę! — córka wzięła z góry naleśnik i skinęła głową. — Ludka już prezentowała swoją suknię!
Tego samego wieczoru Anna, zostawiając męża z córką, pobiegła do azjatyckiej restauracji, żeby zobaczyć May. Ta, niczego nie podejrzewając, wyszła do niej, przybierając tradycyjny wschodni uśmiech.
„Anno? Cieszę się, że cię widzę” – powiedziała. „Coś się stało? Jesteś zadowolona z eliksiru pana Chena?”
– Twój Chen to łobuz i oszust! – Anna potrząsnęła nad głową zaciśniętą w pięści butelką. – Gdzie on jest? Każę mu natychmiast wypić te krople, założę się, że straci ochotę na oszukiwanie ludzi!
– Spokojnie, Anno, proszę, bądź cicho! – jęknęła May, zaciskając dłonie błagalnym tonem. – Każde nieporozumienie da się wyjaśnić, wyjaśnij jasno, o co chodzi. Lekarstwo nie zadziałało?
— Udało się! Ale jak! Aleksiej leży tam cały dzień, nie czuje ani smaku, ani zapachu… nic go to nie obchodzi! Za co ja tyle kasy zapłaciłem? To ten efekt, który mi obiecałeś?
„Poczekaj chwilę” – zapytała May – „zaraz wracam. W międzyczasie usiądź przy stoliku. Mamy szczęście, że nie ma klientów”.
Posadziła Annę i zniknęła w pomieszczeniu gospodarczym. Pięć minut później wyprowadziła mężczyznę w pięknej jedwabnej piżamie i dziwnym nakryciu głowy z dzwoneczkami. Mężczyzna wyglądał na nie więcej niż czterdzieści lat. May powiedziała coś do niego w swoim języku, a on skinął głową i uśmiechnął się.
— Kim jest ten pan? Pan Chen? — Anna mimowolnie, podobnie jak mężczyzna, złożyła dłonie w kształt lotosu i zaczęła się do niego uśmiechać.
„Nie, pan Chen nie opuszcza Tybetu” – powiedziała cicho Mei. „To pan Lin, on wypędza złe duchy i potrafi uleczyć większość chorób”.
„Gao san chung wuyao, sun hui pende kensao!” powiedział mężczyzna, wskazując palcem na czoło Anny, ale go nie dotykając.
„Co?” Anna się cofnęła.
„Mówi, że w twojej głowie mieszka demon” – odpowiedziała May, lekko się rumieniąc.
— Co? — powtórzyła Anna — On sam jest demonem!
Nadal uśmiechając się, pan Lin wygłosił jeszcze dłuższą tyradę i machnął ręką, dając Mei możliwość tłumaczenia.
„Pan Lin jest gotów cię wyleczyć za darmo” – powiedziała.
„Nie!” krzyknęła Anna, zerwała się na równe nogi i ruszyła do wyjścia. Jednak przy wyjściu odwróciła się i, pochylając głowę, zawróciła. Wzdychając, odstawiła butelkę na stół.
Pan Lin wziął go w swoje cienkie, żółte palce i skłonił się, jakby to był jego nauczyciel Chen. Następnie odkręcił wieczko i przysunął je do nosa, natychmiast je odkładając i zamykając.
„Co mu jest?” zapytała Anna, ale pan Lin szybko coś mruknął i May uciekła, wracając z mokrym ręcznikiem. Po dokładnym wytarciu nosa pan Lin zwrócił się do Anny.
— Pyta, czy jesteś szczęśliwa?
— Żartuje sobie? Mój mąż nie wstaje z łóżka! — oburzyła się Anna. — Ma spodnie pełne szczęścia!
— Ale on nie patrzy gdzie indziej, prawda? — zapytała May po szepnięciu do Lin: — Chciałaś być dla niego jedyna. Teraz jest twój, możesz go karmić łyżeczką, niedługo będziesz musiała go wykąpać… Przepraszam, to, co mówi pan Lin, jest nieprzetłumaczalne… Przepraszam.
— Co masz na myśli mówiąc „wybacz mi”, jak „wybacz mi”? To wszystko, co możesz zrobić? Tak, pójdę… tak, pójdę do sądu!
