Kira stała jak wryta przed drzwiami. Klucz wystawał z dziurki jak nóż wbity w plecy – i to było mniej więcej to samo. Ktoś hałasował w jej mieszkaniu. Nie tylko rozmawiał, ale wydawał polecenia, rozkazy. A głos należał do… no cóż, oczywiście. Jej teściowej. Jak mogłaby się bez niej obejść?
– Jureczka, moja droga, daj mi tę sofę. A szafa – Boże, kto w ogóle pomyślał, żeby ją tu postawić? Gdyby tylko wylądowała w koszu, od razu byłoby więcej powietrza – głos Tatiany Wasiljewny zabrzmiał z taką intonacją, jakby była generalnym wykonawcą remontu pałacu.
Kira powoli, bardzo powoli otworzyła drzwi – tak, żeby nie było słychać żadnego dźwięku, żadnego skrzypu, żadnego pisku. W przedpokoju – walizki, torby, jakaś szmata i filcowe buty. A w salonie teściowa, niczym Napoleon podczas podboju, dowodzi dwoma tragarzami. Jurij stoi, kiwając głową, jak manekin w samochodzie.
„A co to za cyrk z tymi meblami, przepraszam?” zapytała Kira cicho, ale ostro, zamierając w progu, jakby przyłapała ich na robieniu czegoś wyjątkowo nieprzyjemnego.
— Kiroczka, kochanie! Jesteś już? — Tatiana Wasiljewna uniosła ręce, jakby chciała mu się rzucić w ramiona. — A my tu jesteśmy, no cóż, tak jakby… odświeżamy wystrój. Mały remont, nic wielkiego, nie martw się.
— Jakie naprawy, Taniu Wasiliewno? — Kira powoli przeniosła wzrok na Jurija. — Jura, czyś ty oszalał? Co się dzieje?
– No, w tym rzecz… – zaczął Jurij, jak uczeń u dyrektora. – Mama i tata… no, jest tarcie. Na razie zamieszka z nami. Tymczasowo.
– Tymczasowo? – zapytała Kira, cofając się o krok. – Jak to? Dzień? Tydzień? A może teraz zadowolisz mnie liczbą „sześć miesięcy”?
– Och, nie przesadzaj, Kira – Tatiana Wasiljewna machnęła ręką. – Maksymalnie trzy miesiące. No dobra, cztery. A skoro już tu jestem… to złapię oddech. A tak w ogóle, to masz dużo miejsca. Będę uważać.
— Ostrożnie?! — Kira upuściła torbę. — Czy ktoś w ogóle zamierzał mnie o to zapytać? Czy jestem tylko ozdobą w waszym rodzinnym kinie?
– Córeczko, dokąd mam iść, co? Przenocować na ławce? – westchnęła teściowa, tragicznie przykładając rękę do piersi, jakby nikt na nią w tym domu nie czekał, a ona była biedną wędrowczynią.
„To moja matka!” – dodał ponuro Yura. „Nie możesz być przeciw własnej matce, prawda?”
– Jestem przeciwny arbitralności, Yura. Przeciwko temu, że o wszystkim decydowałeś beze mnie! To moje mieszkanie. Mieszkałem tu przed ślubem. I nie zamierzam mieszkać w mieszkaniu komunalnym z kimś, kto uważa mój gust za „niesmaczny”.
– Zgadza się. Żyła przed ślubem – teściowa skrzyżowała ręce na piersi. – Teraz jesteście rodziną. A syn, jak najbardziej, ma prawo zaprosić matkę. Zwłaszcza w tak trudnym momencie.
Kira zacisnęła zęby, odwróciła się i poszła do sypialni, trzaskając drzwiami tak mocno, że jej teściowa się wzdrygnęła.
Kira milczała przez pierwsze kilka dni. Co drugi dzień oddychała, jak joginka. Ale pod koniec tygodnia zdała sobie sprawę, że ta kobieta nie przyszła z wizytą. Przyjechała z walizkami, prawem jazdy i poradnikiem zatytułowanym „Jak zmienić czyjeś życie na swoje”.
Przestawiano meble, prano szafy, wyrzucano rzeczy – wszystko, co nie odpowiadało „smakowi”.
— To… to był wazon od mojej mamy! Ostatni prezent przed… no, rozumiesz! — Kira trzymała w rękach worek na śmieci z odłamkami i trzęsła się.
„Jakiś nonsens” – zbyła to Tatiana Wasiljewna machnięciem ręki. „Kurzył się. Kupiłam nowy w Lencie – stylowy, minimalistyczny. Możesz się cieszyć”.
