- Wołodenko, ja…
Słowa utknęły jej w gardle. Władimir siedział na łóżku. W dłoniach trzymał telefon. A na ekranie… Swietłana zamarła, nie wierząc własnym oczom.
- Swieta, może powinniśmy spać osobno? — Władimir zadał to pytanie przy śniadaniu, nie podnosząc wzroku znad talerza z jajecznicą.
Swietłana zamarła z filiżanką kawy w dłoni. Jej serce zabiło mocniej, a potem zaczęło walić jak szalone.
„Co?” – to było wszystko, co udało jej się wykrztusić. „Dlaczego?”
Władimir w końcu podniósł wzrok, a w jego oczach malowało się zmęczenie.
- Po prostu… ostatnio nie śpię wystarczająco dużo. Przewracasz się z boku na bok, czasami chrapiesz. Myślę, że to byłoby lepsze dla nas obojga.
Swietłana poczuła, jak grunt usuwa jej się spod stóp. Trzydzieści lat małżeństwa i nagle to? Postawiła filiżankę na stole, bojąc się, że drżące ręce zdradzą jej stan.
„Czy… czy ty mówisz poważnie?” Jej głos drżał zdradziecko.
- Nie, nic poważnego — Władimir wzruszył ramionami. — To była tylko myśl. Pomyśl o tym, dobrze?
Wstał od stołu, pocałował żonę w policzek i poszedł szykować się do pracy. A Swietłana siedziała dalej, czując, że jej świat się wali. „Spać osobno? Czy to normalne dla męża i żony?” – ta myśl kołatała się w jej głowie, nie dając jej spokoju.
Swietłana zawsze była dumna ze swojego małżeństwa. Trzydzieści lat to nie żart! Ona i Wołodia poznali się jeszcze na studiach. Och, jakże zakochała się w tym wysokim, okularniku z wydziału fizyki i matematyki! A on, wyobraźcie sobie, wahał się, czy do niej podejść, przez cały miesiąc. Później przyznał, że bał się, że taka piękność go odrzuci.
Ale co mógł zrobić? Swietłana była uważana za najpiękniejszą kobietę w akademiku. Długie, jasnobrązowe warkocze, oczy błękitne jak chabry na polu. Ale jej serce było już zajęte. Zakochała się po uszy w tym samym Wołodii.
Ślub był skromny, ale radosny. Skąd studenci wzięli pieniądze? Ale miłości było aż nadto! Potem nastąpił podział majątku, przeprowadzka do obwodu moskiewskiego. Swietłana dostała pracę w szkole jako nauczycielka języka rosyjskiego i literatury, a Władimir – jako inżynier w fabryce.
Lata mijały jak szalone. Urodziła się córka Natasza, potem syn Aloszka. Dostaliśmy mieszkanie, potem zbudowaliśmy domek letniskowy. Wszystko jest takie, jak u innych.
A nocą… Ach, te noce! Swietłana wciąż się rumieniła, przypominając sobie, jak ona i Wołodia… Fuj, ty nicponiu! W jej wieku takie myśli! Ale stało się, stało się! I czułość, i namiętność, i pragnienie bycia razem w każdej sekundzie.
W ostatnich latach oczywiście wszystko się uspokoiło. I to zrozumiałe – nie jestem już taka stara. Ale spanie osobno? Nawet w najgorszym koszmarze nie mogłam sobie tego wyobrazić!
A teraz, patrząc przez okno w ponury październikowy poranek, Swietłana wciąż nie mogła pojąć: dlaczego Władimir nagle zaczął o tym mówić? Może ona naprawdę chrapie? Albo… Nie, nie, nawet nie chciała o tym myśleć. Jej Wołodenka, i to z boku? To niemożliwe!
Przecież jeszcze wczoraj wieczorem wszystko było jak zwykle. Zjedli razem kolację, potem ona szydełkowała serwetki na ślub Nataszy, a Wołodia bawił się tabletem – jest zaawansowany, czyta wszystkie wiadomości. A tu nagle – spłynęło! Jak grom z jasnego nieba…
Swietłana była w siódmym niebie. Cały dzień biegała po mieszkaniu, ciągle sięgając po telefon. Do kogo powinna zadzwonić? Z kim powinna się skonsultować?
Pierwszą rzeczą, jaka przyszła mi na myśl, była oczywiście moja najlepsza przyjaciółka – Galina Siergiejewna.
- Gal, wyobrażasz sobie? Wołodka zaproponował, żebyśmy spali osobno! — wyrzuciła z siebie Swietłana, gdy tylko jej przyjaciółka odebrała telefon.
– Fuj, wystraszyłaś mnie! – odpowiedziała Galina. – A myślałam, że coś się stało. Wielka szkoda, że śpimy osobno! Żyjemy tak z Pietrowiczem już pięć lat. I nic, nawet się poprawiło.
