Spróbuj jeszcze raz oddać klucze do naszego mieszkania twojej mamie, a zamieszkasz z nią! Rozumiesz mnie.

Wracając do domu, Marina poczuła obcy, duszący zapach walokordinu i smażonej cebuli już od progu. Jej mieszkanie, jej osobista przestrzeń, ponownie zajęła teściowa, Galina Pietrowna. W salonie na ulubionym fotelu Mariny wisiał jaskrawy, robiony na drutach szal, a na stoliku kawowym tłoczył się porcelanowy słoń z połamaną trąbą i zakurzonymi sztucznymi kwiatami.

– Czemu milczysz jak obcy? Zmęczony jesteś? – dobiegł radośnie z kuchni. – Widzę, że tu kurz i pustka. No cóż, już wszystko uporządkuję. Człowiek powinien przychodzić do przytulnego domu.

Marina bez słowa, dwoma palcami, jakby z obrzydzeniem, zebrała rzeczy nieznajomej – szal, słonia, serwetkę – i ruszyła do drzwi wejściowych. Otworzyła je szeroko.
„Dokąd idziesz? Zabrałaś moje rzeczy…” – teściowa wyjrzała z kuchni.
Marina podeszła i ostrożnie złożyła wszystkie te graty w jej dłoniach.
„Żegnaj, Galino Pietrowna” – powiedziała cicho, ale wyraźnie.
„Co masz na myśli… Co się stało? Chciałam pomóc…
” „Żegnaj” – powtórzyła Marina, wyraźnie wskazując na wyjście.
Oszołomiona tak chłodnym, uprzejmym wyproszeniem, teściowa wycofała się na podest. Marina płynnie zamknęła za sobą drzwi. W tym momencie klucz przekręcił się w zamku po drugiej stronie.

Jej mąż, Anton, pojawił się w progu.
„Marin, co się stało? Wyrzuciłaś mamę?” zapytał zdezorientowany.
„Wyrzuciłam ją z domu, który próbowała przerobić na swój”, odpowiedziała Marina lodowatym głosem. „Odpowiedz mi, Anton. Jak się tu dostała? Drzwi były zamknięte.

Próbował uniknąć odpowiedzi, mówiąc o jej szorstkości, ale nie ustępowała.
„Chcę wiedzieć, Anton. Jak. Ona. Się. Tu. Dostała.
” „Dałem jej klucz” – wydusił w końcu, patrząc na podłogę. „Na wszelki wypadek! Na wypadek nagłego wypadku, rozumiesz?”
Lodowaty spokój na twarzy Mariny ustąpił miejsca zimnej furii.
„Spróbuj jeszcze raz dać matce klucze do naszego mieszkania, a zamieszkasz z nią! Rozumiesz?!”. Jej niski, dźwięczny głos brzmiał jak smagnięcie biczem.

  • Śmiesz tak do mnie mówić? — wybuchnął Anton. — Bo moja mama przyszła posprzątać bałagan w naszym własnym domu? Powinieneś się jej kłaniać! Jest samotną osobą, opiekuje się nami, bo widzi, że sobie nie radzisz!
  • Porozmawiajmy konkretnie o tym, co twoja mama nazywa „porządkiem” — jej głos znów stał się stalowy.
    Oprowadziła go po mieszkaniu, pokazując mu ślady „troski”. Jej drogie albumy ze sztuką zostały wepchnięte do szuflady komody, a na ich miejscu leżały magazyny „Dachnye Sowiet” (Porady Domków Letnich). Jej ulubiona herbata ziołowa wylądowała w koszu, zastąpiona tanią herbatą w torebkach. A jej prosty biały kubek został wyrzucony i zastąpiony brzydkim „dopasowanym” kubkiem z napisem „Maria jest duszą towarzystwa”.
  • Ona nie pomaga, Anton. Niszczy wszystko, co moje. Metodycznie wypędza mnie z mojej własnej przestrzeni. To nie troska. To zajęcie.

Fakty były niepodważalne. Przyparty do muru Anton wyrzucił z siebie:
„I co z tego? To wszystko są rzeczy, Marin! Jesteś gotowy zniszczyć rodzinę przez jakiś kubek? Moja matka… ona jest właśnie taką osobą! Tak okazuje miłość!
”. „Nie proszę jej, żeby się zmieniła” – Marina powoli do niego podeszła. „Proszę ją, żeby trzymała się z daleka od mojego domu”.
W swojej ostatniej desperackiej próbie odzyskania kontroli nad sobą popełnił fatalny błąd.
„To też mój dom!” – warknął. „I ja decyduję, kto może tu przychodzić! Moja matka będzie tu przychodzić, kiedy tylko zechcę!”.

Twarz Mariny się nie zmieniła. Spokojnie się odwróciła, weszła do sypialni i wróciła z dużą torbą podróżną, rzucając ją na podłogę u jego stóp.
„To mieszkanie było moje na długo przed twoim przybyciem. I pozostanie moje długo po twoim odejściu” – powiedziała lodowatym, bezbarwnym głosem. „Masz dwadzieścia cztery godziny na spakowanie swoich rzeczy. Tych, które uważasz za swoje. Zamki wymieniają tu jutro w porze lunchu. Chciałeś, żeby twoja matka tu przyszła? Świetnie. Teraz możesz u niej zamieszkać, a ona będzie sprzątać po tobie całą dobę”.
Spojrzała na zegarek.
„Czas ucieka”.
Po tych słowach wyszła z mieszkania, nie odwracając się. Anton został sam. Sam pośrodku mieszkania, które nagle przestało być „ich”. Sam z zapachem valocordinu i własną miażdżącą porażką. Pusta torba podróżna leżała u jego stóp.

Добавить комментарий

Ваш адрес email не будет опубликован. Обязательные поля помечены *