Pod koniec drugiego tygodnia Kira czuła się, jakby była w areszcie domowym. Kontrole, przesłuchania, inspekcje.
„Znowu się spóźniłaś?” – teściowa powitała ją w drzwiach, zakładając okulary niczym policjantka. „Yura jest głodna. Mężczyźni muszą jeść na czas, a nie czekać, aż ktoś pomarzy o swojej karierze w biurze”.
— Ostrzegałam cię. Mamy termin, projekt jest w impasie. — Kira przeszła obok, nawet nie zdejmując kurtki.
– Za naszych czasów żony wracały z pracy o szóstej. Zupa, kompot… – prychnęła teściowa. – A teraz „biznesmenka”, co za nazwa.
Minął miesiąc. Pewnego dnia Kira obudziła się i zdała sobie sprawę, że nie jest już gospodynią. Jest tu gościem. We własnym mieszkaniu.
Wieczorem, zebrawszy się na odwagę, zastała Jurija w kuchni.
„Musimy porozmawiać” – powiedziała cicho, ale stanowczo.
— A co znowu? — Yura spokojnie żuł kanapkę. Wyglądał, jakby nic go to nie obchodziło – nawet jeśli po mieszkaniu maszerowało wojsko.
— O twojej matce. Jest z nami już od miesiąca. Kiedy wyjedzie?
— No cóż, nie teraz. Przeżywa trudny okres…
– A dla mnie to znaczy, że to kurort. Bawię się świetnie. Każdego ranka z teściową w łóżku, o, przepraszam – z teściową w kapciach w kuchni!
— Ona po prostu chce pomóc, Kira. A ty jesteś jak w zasadzce.
— Pomocy? Wyrzuciła moje rzeczy! Mój sweter! Powiedziała: „Stare rzeczy”! A nosiłam go na studiach!
— No cóż, mama jest doświadczoną kobietą. Może powinniśmy posłuchać?
— Czy ty w ogóle słyszysz, co mówisz?! Mieszkasz z dwiema kobietami, a jedną z nich nie jestem ja.
W tym momencie, jak na zawołanie, do kuchni weszła Tatiana Wasiljewna. Trzymała w rękach szmatę, a na jej twarzy malowało się niezadowolenie.
— Kolejny skandal? Kira, to tak, jakbyś urządzała konkurs – ile razy dziennie możesz wpaść w furię?
— Ja? To ty wywołałeś tu huragan!
— W „Twoim mieszkaniu”, jak lubisz powtarzać, wszystko jest już od dawna wspólne. Czy zapomniałeś, że jesteś żonaty?
– Nie, nie zapomniałem. A skoro jesteś taki prawniczy, to zapisz: mieszkanie kupiliśmy przed ślubem. Za pieniądze mojej mamy. Wszystko jest udokumentowane.
— I co teraz? Wyrzucić mnie? Jak psa?
Kira milczała przez chwilę i spojrzała na męża. Jadł. Jadł, jakby nic się nie stało i nawet nie pomyślał o wstaniu.
— Nie, Tatiano Wasiljewna. Właśnie wychodzę. Z tego mieszkania. Z tego bałaganu. Z moimi rzeczami.
Wyszła. Trzasnęła drzwiami. Potem wróciła. Wzięła klucz. I wyszła. Bez słów.
***
Kolejne dni ciągnęły się jak zimna, grudkowata owsianka. Kira skradała się po domu, starając się nie patrzeć teściowej w oczy, zostawała po godzinach w pracy, chwytała się każdej wymówki, żeby wyjść wcześniej – nawet o pół godziny, byle tylko uniknąć usłyszenia tego lepkiego:
— Yura, spójrz tylko na swoją żonę. Zimna jak zeszłoroczny śledź.
Jurij udawał, że wszystko jest w porządku. Wieczorami siedział, wpatrując się w tablet, żując makaron, kiwając głową do matki, jakby to był jakiś serial telewizyjny – „Teściowa atakuje 3” – i czekał, aż problem sam się rozwiąże. Ale cholerstwo nie rozwiązało się samo.
Pewnego ranka Kira stanęła przy szafie i dziwnie zamrugała: nie z powodu braku snu, nie. Bo jej ulubionej niebieskiej sukienki z dekoltem w serek już tam nie było.
Przewróciła całą szafę do góry nogami – z nerwami, z duszą, z zepsutym zamkiem w kurtce. Znalazła ją. W śmietniku. Razem z kilkoma innymi rzeczami, starannie zapakowanymi, jak na wyprzedaży.
„Tatiana Wasiljewna, mówisz poważnie?” Jej głos drżał, ale nie poddała się i wyciągnęła sukienkę z torby jak sztandar.
