Synu, niech twoja żona mniej narzeka w nocy! Nie po to się do ciebie wprowadziłem, żeby słuchać tej hańby! Serce mi krwawi, potrzebuję spokoju.

– Mamo, co się stało?
Nikita wszedł do kuchni, zwabiony zapachem Corvalolu. Marina Giennadiewna siedziała przy stole, nalewając do szklanki ciemny płyn. Jej sztandar bojowy.
– Nie spałam całą noc – poskarżyła się. Jej oczy zasnuła męka. – Synu, niech twoja żona mniej narzeka w nocy! Nie po to się do ciebie wprowadziłem, żeby słuchać tej hańby! Serce mi pęka!

Nikita zamarł. Krew uderzyła mu do twarzy. Słowa matki miały wzbudzić nie gniew, lecz lepki, paraliżujący wstyd.
W tym momencie do kuchni weszła Ałła, ubrana w lekki jedwabny szlafrok i z uśmiechem na ustach. Na jej widok Marina Giennadiewna zacisnęła usta.
„Dzień dobry, Alo. Chyba się wyspałaś?”. Jad w jej głosie się skumulował.
Ałła w ułamku sekundy oceniła sytuację. Na jej twarzy nie malowało się ani zażenowanie, ani gniew. Uśmiech tylko się poszerzył, olśniewający i wyzywający.
„Najserdeczniejsza, Marina Giennadiewna!” – zaśpiewała. Podeszła do Nikity, lekko pocałowała go w skroń i zwróciła się do teściowej. „Nikito, kochanie, zapomniałaś, że dzisiaj wybieramy dla mnie nową koronkową bieliznę? Chyba weźmiemy coś czerwonego. Żeby noce były jeszcze jaśniejsze”.
To był strzał w odpowiedzi. Celny i bezlitosny. Zostawiła matkę, purpurową ze złości, samą ze swoim bezużytecznym Corvalolem i całkowitą porażką ataku.

Bezpośredni atak się nie powiódł, a Marina Giennadiewna zmieniła taktykę na partyzancką pod pretekstem „pomocy w pracach domowych”. Jej celem była sypialnia. Poczekała, aż Ałła pójdzie wziąć prysznic, po czym wślizgnęła się do pokoju. Na komodzie leżała torebka z butiku z bielizną. Palce teściowej z obrzydliwą ciekawością rozkładały papier. Stamtąd wyłonił się ten sam czerwony komplet. Marina Giennadiewna patrzyła na niego jak na twarz wroga.
Wieczorem, gdy Nikita i Ałła wrócili, powitał ich ostry zapach wybielacza. Pośrodku kuchni, na oparciu krzesła, niczym flaga pokonanego państwa, wisiała szarobrązowa szmata, na której ledwo można było dostrzec kontury szkarłatnego kompletu.
„Och, Nikituszko, sprzątałam tu i postanowiłam wszystko wyprać” – denerwowała się Marina Giennadiewna. Znalazłam go w koszyku, więc wrzuciłam do pralki. Podobno bardzo wyblakł. Pewnie chiński.
Nikita czekała, aż Alla wybuchnie, ale ta milczała. Jej spojrzenie było spokojne i zimne. Bez słowa podeszła do krzesła, podniosła uszkodzony komplet dwoma palcami, podeszła do kosza na śmieci i wrzuciła go do środka.
Odwróciła się. Na jej ustach nie było uśmiechu.
– Spokojnie, Nikita. Kupimy nowe. Tym lepiej. Podobno niektórzy lubią nie nosić pięknych rzeczy, a po prostu dotykać cudzej bielizny. Nawet jeśli oznacza to sięgnięcie do kosza z brudną bielizną.
Maska niewinności spadła z twarzy Mariny Giennadiewny. Przegrała i tę rundę.

Przegrana bitwa przekonała ją, że potrzebuje ciężkiej artylerii. Stał się nią ojciec Nikity, Giennadij Arkadiewicz. W niedzielę przybył na „rodzinny obiad”, który bardziej przypominał trybunał.
„Siła rodziny, Allo, opiera się na szacunku dla starszych i kobiecej skromności” – zaczął Giennadij Arkadiewicz, ocierając usta. „Kobieta jest strażniczką ogniska domowego. A kiedy w domu nie ma spokoju i przyzwoitości, kiedy noce zamieniają się w… khm… farsę, to znaczy, że ognisko domowe pękło”.
Nikita skuliła się, spodziewając się eksplozji. Ale Ałła, skończywszy żuć kawałek, ostrożnie odłożyła widelec.
„Masz absolutną rację, Giennadiju Arkadiewiczu. Rodzina to świętość”.
Rodzice wymienili spojrzenia. Nie spodziewali się takiej uległości.
„Mówisz o namiętności, o nocach” – kontynuowała Ałła miękkim, pochlebnym głosem. — Zawsze się zastanawiałam, jak ludziom z twojego pokolenia, którzy żyją razem od tylu lat, udaje się podtrzymywać tę namiętność? Musisz znać jakiś sekret, jak podtrzymywać ten ogień przez dekady, żeby noce były jasne, a uczucia ostre. To jest prawdziwy szacunek dla siebie nawzajem, prawda?
W kuchni panowała ogłuszająca, paraliżująca niezręczność. Alla nie protestowała. Przyjęła ich obłudny wykład i z miną niewiniątka zwróciła się przeciwko nim. Chcieli ją publicznie wychłostać, ale zamiast tego zostali rozebrani do naga.

Kolacja zakończyła się katastrofą. Giennadij Arkadjewicz wycofał się. W kuchni pozostało troje.
„No cóż, synu” – powiedziała w końcu Marina Giennadiewna. Jej głos był zimny jak stal. „Myślę, że nadszedł czas, żebyś podjął decyzję. Albo w tym domu będzie porządek, albo ona”.
To był wyrok śmierci. Nikita zrobił to, co robią wszyscy słabi. Podszedł nie do matki, ale do Ałły, która stała przy oknie.
„Słuchajcie wszyscy… Mamo… to starsza osoba. Może nie powinniście byli robić tego ojcu? Może po prostu… przeprosicie? No, na pokaz. Żeby w domu zapanował spokój”.
Ałła powoli się odwróciła. Spojrzała na niego, jakby widziała go po raz pierwszy. Z lodowatą ciekawością. Walczyła o niego. I właśnie zdała sobie sprawę, że nie ma o co walczyć. Przed nią stało trofeum, błagające ją, by dobrowolnie się poddała.
Nic nie powiedziała. Obeszła je jak przeszkodę i weszła do ich sypialni. Nikita miał nadzieję, że poszła ochłonąć.
Ale chwilę później wyszła z poduszką i kocem. Ałła podeszła do sofy, na której teściowa siedziała w zwycięskiej pozie, i po prostu rzuciła pościel na skórzaną tapicerkę.
„Teraz możesz spać tutaj albo iść i pościelić sobie łóżko obok mamy, bo jej spokój ducha jest dla ciebie ważniejszy. Od samego początku byłam przeciwna jej przeprowadzce do nas. I udało jej się. Gratulacje, Marino Giennadiewna. Kiedy wrócisz do domu, możesz zabrać ze sobą tę bezkręgową istotę, którą nazywałam moim mężem”.
Potem odwróciła się i wróciła do sypialni. Cichy trzask zamka był ostatnim dźwiękiem, jaki usłyszał Nikita. Został na wypalonej słońcem pustyni salonu, między zwycięską matką a drzwiami, za którymi kończyło się jego życie rodzinne.

Добавить комментарий

Ваш адрес email не будет опубликован. Обязательные поля помечены *