- Nie chcesz dać synowi pieniędzy na biedę? — zapytała teściowa Weroniki z wyzwaniem.
- A ty umiesz tylko zarabiać! — odpowiedziała tym samym tonem Ałła Juriewna.
- Nigdy nie miałam przyjemności z rozmowy z tobą!
- A dlaczego miałabym cię kochać, kokietko?
- Więc! — przerwała Weronika. — Nie przyszłam z tobą rozmawiać o miłości, tylko o pieniądzach!
- Czemu ciągle gadasz o pieniądzach? — Ałła Juriewna machnęła ręką. — Jak się miewa mały Igor?
- Wiesz, że jest źle! Potrzebujesz pieniędzy, żeby zatrudnić pielęgniarkę.
- Jaką pielęgniarkę? Po co Igorowi pielęgniarka, skoro ma żonę? — oburzyła się teściowa. — Żona ma opiekować się mężem!
- A tak przy okazji, ja pracuję i utrzymuję twojego syna!
- Ale skąd mam wziąć na to pieniądze? — Ałła Juriewna była zdezorientowana.
— A kiedy Igor robił ci remont i kupował meble, to nawet nie pomyślałaś, żeby odmówić!
— I nie odmówiłaś, kiedy dawał ci biżuterię!
— Więc sprzedaj swoje drobiazgi i zatrudnij pielęgniarkę! — krzyknęła Ałła Juriewna.
— Sama się tym zajmę! I nie musisz mi dawać pieniędzy! To przyjdź rano i sama zaopiekuj się Igorem! A jak nie, to wyślę go do jakiegoś domu opieki!
— Jak możesz tak robić? Własnego męża?
— Nigdy go nie kochałaś! — krzyknęła Ałła Juriewna.
— Dość tego! Mam tego dość! — Weronika uderzyła dłonią w stół. — Albo będziesz się nim opiekować, kiedy będę w pracy, albo dasz mi pieniądze na pielęgniarkę, albo wyślę go do jakiegoś przytułku!
Wieczorem Weronika nie pojechała do niepełnosprawnego męża, tylko pod inny adres.
– Koleńko! Kochanie! Tak bardzo za tobą tęskniłam! – Rzuciła się w ramiona ukochanego.
Namiętność spaliła ich, a potem nadszedł czas na rozmowę.
– Jak tam twoja? Ta sama kłoda? – zapytał Kola.
– Nie wyobrażasz sobie, jak mnie to dotknęło! – odpowiedziała Weronika. – To fizycznie trudne, a moralnie – nie do zniesienia! To jakieś niekończące się szaleństwo! To przynieś, tamto weź. Do toalety – tylko kaczkę albo pieluchę. I nawet nie mówi od razu po wyjściu. Czasem taki smród!
Kola słuchał i współczuł, ale nie proponował Weronice, żeby zostawiła męża. Dla niego korzystne było to, że była mężatką.
– Weroniko, jedziemy nad morze? – zaproponował. – Odpoczniesz. Zapraszam i za wszystko płacę!
– A jak długo? Pracuję.
– Jak długi jest twój urlop?
- Trzydzieści dni.
- Jedziemy na trzydzieści dni.
- Jedziemy, — zgodziła się Weronika, — Jakoś sobie z mężem poradzę. Przecież ma matkę!
Ponieważ Ałła Juriewna nie dała pieniędzy, dwa dni później pojawiła się osobiście.
– Aha – powiedziała Weronika – świetnie. W takim razie pojadę w podróż służbową ze spokojem.
– Jaką podróż służbową? – zdziwiła się Ałła Juriewna. – A co z małym Igorem?
– Ty i mały Igor zostaniecie! A ja będę zarabiać!
– Twój mąż jest niepełnosprawny, a ty go porzucasz?
– Nie na łaskę losu, ale oddając go w ręce troskliwej matki! Mogę całkowicie zrezygnować! I niech zarabia!
– Nie może, jest niepełnosprawny.