– Powinnaś spojrzeć na siebie z zewnątrz – teściowa nawet nie drgnęła. – W tych łachmanach wyglądasz jak nędzna dziewka. Jesteś mężatką. Czas się ubrać przyzwoicie.
„Sama wymyślę, co na siebie włożyć” – Kira przestała się trząść. Zaczynała się gotować.
— Jura, no, powiedz jej coś! — zawołała teściowa, zwracając się do syna, jakby prosząc o pomoc.
Jurij, powoli popijając kawę, nie odrywając wzroku od ekranu, mruknął:
— Mamo, nie zaczynaj. Pozwól mu nosić, co chce.
— Jest! Jest! — Ręce Tatiany Wasiljewny powędrowały w górę, ku sufitowi. — Nie dba o to, jak wygląda jego własna żona!
Kira zacisnęła zęby, odłożyła rzeczy i zatrzasnęła drzwi szafy z takim hukiem, że nawet kot zanurkował pod łóżko. Ale po kilku dniach zdała sobie sprawę, że problem prawdopodobnie nie tkwił w sukience. Jej ulubione buty zniknęły – te same czarne szpilki, w których czuła się co najmniej jak Claudia Schiffer. A potem – jej kosmetyczka. Zniknęła, jak pensja w dniu zaliczki.
Apoteoza nadeszła, gdy przed wypłatą sprawdziła stan konta – i było na minusie. Nie tylko puste, ale jak w głowie kuriera, który pomylił adres.
„Yura, wypłaciłeś pieniądze z naszego konta?” zapytała wieczorem, starając się mówić spokojnie, ale jej głos drżał jak u DJ-a w porannym radiu.
— O, tak, filmowałem to — mruknął, nie odrywając wzroku od telefonu. — Pashka tego potrzebował. Jego brat.
— Jaka jeszcze Paszka?
— Mój. Najmłodszy. Ma… no cóż, problemy z interesami.
— Wypłaciłaś pieniądze i nawet nie zapytałaś?
— No cóż, mama powiedziała, że musimy pomóc. To rodzina. Szkoda? — wzruszył ramionami, jakby mówili o mące w szafce, a nie o trzydziestu tysiącach.
— Szkoda? — Kira ścisnęła telefon, jakby chciała rzucić nim w głowę. — To moje pieniądze! Zapracowałam na nie!
– Nasze – wbiegła Tatiana Wasiljewna, wyglądając jak prokurator na pierwszym przesłuchaniu. – Wszystko w rodzinie jest podzielone. I Paszka to odda. Zwróci.
„Kiedy?” Kira zwróciła się do niej, a w jej głosie słychać było dźwięk szkła.
– No cóż… jak tylko się poprawi – machnęła teściowa. – A tak przy okazji! Tak sobie myślałam. Ty i Yura potrzebujecie większego mieszkania. Moglibyśmy to sprzedać…
— Co? — Kira aż zadrżała, jakby wylała wiadro lodowatej wody.
— Znalazłem już dobrą ofertę. Trzypokojowe. Okolica świetna, sklepy w pobliżu. Oczywiście trzeba będzie dopłacić… Ale Yura weźmie kredyt i wszystko się ułoży.
„Mamo, może nie teraz?” Jurij próbował wtrącić słowo, ale jego głos był tak słaby jak wczorajsza kaszka manna.
— A kiedy, Yura? Czas na dzieci, a ty siedzisz w tym gabinecie. I nie miałbym nic przeciwko osobnemu pokojowi.
Kira wstała. Po prostu wstała, cicho. I wyszła. Kuchnia pozostała w tyle, wraz z zapachem spalonego tostu i rodzinnym teatrem absurdu.
Poszła do sypialni i wyjęła z sejfu teczkę z dokumentami. Akt darowizny od matki. Umowę kupna-sprzedaży. Wyciąg z rejestru. Wszystko leżało schludnie poukładane w teczkach. Przeglądała je powoli, jak ksiądz modlitewnik. Tylko że zamiast łaski, w jej krwi czuła gniew.
I wtedy, bez pukania, jak gdyby była w domu, weszła Tatiana Wasiliewna.
„Już wszystko zdecydowałam!” – powiedziała radośnie. „Jutro pójdziemy obejrzeć mieszkanie. To bardzo dobra opcja. Myślę…”
„Nie” – Kira nawet nie podniosła głowy. Po prostu ostrożnie odłożyła dokumenty.
— Co masz na myśli mówiąc „nie”? — Tatiana Wasiljewna zamarła, jakby rozbiła się o ścianę.
— Yura! — zawołała Kira głośno i wyraźnie. — Proszę wejść. Porozmawiajmy.
