„Zadzwoniła twoja ciężarna kochanka i przywitała się z tobą!” powiedziała żona bez emocji.

„Dzwoniła twoja ciężarna pani. Przywitała się!” powiedziała Irina, nie odrywając wzroku od pieca.
Andriej zamarł w drzwiach kuchni. Dwadzieścia lat, całe życie, przemknęło mu przed oczami. Klucze wyślizgnęły mu się z ręki.
„O czym ty mówisz? O jakiej pani?” Głos mu drżał.
„Alice. Chyba twoja asystentka?” Irina w końcu się odwróciła. „Młoda, dwadzieścia pięć lat. Mówi, że jest już w czwartym miesiącu. Gratulacje, tato!”
W jej oczach był taki ból, że Andriej miał ochotę zapaść się pod ziemię.
„Ira, wszystko ci wyjaśnię…
” „Wyjaśnisz mi?” Zaśmiała się ochryple. „Co dokładnie? Jak się „bawiłeś” z sekretarką, kiedy biegałam po lekarzach, próbując zajść w ciążę? Albo jak mnie okłamałeś, mówiąc, że zostajesz po godzinach w pracy?
” „Wiesz, co jest najgorsze? Miałam pomysł. Ale ci uwierzyłam. Jak głupia, uwierzyłam ci!”
— Iroczka, posłuchaj… — Andriej zrobił krok w stronę żony, ale ona gwałtownie wyciągnęła rękę.
— Nie podchodź bliżej! Boże, jakie obrzydliwe… Dwadzieścia lat przepadło!
— Czy to takie trudne? — Irina znów się zaśmiała. — Co jest takiego trudnego? Wziąłeś młodą kochankę. Zaszła w ciążę. A ja… — jej głos się załamał — Jestem tylko starą, bezpłodną kukułką, prawda?
W następnej sekundzie piekący policzek przerwał ciszę.
— Wynoś się — wyszeptała. — Idź do… do niej.
— WYNOCHAJ SIĘ! — Chwyciła solniczkę ze stołu i rzuciła nią w niego.
Drzwi wejściowe zatrzasnęły się. Irina powoli opadła na krzesło. Jej telefon zawibrował. SMS z nieznanego numeru: „Przepraszam. Nie chciałam, żeby to wszystko tak się potoczyło. Alice.”
— Suka — wyszeptała Irina.

Andriej siedział w samochodzie. Piętnaście nieodebranych połączeń od matki – to była Irina, oczywiście, dzwoniąca do teściowej. Telefon zadzwonił ponownie. Alicja.
– Gdzie jesteś? Twoja żona! Przyszła do mojej pracy, zrobiła awanturę… Nakrzyczała na całe biuro. Rzuciła mi w twarz jakimiś papierami… Andriusza, to były wyniki jej badań. Na niepłodność.
Z jękiem opuścił głowę na kierownicę.
– Nie wiedziałem… Naprawdę nie wiedziałem, że nie możesz mieć dzieci.
– Przyjedź. Boję się sam.
– Jadę – powiedział.
Matka natychmiast zadzwoniła.
– Ty… psie! – zagrzmiał jej głos. – Coś ty zrobił, co? Iroczka płacze. Zadałaś się z jakimś smarkatym bachorem! Nie jestem już twoją matką! Nie dzwoń, dopóki nie opamiętasz się!
Rozłączyła się. Telefon znów drgnął – wiadomość od Iriny: „Papiery rozwodowe będą gotowe za tydzień. Możesz odebrać swoje rzeczy w weekend”. „Wyjeżdżam”.
Zaraz zadzwonił kolejny telefon – Alicja.
– Wyjeżdżasz niedługo? Boli mnie brzuch…
– Już jadę! – odpowiedział, gwałtownie obracając kierownicą.
Telefon zadzwonił ponownie.
– Co do cholery… – chwycił słuchawkę, nie patrząc na ekran.
– To nie Alicja – powiedziała Irina, a jej głos brzmiał niezwykle spokojnie. – Zrobiłam test. Wyobrażasz sobie? Ja też jestem w ciąży.
Wszystko wokół zdawało się zamarznąć. Gwałtowny pisk hamulców. Uderzenie. Ciemność.