– Więc ja muszę zarabiać! A twój syn nie jest niepełnosprawny, tylko słabeusz! Kim on był przed wypadkiem? Programistą! Więc nadal może pracować z domu. A on tylko narzeka!
– On cierpi! – broniła syna Ałła Juriewna.
– A kto jest winny? Czy był zmuszony wsiąść na ten głupi motocykl? Czy był zmuszony pędzić autostradą z prędkością dwustu? Muszę więc wyjechać służbowo na cały miesiąc, żeby nakarmić Igoreczoka!
Weronika była z siebie bardzo zadowolona. A fakt, że podróż służbowa była fikcyjna, oznacza, że ona też powinna odpocząć.
Weronika cieszyła się szczęściem przez trzy tygodnie. Morze, słońce, ukochany! A potem wszystko zbladło.
– Niczego ci nie obiecywałem! – krzyknął Kola. – Nie jesteś moją żoną! Tylko spędzamy razem czas!
– Więc zabawiałaś się z jakąś sprzątaczką w naszym pokoju!
– Czemu krzyczysz?
– Myślałem, że jesteśmy zakochani!
– Zamierzasz mi powiedzieć, że zamierzasz odejść od męża? – zadrwił Kola.
– Może i tak!
– Powiedz mi! – zaśmiał się.
– Idź do diabła! – powiedział Kola i wyszedł z pokoju. Nie pojawił się, dopóki nie wyjechali. Zmienił bilet i wracali różnymi samolotami. Był czas na przemyślenia.
„Znowu wszystko w kółko” – pomyślała Weronika ze smutkiem – „jęczenie, marudzenie, prośby. Jedyną radością w życiu był Kola…”
Miasto powitało ją deszczem. Weszła do mieszkania tyłem, ciągnąc ciężką walizkę.
„Witaj z powrotem” – usłyszała głos męża.
Odwróciła się i o mało nie zsunęła po ścianie. Igor stał o własnych siłach w kuchni, mieszając herbatę. O kulach, chwiejąc się, ale o własnych siłach.
„Jak ci się odpoczywało?” – zapytał zupełnie spokojnie.
„Byłem…
”. „Zadzwoniłem do ciebie do pracy, powiedzieli, że byłaś na wakacjach nad morzem. Nie musisz kłamać, że jesteś w podróży służbowej
”. „Niech sobie kłamie” – powiedziała teściowa, wychodząc z pokoju. „To równie prawdopodobne, jak to, że skłamała o niczym, żeby postawić cię na nogi!
”. „Myślałaś, że nigdy nie dowiemy się o operacji?” – zapytał Igor. „Tak, była droga i ryzykowna. Ale jak widzisz, pomogła
”. „Mówili mi, ale to bardzo drogie!” – wyszeptała Weronika.
„Nie tak drogo” – oświadczyła Ałła Juriewna.
– Mama sprzedała mieszkanie – powiedział Igor – wystarczyło na operację i rehabilitację.
– A ty też masz mieszkanie! – wtrąciła się teściowa. – Gdybyś była dobrą żoną, nie skąpiłabyś, sprzedałabyś je i wyleczyła męża!
– Nie musiałam – powiedziała Weronika.
– To moje mieszkanie – kontynuował spokojnie Igor – Mama się do mnie wprowadziła. I prosimy cię, żebyś opuścił mieszkanie. Zresztą masz gdzie się podziać.
– Igorze! Tak się cieszę!
– I jakże się cieszę! – odpowiedział. – A przede wszystkim cieszę się, że pozbyłam się kogoś takiego jak ty!
Weronika mogła mu przypomnieć, jak się nim opiekowała, jak myła kaczki. Ale nie zrobiła tego. Tak, uratowała mieszkanie, znalazła spokój w ramionach innej osoby. Miłość psuje się jak jedzenie, gdy się kończy. Ale miłość matki do syna nie ma daty ważności.
Miłość z datą ważności
Współautor: Vitaly Zakharchenko