Jurij przyszedł. Nie mówiąc już o tym, że radośnie. Raczej jak uczeń do dyrektora. Z telefonem w dłoni i obojętnym spojrzeniem.
„Usiądźcie oboje” – wskazała na łóżko. „Teraz porozmawiamy poważnie”.
– O, co to za teatr, co? – prychnęła teściowa, ale usiadła. Poprawiła nawet spódnicę, jakby szła do notariusza, a nie słuchać, jak ją zaraz wyniosą z mieszkania bez rozgłosu.
***
Oto adaptacja fragmentu w humanistycznym, konwersacyjnym stylu, jakby to była historia kobiety z sąsiedztwa, pełna charakteru, emocji, sarkazmu i napięcia. Wszystko w duchu Tatiany Ustinowej, ale bardziej sugestywnie, z codziennym bólem i szczyptą ironii.
Kira rzuciła teczkę z dokumentami o stół z takim impetem, że teczka lekko podskoczyła i zsunęła się na krawędź. I powoli odwróciła się do krewnych, którzy wygodnie rozsiedli się na jej kanapie, jakby to oni byli właścicielami, a nie ona.
„Byłam cierpliwa przez długi czas. Bardzo długi” – jej głos drżał, ale już nie ze strachu, a ze zmęczenia. „Najpierw wpadłeś na mnie jak ulewa, bez ostrzeżenia. Potem te drobiazgi zaczęły krążyć na talerzach: »to nie tak, to przesuń, to wyrzuć«. Potem zaczęli zabierać rzeczy bez pytania – ubrania, książki, kosmetyki. I wisienka na torcie – moje pieniądze. Po prostu je zabrali. Bez żadnej dyskusji. To wygodne, prawda?”
– Znów się zaczyna… – teściowa przewróciła oczami, przewracając się na kanapie. – Jura, powiedz jej już coś. Ona wariuje.
– Nie, posłuchaj – Kira ostro uniosła brodę, a jej głos stał się jak papier ścierny na szkle. – To są dokumenty mieszkania. W całości moje. Kupione przed ślubem. Mama mi pomogła, a oto akt darowizny. Pieniądze były moje. Nie dzielone. Moje.
— No i co z tego? — Tatiana Wasiljewna zacisnęła usta, jakby połknęła cytrynę. — Jesteście teraz rodziną. Wszystko jest wspólne. Mieszkanie też.
– Mylisz się – Kira radośnie wyciągnęła kolejną kartkę papieru. – Yura i ja mamy kontrakt małżeński. To była moja inicjatywa. Niespodzianka, prawda?
Yuri drgnął w miejscu, jakby Kira uderzył go pasem w plecy. Zbladł i odwrócił się.
„Co się stało?” syknęła matka. „Kontrakt małżeński? Za twoimi plecami?”
– Nie za plecami – Kira już patrzyła na męża. – Sam się podpisał. Przy zdrowych zmysłach. I z długopisem w ręku, nawiasem mówiąc. Pamiętasz, Yura? Powiedziałem wtedy: „Tak będzie spokojniej”.
„Myślałem, że to tylko kawałek papieru…” mruknął, jakby przepraszając ścianę.
— A teraz ten kawałek papieru jest moim zbawieniem.
Kira podeszła do szafy i bezceremonialnie wyciągnęła dwie walizki. Jedna była nowa, z metką, druga stara i łuszcząca się, jak sama myśl o zamieszkaniu z krewnymi.
— Masz godzinę, żeby się przygotować. Nie więcej.
— Co?! — Tatiana Wasiljewna podskoczyła, jakby ją ktoś użądlił. — Wyrzucasz nas?! Twoją rodzinę?!
– Dokładnie – Kira spojrzała mu prosto w oczy. – Nie pozwolę ci więcej tu bałaganić. Dość. To moje życie, moje rzeczy i moje pieniądze. I przestań udawać, że mnie wspierasz. Jestem dorosłym mężczyzną. I, nawiasem mówiąc, mam rozum.
— Yura! — pisnęła teściowa. — Czemu milczysz?! Powiedz jej, że zostajemy!
— Kira, no cóż, może moglibyśmy to omówić… — Yura wstał z łóżka, jakby wstawał, żeby dostać postrzał.
— Porozmawiamy o tym? — Kira zachichotała. — Rozmawialiśmy o tym przez trzy miesiące. Przez cały czas twoja matka rządziła tu jak generał w koszarach. Nie będę już o tym rozmawiać. Podejmuję działania. Albo oboje odejdziecie, albo zadzwonię na policję. Mam pełne prawo. Mieszkanie jest moje. Dokumenty leżą tam na stole. Jeśli chcesz, zadzwoń do prawnika, on wszystko potwierdzi.