- Co jest lepsze? — Swietłana była zaskoczona.
– No i co! Wysypiam się, nie chrapie mi w ucho. Ale kiedy… no wiesz… – Galina zaśmiała się znacząco – to jeszcze ciekawiej. Jak za młodu – czasem do mnie, czasem do niego.
Swietłana zarumieniła się. Nie, to zdecydowanie nie było to, co chciała usłyszeć! Pożegnawszy się szybko, wybrała numer córki.
– Natasza, moje słońce, mam to… – zaczęła Swietłana, ale się zatrzymała. Jak wytłumaczyć córce, że ojciec chce spać osobno?
- Mamo, co się stało? Coś się stało? — martwiła się Natasza.
- Nie, nic… Po prostu… Tata dziś coś dziwnego zasugerował.
- Która? — W głosie córki słychać było napięcie.
„Śpijcie osobno” – wyszeptała Swietłana.
Po drugiej stronie linii zapadła cisza.
- A… co w tym złego? — zapytała ostrożnie Natasza. — Wiele par tak robi. Słuchaj, moja szefowa ostatnio chwaliła się, że w końcu z mężem zdecydowali się na oddzielne sypialnie. Mówi, że życie się poprawiło.
Swietłana prawie upuściła telefon. Czy cały świat oszalał?
- Ależ córko, to nieprawda! Mąż i żona powinni być razem!
- Mamo, czy ty utknęłaś w ubiegłym wieku? — W głosie Nataszy słychać było lekką irytację. — Najważniejsze, żeby ludzie czuli się komfortowo.
Wygodnie? Czy naprawdę o to chodzi? Swietłana pożegnała się z córką i z rozpaczą wybrała numer teściowej.
- Mamo Wala, witaj! No i co z tego…
Po wysłuchaniu zawiłej opowieści synowej Walentyna Pietrowna westchnęła ciężko:
- Swietoczko, moja droga, czy pomyślałaś kiedyś, że może Wołodia po prostu potrzebuje odpoczynku? Jesteście razem już tyle lat. Czasem człowiek jest zmęczony…
- Ode mnie, czy co? — szlochała Swietłana.
- Och, co ty mówisz, głuptasie! — zaniepokoiła się teściowa. — Po prostu… lata mijają. Może naprawdę trudno mu spać razem. Chrapie, czy coś…
Po odłożeniu słuchawki Swietłana usiadła w kuchni, obejmując twarz dłońmi. Co powinna zrobić? Czy naprawdę powinna się zgodzić? A może… może to wszystko ma jakiś cel? A co, jeśli Wołodia ma kogoś innego?
I wtedy ją olśniło. A co, jeśli… A co, jeśli uda, że się zgadza? A potem przyjrzała się bliżej i odkryła… Tak, dokładnie! Wyda go! A jeśli coś się stanie, niech nie myśli, że po prostu się wycofa!
Kiedy Władimir wrócił z pracy, Swietłana powitała go z uśmiechem:
- Wiesz, Wołodenko, tak sobie myślałem… Może masz rację, że śpimy osobno. Spróbujmy?
Władimir uniósł brwi ze zdziwienia:
- Naprawdę? No cóż… okej. Dzięki za zrozumienie.
Pocałował żonę w policzek i poszedł umyć ręce. A Swietłana stała dalej w korytarzu, czując, jak kipi w niej determinacja. No, czekaj, Wołodenko! Jeszcze dojdę do prawdy!
Minął tydzień. Siedem długich, bolesnych dni i nocy. Swietłana czuła się, jakby siedziała na szpilkach. Łapała, analizowała i próbowała zrozumieć każde spojrzenie i gest Władimira. Co mu chodziło po głowie? Dlaczego to zrobił?
W nocy leżała w ich ogromnym małżeńskim łożu, wsłuchując się w ciszę panującą w sąsiednim pokoju, do którego przeprowadził się Władimir. Sen nie nadchodził. Myśli wirowały jej w głowie, jedna straszniejsza od drugiej.
A co, jeśli naprawdę jest ktoś inny? Młoda, piękna… Jakaś sekretarka z nogami jak z uszów. Albo nowa pracownica – laska z napompowanymi ustami i silikonowymi piersiami. Swietłana wstała, podeszła do lustra. Krytycznie się sobie przyjrzała. Tak, nie jest już dziewczynką. Zmarszczki wokół oczu, siwe włosy… Ale jest piękna! I utrzymuje figurę – dzięki jodze i pływaniu.
„Och, Wołodko, Wołodko” – wyszeptała w ciemność. „Czy naprawdę się odkochałaś?”