Usiadła na krześle i po raz pierwszy od dawna wybuchnęła płaczem. W tym momencie pan Lin okrążył jej głowę, jakby zbierał niewidzialne nici, i odrzucił je na bok. Kilka schował do kieszeni.
„Co on robi?” zapytała Anna, szlochając.
„Oczyszcza twoją aurę” – wyszeptała May.
„Proszę, oddaj mi mojego męża!” – Anna nagle poprosiła. „Błagam cię!”
Co dziwne, pan Lin zrozumiał wszystko bez tłumaczenia i skinął głową.
Wieczorem Anna otworzyła drzwi i wpuściła pana Lina, Mei i Igora, który poszedł z nią. Nie wiedział nawet, że jego przyjaciel jest chory i stał cicho pod ścianą, gotowy w każdej chwili przyjść mu z pomocą. Musiał naoglądać się za dużo filmów o „Egzorcystach” i spodziewał się zobaczyć coś takiego.
„Jestem z tobą, Lyokha!” – zachęcił przyjaciela, unosząc pięść.
Tymczasem pan Lin zapalił kilka kępek trawy, a pomieszczenie wypełnił taki smród, że ludziom trudno było oddychać. Zdejmując swój dziwny kapelusz, Azjata podszedł do Aleksieja, wyjął złote pudełko i otworzył je. Zawierało igły, cienkie i długie. Gdy tylko Lin miał wbić pierwszą, Anna rzuciła się do niego:
— Czy to jest bezpieczne?
Lin skinął głową i znów podniósł rękę, gdy ona znów krzyknęła:
— Jak je sterylizujesz?
Pan Lin miał anielską cierpliwość, a Mei szepnęła coś czule. Podeszła do Anny i wyszeptała jej do ucha:
— Wszystko jest bezpieczne, sterylne, możecie całkowicie zaufać panu Linowi. Efekt jego pracy zależy od koncentracji. Proszę go nie rozpraszać!
Anna wyszła za drzwi i spojrzała na ikonę św. Mikołaja Cudotwórcy wiszącą w kącie.
– Wybacz mi, Ojcze! – podeszła do niej i zaczęła się modlić – wybacz mi! Ratuj Aleksego! Niech, jeśli chce, zostawi mnie dla innej, ale niech znów poczuje radość życia! Tęsknię za nim, za starym, wybacz mi, pomóż mi, Cudotwórco!
Jej córka Katya podeszła do niej od tyłu i zaczęła się z nią modlić. Nie zauważyliby, że pan Lin wyszedł z pokoju, gdyby nie dzwoneczki na jego kapeluszu.
„Krótko mówiąc, teraz śpi” – wyszeptał Igor. „Pan powiedział, żeby go nie budzić”.
„Czy mogę to chociaż wywietrzyć?” – zapytała Anna. May przetłumaczyła, a pan Lin skinął głową.
„On nie ma nic przeciwko” – potwierdziła May.
„Oto prezent ode mnie” – powiedziała Anna, otwierając pudełko.
Leżała tam prawdziwa grzechotka, zrobiona przez tulskich rzemieślników. Anna wzięła ją i zakręciła. Rozległ się charakterystyczny trzask i ku zdumieniu wszystkich, pan Lin przestraszył się i wyskoczył.
– Nie robi tego! – zaśmiała się Anna, podając grzechotkę May. – To było niezręczne. Mówię to z głębi serca! Inaczej nie da się odstraszyć demonów dzwoneczkami. Rosyjska grzechotka to jest to!
Następnego ranka Aleksiej poprosił o kawę z mlekiem, zjadł kilka naleśników ze śmietaną. Potem podszedł do żony i mocno ją przytulił:
— Kochanie, dziękuję, że mnie nie zostawiłaś! Po prostu nie wiem, co za paskudztwo mnie opętało!
Zarumieniła się. Bała się, że kiedyś dowie się o jej głupocie, o tym, że uwierzyła obcemu mężczyźnie, który od dawna mylił twarze i nazwiska. Jak mogli wpuszczać takich ludzi na stanowiska w ochronie!
„Wybacz mi” – powiedziała, chowając twarz w jego ramieniu, a on ją pocałował.
I zdała sobie sprawę, że wszystkie jego uczucia powróciły do niego w pełnej mierze.
— No, chodź, Liosza! Katia poszła do sklepu, jak wróci, to nas złapią!
„Nikomu tego nie otworzymy!” – zaśmiał się.