„Zawał serca” – powiedział sucho lekarz. „Do tego urazowe uszkodzenie mózgu. Jego stan jest stabilny, ale poważny”.
Irina stała przy oknie oddziału intensywnej terapii. Alisa siedziała obok niej, z twarzą ukrytą w dłoniach.
„Przestań płakać” – wycedziła Irina przez zaciśnięte zęby. „Nie grasz w operze mydlanej
”. „Ty… ty też…?” Alisa zamilkła, patrząc na ledwo zauważalny brzuch Iriny.
„Ty też zaszłaś w ciążę?” Irina uśmiechnęła się szeroko. „Tak. Nie układało się przez dwadzieścia lat, a teraz – bum!
” „Wiesz” – powiedziała nagle Irina – „kochałam go od pierwszego roku. A potem ślub, wszystko było jak należy. A ja tu jestem, okazując się „ułomna”.
„Nie mów tak” – powiedziała Alisa ledwo słyszalnie.
„Jak mogę tak mówić? Wiesz, u ilu lekarzy byłam? Ile zabiegów przeszłam? A on ciągle powtarzał: «Nie martw się, kochanie…». Kłamał. Po prostu kłamał.
— On cię kocha — powiedziała Alicja.
— Nawet kiedy on cię „to” powiedział?
— Myślałam… że jesteśmy zakochani — wyszeptała.
— Co zrobimy? — zapytała Alicja.
— Będziemy mieli dzieci. Oboje będziemy mieli dzieci. Andriej Michalycz będzie miał dwóch spadkobierców… Kiedy wyzdrowieje, niech wybierze. Chociaż… — uśmiechnęła się szeroko — jego wybór nie jest zbyt wielki: stara żona z dzieckiem czy młoda kochanka ze statystą.
— Nie oddam tego, co moje — powiedziała Irina, patrząc Alicji prosto w oczy. — Dwadzieścia lat należy do mnie, rozumiesz? A ty… po prostu wskoczyłaś do czyjegoś pociągu.

Andriej ocknął się tydzień później. Pierwszą rzeczą, jaką zobaczył, była jego żona siedząca na krześle przy łóżku.
— Ira… — jego głos był ochrypły.
— Przyszedłeś już, przystojniaku? — w jej słowach słychać było lekką drwinę. — A ja już myślałam, że flirtujesz z młodymi aniołkami tam, w niebie.
— Wybacz mi…
— Nie zaczynaj. Nie będę dzielić mieszkania. Zatrzymaj też samochód. Już rzuciłam pracę.
— Co? Dlaczego?
— Wracam do Tweru. Do rodziców. Tam powietrze jest czystsze. Będzie lepiej dla dziecka.
— Ira, nie…
— Muszę, Andriuszo. Wiesz, myślałam tu o tylu rzeczach. Masz rację — naprawdę jestem starym głupcem. Ale nie dlatego, że ci wierzyłem. Ale dlatego, że bałem się żyć bez ciebie.
— Kocham cię — wyszeptał.
— Ty kochasz… Pewnie. Z przyzwyczajenia. Ale nie chcę być przyzwyczajeniem.
Wstała.
— Alisa przychodziła codziennie. Płakała i mówiła, że ​​rezygnuje ze wszystkich roszczeń. Dałam jej numer telefonu dobrego ginekologa. I pośrednika nieruchomości — on pomoże jej znaleźć mieszkanie. Będzie trochę ciasno w kawalerce z dzieckiem.
— Ty… co? — Andriej nie mógł uwierzyć własnym uszom.
— Co się stało? Teraz jesteśmy w tej samej sytuacji.
— Ira…
— Wiesz — zatrzymała się w drzwiach — naprawdę cię kochałam. Do szaleństwa… A teraz jakby to puściło. Jakbym nabrała powietrza. Dziękuję ci za to. I podziękuj jej.
Wyszła. Lekki zapach jej perfum unosił się w sali. Andriej wyjrzał przez okno. W mokrym marcowym mieście dwie kobiety nosiły jego dzieci pod sercem.
„Ciekawe” — pomyślał — „czy dzieci będą przyjaciółmi? Czy też będą dzielić… coś przez całe życie?”

Добавить комментарий

Ваш адрес email не будет опубликован. Обязательные поля помечены *