W ciągu dnia starała się być nienaganną gospodynią domową. Gotowała ulubione dania męża, utrzymywała mieszkanie w idealnym porządku. Kupiła nawet nową sukienkę – obcisłą, granatową. „Dopasowaną do koloru jej oczu” – powiedziała ekspedientka w sklepie. Władimir to zauważył i pochwalił. Ale… to wszystko.
W piątek wieczorem Swietłana nie mogła już wytrzymać. Postanowiła – niech się dzieje, co chce! Wyda Wołodkę. Poczekała, aż pójdzie do swojego pokoju, i dopiero wtedy zaczęła działać.
Najpierw prysznic. Potem jej ulubione perfumy, te same francuskie, które Władimir dał jej na ostatnie urodziny. Lekki makijaż, włosy rozpuszczone na ramiona. I co najważniejsze, jedwabna koszula nocna. Półprzezroczysta, w delikatnym różu. Swietłana kupiła ją rok temu, ale zawsze wstydziła się ją założyć. A teraz to jak jej ostatnia walka!
Cicho, na palcach, podeszła do drzwi pokoju męża. Serce waliło jej jak szalone. Wzięła głęboki wdech, wydech. I pchnęła drzwi.
- Wołodenko, ja…
Słowa utknęły jej w gardle. Władimir siedział na łóżku. W dłoniach trzymał telefon. A na ekranie… Swietłana zamarła, nie wierząc własnym oczom. Była na ekranie. Ich zdjęcie ślubne. - Swieta? — Władimir wzdrygnął się i podniósł wzrok. — Co się stało?
- A tobie… co się stało? — powtórzyła jak echo.
Zapadła cisza. Długa, dźwięczna. A potem Władimir ciężko westchnął i poklepał dłonią łóżko obok siebie:
- Chodź tutaj. Musimy porozmawiać.
Swietłana podeszła chwiejnie i usiadła. Władimir wziął ją za rękę.
„Wybacz mi, stary głupcze” – powiedział cicho. „Ja… ja prawie wszystko zepsułem”.
- Co… Co masz na myśli? — Swietłana poczuła, że w gardle rośnie jej gula.
– Tak, to wszystko – machnął ręką po pokoju. – To oddzielne spanie to głupota. Wiesz, dlaczego to zaproponowałem?
Pokręciła głową w milczeniu.
„Bałem się” – powiedział po prostu Władimir. „Bałem się, że stałem się dla ciebie… ciężarem”.
- Ciężar? — wykrztusiła Swietłana. — Czy ty oszalałeś?
– Tak po prostu – uśmiechnął się smutno. – Patrzę na ciebie – piękna, energiczna, młoda duchem. A ja? Stary pierdziel, wiecznie zmęczony i chrapiący po nocach.
- Och, ty głupia! — Swietłana nie wytrzymała i przytuliła się do męża. — Jak mogłaś pomyśleć coś takiego?
- A ty? — Pogłaskał ją po włosach. — Co sobie wyobrażałaś przez te wszystkie dni? Myślisz, że nie widziałem, jak cierpisz?
I wtedy Swietłana się załamała. Rozpłakała się, chowając twarz w ramieniu Władimira:
- Ja… Myślałam, że się we mnie odkochałaś! Myślałam, że może pojawił się ktoś inny! Młoda, piękna…
– Kochanie – Władimir mocno przytulił żonę. – Czyż może być ktoś piękniejszy od ciebie? Jesteś najpiękniejsza. Zawsze byłaś, jesteś i będziesz.
Siedzieli w ciemności, tuląc się do siebie. Zupełnie jak wtedy, w młodości, kiedy dopiero zaczynali się spotykać. I nagle Swietłana cicho się zaśmiała:
- Wiesz, prawie wystawił bym cię na prawdziwą próbę!
- Jak to? — zdziwił się Władimir.
- Tak, miałem zamiar cię śledzić. Sprawdź telefon, zadzwoń do ciebie do pracy…
Teraz Władimir także się roześmiał:
– Och, te kobiece fantazje! A ja, głupia ze mnie, myślałam, że robię dobrze. Zawsze bałam się, że przeze mnie nie będziesz mogła spać.
– Głupi – Swietłana delikatnie pogłaskała męża po policzku. – Jak mogę spać bez ciebie? Nie zmrużyłam oka przez całą noc!
– A ja – przyznał Władimir. – Leżałem i myślałem: co ja zrobiłem? I bałem się to naprawić. Pomyślałem, że może tobie będzie wygodniej…
Spojrzeli sobie w oczy. I nagle – jak za młodu! – wyciągnęli do siebie ręce. Pocałunek był czuły, drżący. Jak wtedy, na ich pierwszej randce.
„Wiesz co?” – wyszeptała Swietłana, odrywając się od ust męża. „Zróbmy to teraz…”
- Co? — Władimir uniósł brew.
- O to chodzi!