– Pożałujesz! Niewdzięczna! Jesteśmy z tobą całym sercem, a ty… – Tatiana Wasiljewna podniosła walizkę jak granat.
– Z całego serca, tak… – Kira uśmiechnęła się szeroko. – Przyszliście jako goście, a zachowywaliście się jak najeźdźcy. Rozkazywaliście, przerabialiście, nakrywaliście się kocem. Weźcie pieniądze – proszę. Wyrzućcie moje ubrania – łatwo. A nawet próbowali sprzedać moje mieszkanie. Z duszą, powiadasz?… Nie jestem psem z balkonu. To mój dom. Moje życie.
Yura stanął i spojrzał na żonę, a potem na matkę ze zdziwieniem, jak chłopiec w sklepie z zabawkami, gdzie wszystko jest drogie i straszne.
„Ty też stąd wynoś się!” syknęła teściowa. „Nie waż się mieszkać z tą… kobietą!”
– Yura sam zdecyduje – przerwał Kira zmęczonym głosem. – Ale jeśli zdecyduje się zostać, to zgodnie z moimi zasadami. Twoja matka jest za drzwiami. Nie będzie już żadnych instrukcji. Od nikogo. W przeciwnym razie… wiesz.
Tatiana Wasiliewna bezszelestnie wybiegła z pokoju. Walizka zadudniła po podłodze niczym bęben na pogrzebie.
Jurij został. Stał przez pięć sekund. Potem ruszył w stronę drzwi.
— Kira… może… no to porozmawiajmy…
— Nic do powiedzenia. Wybierz — albo ja, albo mama.
— Ale to… jak mogę wybrać? To jest mama…
— No to wybierz. Nie stawiam ci ultimatum. Po prostu nie chcę już być trzecim dzieckiem w naszym małżeństwie.
Zatrzymał się, zakrztusił, ale nadal szedł za matką. Drzwi zatrzasnęły się. Echo przeszło po mieszkaniu, jakby nawet ono nie wiedziało, co się wydarzy.
Kira powoli opadła na łóżko. Jej ręce drżały, nogi wibrowały. Ale w środku czuła się, jakby ciepła herbata się rozlała. Spokój. Wolność. Straszne, oczywiście, ale w inny sposób – ludzkie.
Tydzień później Jurij w końcu zadzwonił.
— Może porozmawiamy? Mama już wyszła, wróciła do domu…
„Nie, Yura” – odpowiedziała niemal szeptem. „Ja też się odsunęłam. I zdałam sobie sprawę: nie potrzebuję obok siebie osoby, która nie jest w stanie mnie chronić. Nawet przed własną matką.
— Ale ja cię kocham!
– Za mało. Miłość to nie emotikony w komunikatorze. To, kiedy jesteś dla mnie, a nie dla niej. Zabierz swoje rzeczy na weekend. Złożyłam pozew o rozwód.
Nacisnęła „zakończ połączenie” i podeszła do okna. Na zewnątrz ktoś palił i się śmiał, a w jej wnętrzu panowała cisza. Ale spokój. Jakby alarm w końcu został wyłączony.
Trzy miesiące. Przez te trzy miesiące nauczyła się najważniejszej rzeczy – szacunku do siebie. Nawet jeśli musi zostać sama.
Telefon zaczął dzwonić bez przerwy. Krewni stali się aktywni jak mrówki w cukierniczce. Po cichu dodała numery do czarnej listy. Usunęła nawet swoją byłą dziewczynę, która mamrotała coś o „trzymaniu rodziny razem”.
Kira nie spała pierwszej nocy. Leżała i słuchała, jak mieszkanie skrzypi, oddycha, żyje – bez komend i skomlenia. A rano – obudziła się i poszła napić się kawy. Sama. Bez „znów źle nalałaś”. Bez „po co w tym wychodzisz”. Bez „myślisz tylko o sobie”.
Miesiąc później – nowe zamki. I nowe serce. Rozwód przebiegł szybko – dzięki umowie małżeńskiej. Jurij narzekał, marudził, ale szybko się poddał. Najwyraźniej żył nie na własną rękę, a na zawołanie.
Nigdy więcej nie słyszała od teściowej. Podobno wróciła do męża. Najwyraźniej jej syn okazał się nie tak niezawodnym przewodnikiem.
I Kira… Kira w końcu westchnęła. I zaczęła żyć.
W jej domu panowały teraz zasady, które należały do niej. I żadna Tatiana Wasiljewna nie miała zamiaru ich zmieniać.