Swietłana zerwała się na równe nogi, chwyciła męża za rękę i pociągnęła go za sobą. Pobiegli korytarzem, chichocząc jak nastolatki, i wpadli do sypialni. Ich sypialni.
- Cóż, mój kochany mężu — Swietłana uśmiechnęła się chytrze. — Udowodnisz, że jestem najlepsza z najlepszych?
- Oczywiście, moja kochana żono — Władimir skłonił się żartobliwie. — Zaraz to udowodnię!
…Rano obudzili się przytuleni. Swietłana otworzyła oczy i spotkała wzrok Władimira. Uśmiechnął się – ciepło, czule.
„Dzień dobry, moja radości” – wyszeptał.
„Dzień dobry, kochanie” odpowiedziała.
I oboje zrozumieli – wszystko będzie dobrze. Bo są razem. I razem potrafią sobie poradzić ze wszystkim. Nawet z własnymi lękami i głupotami.
Ranek był wyjątkowo słoneczny. Swietłana stała przy piecu, smażąc ulubione naleśniki Władimira i cicho śpiewała. Jej dusza była lekka i radosna.
- Mmm, co to za pyszny zapach? — Władimir wszedł do kuchni, objął żonę od tyłu i pocałował ją w szyję.
- Jakbyś nie wiedział! — zaśmiała się Swietłana, żartobliwie uderzając go ręcznikiem. — Usiądź, zaraz zjemy śniadanie.
Siedzieli przy stole, trzymając się za ręce, jak zakochani nastolatkowie. Rozmawiali o najróżniejszych błahostkach, śmiali się. Jakby ten tydzień rozłąki nigdy się nie wydarzył.
- Słuchaj, może powinniśmy wziąć urlop? — zaproponował nagle Władimir. — Pojedziemy gdzieś razem, co? Jak za młodu?
Swietłana po prostu promieniała:
- Naprawdę? Och, Wołodenko, daj spokój! Marzyłem o tym od dawna!
„No cóż, postanowione” – uśmiechnął się. „Usiądziemy dziś wieczorem i omówimy, dokąd pojedziemy”.
Swietłana kręciła się cały dzień. W pracy jej koledzy byli zdziwieni – co jest nie tak z ich Swietłaną Iwanowną? Wyglądała co najmniej dwadzieścia lat młodziej!
Wieczorem, gdy ona i Władimir już planowali wakacje, zadzwonił telefon. Galina Siergiejewna.
- No i co u ciebie, mój przyjacielu? — zapytała od razu. — Nadal cierpisz z powodu spania osobno?
Swietłana się zaśmiała:
- Jaki oddzielny sen, Galoczka! Wczoraj z Wołodią coś takiego robiliśmy…
A potem zatrzymała się gwałtownie, rumieniąc się. Władimir, słysząc to, puścił do niej oko i żartobliwie pogroził jej palcem.
- No, daj spokój — zaśmiała się Galina. — No, powiedz mi, co tam się stało?
- No widzisz — Swietłana przycisnęła słuchawkę do ucha i wyszła do innego pokoju. — Po prostu rozmawialiśmy. Naprawdę rozmawialiśmy. I wiesz, okazało się, że wszystkie nasze lęki są tylko w naszych głowach.
- No i co teraz?
- I znowu jesteśmy razem. I, wyobraź sobie, jedziemy na wakacje! Tylko we dwoje!
- Jesteś niesamowita! — podziwiała mnie moja przyjaciółka. — To właśnie znaczy prawdziwa miłość!
Pożegnawszy się z Galiną, Swietłana wróciła do męża. Władimir właśnie zakończył rezerwację wycieczek.
„No cóż, żonko” – powiedział, przyciągając Swietłanę do siebie. „Jesteś gotowa na nową przygodę?”
„Z tobą pójdę na koniec świata” – odpowiedziała, całując go.
Wieczorem, leżąc w łóżku, Swietłana rozmyślała o tym, jak omal nie zniszczyła ich szczęścia swoimi głupimi podejrzeniami. I jak jedno proste „musimy porozmawiać” zmieniło wszystko.
„O czym myślisz?” – szepnął Władimir, przytulając ją.
„No cóż, tak sobie myślę” – odpowiedziała równie cicho. „Jak dobrze, że mamy siebie nawzajem”.
„I zawsze będziemy” – powiedział pewnie. „Śpij, kochanie. Jutro nowy dzień”.
Zasypiając w ramionach męża, Swietłana czuła się jak najszczęśliwsza kobieta na świecie. W końcu, czy może być coś lepszego niż świadomość, że obok jest ktoś, kto jest gotowy stawić czoła każdej burzy?
A spanie osobno… Cóż, może kiedyś spróbują. Ale teraz Swietłana wiedziała na pewno – nawet jeśli będą musieli spać w osobnych pokojach, ich serca zawsze będą blisko.